13 kwietnia 1943 r. radio Berlin nadało komunikat o znalezieniu ciał 10 tys. pomordowanych polskich oficerów. 47 lat później, 13 kwietnia 1990 r., agencja prasowa TASS podała krótką informację, w której przyznano, że to sowiecki aparat bezpieczeństwa jest odpowiedzialny za zbrodnię katyńską. Oba komunikaty był prawdą z domieszką nieprawdy.
W pierwszym wypadku, w kwietniu 1943 r., odnaleziono nieco ponad 4 tys. ciał zamordowanych oficerów Wojska Polskiego. W drugim wypadku Sowieci przyznali się do zbrodni, ale odpowiedzialnością za to została obarczona tylko sowiecka bezpieka, tak jakby w czasie zbrodni partia i jej lider Józef Stalin nie mieli nic do powiedzenia.
Jak doszło do zbrodni
1 września 1939 r. Niemcy nazistowskie napadły na Polskę. 17 września, realizując postanowienia paktu Ribbentrop-Mołotow, siły ZSRS przekroczyły wschodnie granice Polski. Skutkiem tej agresji było dostanie się do niewoli sowieckiej ok. 250 tys. żołnierzy Wojska Polskiego w różnych stopniach.
Szeregowych i podoficerów osadzono w łagrach. Oficerów, funkcjonariuszy policji i innych służb oddzielono i osadzono w specjalnych obozach. W Kozielsku (okolice Smoleńska) oraz w Starobielsku (okolice Charkowa) osadzono oficerów Wojska Polskiego. W Ostaszkowie (koło Tweru, ówczesnego Kalinina) znaleźli się policjanci oraz przedstawiciele innych służb mundurowych.
Oficerów oraz przedstawicieli służb mundurowych traktowano jako szczególnie niebezpieczny element dla ustroju socjalistycznego. Ich losy mogły potoczyć się różnie, być może nawet udałoby się większości z nich wydostać z sowieckiej opresji po ogłoszeniu amnestii. Początkowo planowano skaptować jak największą grupę Polaków, przeciągnąć na stronę sowiecką za pomocą propagandy.
Jednak 5 marca 1940 r. szef NKWD Ławrientij Beria wystąpił do Stalina oraz do Biura Politycznego Komitetu Centralnego Wszechrosyjskiej Komunistycznej Partii (bolszewików) z wnioskiem o rozstrzelanie 14 700 jeńców z Kozielska, Starobielska oraz Ostaszkowa. Zaapelował także o rozstrzelanie jeszcze 11 tys. więźniów oraz jeńców przetrzymywanych w innych miejscach odosobnienia. Wyroki śmierci wydawali: Wsiewołod Mierkułow (zastępca Berii), Bogdan Kobułow oraz Leonid Basztak.
Nielicznym udało się uniknąć śmierci. Jednych uznano za potrzebnych, ponieważ mogli posiadać ważne informacje, np. członkowie polskiego wywiadu. Inni, jak np. ppłk. Zygmunt Berling, dobrowolnie przeszli na służbę nowej socjalistycznej ojczyzny. Niektórych wybrano, inni sami dokonali wyboru.
Policzeni, nigdy niezapomniani
Dosłowną realizację wyroku rozpoczęto 3 kwietnia 1940 r. Jeńców z Kozielska przewieziono do stacji Gniezdowo koło Smoleńska. W pobliskim Lesie Katyńskim, na terenie bazy wypoczynkowej NKWD, były już przyszykowane doły śmierci – tam zginęło 4410 jeńców z Kozielska. Wśród nich znalazło się 287 oficerów pochodzących z byłego województwa wileńskiego, a także dwóch oficerów, którzy zadeklarowali się jako Litwini.
3739 jeńców ze Starobielska wymordowano w okolicach Charkowa, na terenie osiedla Piatichatki. Wśród nich znalazło się 218 oficerów pochodzących z województwa wileńskiego.
6314 funkcjonariuszy służb mundurowych z Ostaszkowa zabito w Miednoje (okolice Tweru) i wśród nich było 183 z terenów Wileńszczyzny.
