„Wilno od zawsze było miastem wielokulturowym i wielonarodowym. Teraz ludzie zaczynają to doceniać” – powiedział w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” mer Wilna oraz jeden z liderów nowo powstałej Partii Wolności Remigijus Šimašius.
Jak Pan ocenia wynik Partii Wolności w I turze wyborów sejmowych? Czy oczekiwał Pan takiego rezultatu?
Faktycznie, wyniki I tury zaskoczyły wiele osób. Nie tylko wynik AWPL-ZChR, ale również Partii Wolności. Osobiście wierzyłem w sukces. Sądzę, że dobry wynik naszego ugrupowania świadczy o pewnym przełomie w społeczeństwie Litwy. Wynik pokazał, że dla mieszkańców Litwy ważne są prawa człowieka i wzajemny szacunek. Takim przełomem był też osobisty sukces Polki z Litwy, Eweliny Dobrowolskiej, która została posłanką, z czego bardzo się cieszę. Na nią głosowali nie tylko Polacy, ale również Litwini. To jest ważne nie tylko dla niej i partii, ale dla samej Litwy. To świadczy o zmianach zachodzących w naszym społeczeństwie.
Czego partia oczekuje od II tury wyborów?
Z 35 kandydatów do II tury trafiło 12, w tym 9 w Wilnie. Na razie nie warto mówić o jakimkolwiek podsumowaniu, bo wybraliśmy tylko połowę sejmu. Całościowy obraz będzie tylko po II turze.
Ostatnio dużo się słyszy, że największe szanse ma koalicja konserwatywno-liberalna, czyli Związek Ojczyzny, Ruch Liberałów i Partia Wolności. Jak Pan ocenia takie prognozy?
Są różne prognozy. Bardzo często takie prognozy wrzucają sami konserwatyści. To nie oznacza jednak, że tak faktycznie jest lub tak się stanie. Trzeba zaczekać na ostateczny wynik i wówczas usiąść do stołu negocjacyjnego. Dla nas są ważne prawa człowieka, w tym również kwestie polskie, jak na przykład oryginalna pisownia nazwisk. Oczywiście, liczymy się z tym, że będziemy mieć tylko określoną liczbę posłów i nie będziemy w stanie sami stworzyć koalicji rządzącej. Możemy jednak mieć mocną pozycję negocjacyjną. Nie chcemy jednak rezygnować z naszych postulatów i rozwiązań.
Został Pan merem Wilna w 2015 r. Jednym z celów, które Pan wyznaczył, było wypromowanie Wilna jako miasta wielokulturowego i wielonarodowego. Czy to się udało?
Tak, merem Wilna jestem od pięciu lat i sądzę, że nasze miasto od zawsze było wielokulturowe i wielonarodowe. Być może wcześniej tego tak mocno nie akcentowano. Nie mówiono o tym. Wielka szkoda, że Wilno praktycznie straciło wspólnotę żydowską, która od wieków tworzyła miasto. Teraz to się zmienia i bardzo się z tego cieszę, bo ludzie zaczynają rozumieć, że wielokulturowość jest zaletą. Jeszcze w trakcie pierwszej kadencji umożliwiliśmy obsługę interesantów w języku ojczystym, w tym w języku polskim. Zainicjowaliśmy też akcję z zamieszczaniem dwujęzycznych tabliczek z nazwami ulic, które mają pewien wymiar symboliczny. Będziemy kontynuować akcję, ponieważ wszystkie nasze inicjatywy dają pozytywny odzew.
Swą karierę polityczną zaczynał Pan na stanowisku ministra, teraz jest pan merem stolicy Litwy. Czy planuje pan powrót do polityki ogólnokrajowej na szczeblu sejmu czy rządu?
To bardzo interesujące i aktualne pytanie. Faktycznie, karierę polityczną zaczynałem w ministerstwie, ale wcześniej wiele lat przepracowałem w tzw. trzecim sektorze. Na razie mam plany związane z Wilnem. Co będzie później, zobaczymy, jak będzie się rozwijała sytuacja. Na początku mojej pierwszej kadencji miasto borykało się z problemami finansowymi. Teraz ten etap mamy za sobą. Dzięki czemu ludzie widzą, jak się rozwija, zmienia i pięknieje nasze miasto.
Czyli trzecia kadencja jest możliwa?
Teraz jest przedwcześnie, aby o tym mówić. Na najbliższe lata mam plany związane z Wilnem. Później będę się zastanawiał, w którym kierunku mam podążać.