Doradca prezydenta Darius Kuliešius, po posiedzeniu sejmowego Narodowego Komitetu Bezpieczeństwa i Obrony, oświadczył, że samorządy nadal nie są odpowiednio gotowe do uruchomienia elektrowni atomowej na Białorusi.
„Trudno odpowiedzieć jednoznacznie, dlaczego nie są odpowiednio dostosowane. Naszym celem jest, aby przygotowanie było, jak najlepsze. Moim zdaniem samorządy późnią się z należytym przygotowaniem. Ta kwestia była poruszona na posiedzeniu Komitetu. Są realizowane oceny planów oraz są odpowiednie zasoby finansowe przeznaczone na zakup brakujących środków. Pracujemy, chociaż z opóźnieniem, w tym kierunku” – oświadczył dziennikarzom Kuliešius.
Przewodniczący Komitetu Dainius Gaižauskas oświadczył, że elektrownia w Ostrowcu może być uruchomiona w najbliższy piątek.
Ostrowiec leży tuż przy litewskiej granicy, 50 kilometrów od Wilna, dlatego władze Litwy od lat apelują do społeczności międzynarodowej o wstrzymanie uruchomienia elektrowni. Stanowisko Litwy jest praktycznie popierane tylko przez Polskę.
W maju 2020 r. Sejm RL przyjął rezolucję. „W sprawie niezależności energetycznej i możliwego zagrożenia z powodu elektrowni atomowej w Ostrowcu”. Za jej przyjęciem głosowało 82 posłów, 4 wstrzymało się od głosu. W głosowaniu wziął udział tylko jeden poseł AWPL-ZChR, chociaż bezpośrednie zagrożenie elektrownia stanowi dla samorządów zamieszkałych w dużym stopniu przez litewskich Polaków.
Członek sejmowego komitetu ds. energetyki Poseł Zbigniew Jedziński nazwał rezolucję farsą. „Nie warto nawet mówić o tej rezolucji. Kiedy rozpoczęto budowę elektrowni atomowej w Ostrowcu, pan Kubilius, który wówczas był premierem, nie podjął żadnych kroków, żeby zapobiec jej budowie. Przeciwnie, jeździł nawet na wycieczki rowerowe na Białoruś, a następnie opowiadał o tym, jak przebiega budowa. Opozycja poruszyła tę kwestię teraz, kiedy jest już po czasie. Rezolucja jest czysto polityczną farsą i nic pod sobą nie kryje. Poza tym, moim zdaniem, Litwa postępuje bardzo nierozsądnie, zrywając wszystkie relacje z Białorusią. Koszty tych decyzji politycznych przełożą się na koszty energii elektrycznej, która w ten czy inny sposób, trafi na rynek krajowy” – mówił przed kilkoma miesiącami w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” polityk.