Więźniów z innych miejsc odosobnienia wymordowano w liczbie 7305 w miejscach przetrzymywania. Wśród nich też był pewien odsetek mieszkańców Wileńszczyzny, jednak wroga postawa Rosji w sprawie katyńskiej nieprędko pozwoli ustalić wszystkie szczegóły.
Ogółem wymordowano 21 768 osób. Mówi się o mordzie w Lesie Katyńskim, ponieważ tam odkryto pierwsze groby w kwietniu 1943 r. Katyń stał się symbolem tej zbrodni.
Próby zakłamania zbrodni katyńskiej
Wraz z odkrywaniem szczegółów tej zbrodni nie ustają próby jej zakłamania. Sowieci 14 kwietnia 1943 r. wydali oszczerczy komunikat, w którym podano, że naziści znaleźli ciała oficerów Wojska Polskiego, którzy byli w sowieckich obozach jenieckich. Rzekomo po agresji Niemiec na ZSRS nie zdążono ich ewakuować, więc trafili w ręce nazistów i zostali przez nich zamordowani.
Podano wówczas, że naziści chcą kłamstwem przykryć swój haniebny postępek. Jako argument wykorzystano to, że na miejscu zbrodni znaleziono łuski niemieckiej produkcji. To były łuski od nabojów produkcji firmy Gustav Genschow und Co, której zakład mieścił się w Durlach koło Karlsruhe (Baden), i były one oznaczone jako „Geco 7,65. D”. W latach 1922–1929 fabryka Genschowa dostarczała ten rodzaj amunicji do ZSRS. Z kolei do końca 1938 r. dostarczała broń oraz amunicję także na rynek państw bałtyckich oraz do Polski. Tak więc gdy Sowieci we wrześniu 1939 r. rozpoczęli okupację części Polski, w ich ręce trafiły spore zasoby owej amunicji. Zostały przekazane do magazynów NKWD. Jednak ten fakt został skrzętnie pominięty przez sowiecką propagandę.
Walka o prawdę
Wileńszczyzna jest powiązana ze zbrodnią katyńską podwójnie. Po pierwsze, przez powyżej wspomniane ofiary oficerów oraz funkcjonariuszy z niej pochodzących. Po drugie, przez dziennikarzy, którzy nagłaśniali tę sprawę, nie pozwolili jej rozpłynąć się w niepamięci.
Pierwszym był Józef Mackiewicz. Jako jedyny wileński dziennikarz był obecny w Katyniu w czasie prac ekshumacyjnych przeprowadzanych przez nazistów. Podobno pozwolenie na wyjazd do Katynia otrzymał od dowództwa wileńskiej AK. W taki sposób Armia Krajowa chciała uzyskać informacje na temat zbrodni i jej sprawców. Swoje wrażenia, dokumenty i wszystko, co wiąże się z tajemnicą Lasu Katyńskiego, Mackiewicz zawarł w książce „Sprawa mordu katyńskiego”. Ta publikacja była pierwsza.
Stosownie byłoby przytoczyć tu słowa Józefa Mackiewicza, które przemawiają wymowniej:
„Człowiek żyjący, żyjący nawet w warunkach tak ograniczonego bytowania, jakim były obozy sowieckie, użytkuje masę przeróżnych drobiazgów. A więc szczoteczki, grzebyki, zapałki, cygarniczki, jakieś pudełka, tytoń, papierosy, ołówki, żyletki, lusterka, portmonetki, bo ja wiem… na pamięć mi już nie przychodzi to wszystko biedne, skurczone, na wpół zgniłe… U jednego w mojej obecności wydobyto nawet pudełko prezerwatywów, z wyraźnym nadrukiem fabryki – i ten wstydliwy, intymny przedmiot jego życia, ogołocony tu, w tym potwornym lesie, w smrodzie i śmierci, w obliczu tragedii, u człowieka, którego czaszka przebita była kulą na wylot, wydawał się czymś straszliwie ludzkim, na tle tej nieludzkiej zbrodni. (…)
Ale osobowość każdego nie wyraża się tylko mundurem, odznakami stopnia oficerskiego czy krzyżem na piersiach, albo schowanym w kieszeni. Przemawia nade wszystko wyrazem przedmiotów, które miał przy sobie do ostatniej chwili, a które jeszcze żyją, bo mówią literami, które można odczytać. Nazwisko za nazwiskiem… tysiące”.
Dęby pamięci, krzyże katyńskie
Jest i drugi dziennikarz, który wydobył mord katyński z mgły niepamięci i stał się strażnikiem pamięci o Katyniu na Wileńszczyźnie. Był nim długoletni redaktor „Czerwonego Sztandaru”, a później „Kuriera Wileńskiego”, publicysta Jerzy Surwiło.
Surwiło zbierał fakty dotyczące wileńskich śladów zbrodni katyńskiej. W jednej z pogadanek na ten temat powiedział: „Nie trzeba doszukiwać się osobliwych przyczyn tej zbrodni. To po prostu była zemsta Stalina za klęskę pod Warszawą w 1920 r. Mordując oficerów w taki sposób, Stalin zemścił się też na Piłsudskim; pośrednio, ale zemścił się”.
To właśnie Jerzy Surwiło przyczynił się do tego, że i na Litwie stanęły krzyże katyńskie: w Miednikach, Rudnikach, na Górze Krzyży, w Mejszagole. W kwietniu 2008 r. ziściło się jego największe marzenie, w wileńskim kościele św. Rafała została odsłonięta tablica upamiętniającą pochodzących z Wilna i Wileńszczyzny oficerów oraz osoby cywilne – ofiary zbrodni katyńskiej. Tekst na tablicy głosi: „Pamięci tysięcy oficerów Wojska Polskiego, przedstawicieli inteligencji, obywateli Rzeczypospolitej, w tym pochodzących z Litwy, zamordowanych przez NKWD w 1940 r. w Katyniu i innych miejscach kaźni”.
Także w innych miejscach Wilna są katyńskie ślady. Przy Gimnazjum im. Adama Mickiewicza rośnie dąb, który upamiętnia ppłk. Bronisława Hołuba zamordowanego w Katyniu. „Katyński” dąb rośnie też przy Gimnazjum im. Jana Pawła II i upamiętnia por. Zygmunta Kosiłowicza. Na terenie byłego szpitala sapieżyńskiego rośnie lipka „katyńska”. Tablice pamiątkowe są też w Gimnazjum im. św. Jana Bosko w Egliszkach (Jałówce). Te ślady świadczą o tym, że Wileńszczyzna też pamięta o swoich ofiarach katyńskich.
Podsumowanie
Żadna zbrodnia dokonana w okresie II wojny światowej nie może być bagatelizowana ani pomniejszana. Pamięć o każdej z nich niesie dla nas osobiste przesłanie. Mord katyński przypomina nam o wartościach wpojonych oficerom oraz funkcjonariuszom innych służb mundurowych, którzy wiernie służyli ojczyźnie. Mord katyński do dzisiaj jest niewygodny dla Rosji. Co przerażające, nadal w sporej części hołduje ona pamięci Stalina.
Tomasz Bożerocki
W pisaniu artykułu korzystałem z: Krzysztof Jasiewicz, „NKVD Katynės operacijos lietuvių ir buvusios Antrosios Lenkijos Respublikos Vilniaus vaivadijos gyventojų aukos”, „Genocidas ir rezistencija”, 2019, nr 1 (45); Józef Mackiewicz, „Sprawa mordu katyńskiego. Ta książka była pierwsza”, Londyn 2012; Anna Pieszko, „Katyń i Smoleńsk: Wileńszczyzna pamięta”, „Kurier Wileński” z 8 kwietnia 2016; „Zbrodnia katyńska. W kręgu prawdy i kłamstwa” pod red. Sławomira Kalbarczyka, Warszawa 2010.
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 14(40) 04-10/04/ 2020