Nie sprawdziły się prognozy Komisji Europejskiej, które przewidywały, że pandemia negatywnie wpłynie na zarobki mieszkańców unii. W ubiegłym roku na Litwie wzrost wynagrodzeń był na poziomie 12 proc. w skali kraju. Eksperci podkreślają, że wzrost jest w dużym stopniu odzwierciedleniem polityki poszczególnych spółek. Jednak polityka regionalna państwa nadal nie zdaje egzaminu, ponieważ różnica w zarobkach między prowincją a metropoliami jest ogromna.
Zdaniem głównego ekonomisty banku Luminor Žygimantasa Mauricasa, wzrost wynagrodzeń był dużym zaskoczeniem roku pandemicznego. „Mówiąc o ubiegłym roku, to szybki wzrost wynagrodzeń jest jedną z największych pozytywnych niespodzianek. Zwłaszcza kiedy zobaczymy na nastroje, które panowały wiosną. Wówczas Komisja Europejska prognozowała, że wynagrodzenia zmniejszą się o nawet 8 proc. Ekonomiści mówili, że na pewno tak się nie stanie i raczej będziemy mieli wzrost na poziomie 6-8 proc. 12 proc. wzrostu chyba nikt nie prognozował” – ekonomista skomentował sytuację dla agencji ELTA.
Sytuacja w regionie
Mauricas sądzi, że duży wpływ na sytuację miała polityka sektora prywatnego. „Nawet gdy zaczęła się druga kwarantanna, spółki myślały o przyszłości. Nikt nie rozważa zmniejszenia wynagrodzeń. Powiedziałbym nawet, że część firm zdecydowała się na wypłacenie dodatków swym pracownikom za ubiegły rok” – podkreślił przedstawiciel Luminoru, dodając, że wpływ miała też podwyżka wynagrodzeń w sektorze publicznym. Pod tym względem Litwa jest liderem wśród krajów bałtyckich. Dalszy wzrost wynagrodzeń w instytucjach państwowych i publicznych będzie zależał od sytuacji gospodarczej w całym regionie.
Z kolei główny ekonomista Swedbanku Nerijus Mačiulis zwrócił uwagę, że negatywne skutki pandemii były bardziej odczuwalne podczas pierwszej fali koronawirusa. „Druga fala pandemii miała mniejsze wpływy na gospodarkę niż to było odczuwalne wiosną. O ile wtedy wydatki mieszkańców zmniejszyły się o jedną trzecią, to teraz tylko o jedną dziesiątą. I to dotyczy tylko bardzo specyficznych sektorów, gdzie są ograniczone możliwości wydawania pieniędzy, czyli podróże, hotele, restauracje” – zaznaczył Mačiulis w rozmowie z ELTA.
Czytaj więcej: Wynagrodzenia w ciągu ostatniego roku wzrosły o 13 proc.
Regiony i rejony
Średnie wynagrodzenie brutto na Litwie wynosi 1 405 euro. Powyżej średniej krajowej faktycznie zarabiają tylko dwa regiony – stołeczny z 1 674 euro z podatkami i kowieński – 1 534 euro. Najbliżej średniej krajowej mieszczą się wynagrodzenia mieszkańców w rejonach kłajpedzkim (1 457), telszewskim (1 325) i poniewieskim (1 316). Najniższe wypłaty są w rejonie tauroskim, gdzie średnio statystyczny mieszkaniec otrzymuje miesięcznie wynagrodzenie na poziomie 1 225 euro. Jednak właśnie w tym ostatnim odnotowano największy wzrost wynagrodzeń. O ile w ciągu roku wynagrodzenie w regionie wileńskim wzrosło o 11 proc., to w rejonie tauroskim o całe 17,2 proc.
– To jest naturalne, że wynagrodzenia w metropoliach, dużych miastach, stolicy czy miastach portowych są większe. Tak było też za czasów sowieckich. W czasach gospodarki rynkowej to jeszcze bardziej uwidoczniło się, ponieważ wzrosła konkurencja – dzieli się opinią się z „Kurierem Wileńskim” Bogusław Grużewski.
Kiedy jednak przyjrzymy się wypłatom w poszczególnych samorządach, to zobaczymy, że wysoka średnia w stołecznym okręgu utrzymuje się dzięki Wilnu. Wynagrodzenie brutto w Wilnie wynosi 1 727 euro, czyli na rękę wilnianin otrzymuje 1 082. W rejonie wileńskim wynagrodzenie wynosi 1 369,8, w solecznickim tylko 1 141. Niższe wynagrodzenia niż w rejonie solecznickim są tylko w samorządzie jeziorańskim (1 055 euro) oraz Połądze (1 106). Pod tym względem region kowieński wygląda bardziej atrakcyjnie, ponieważ różnice między miastem a rejonem nie są tak drastyczne. W Kownie średnie wynagrodzenie wynosi 1 591,2 euro, a w rejonie 1455,6.
– Rejon kowieński od dobrych kilku lat przoduje w różnych rankingach ekonomicznych. Samorząd rejonu kowieńskiego zrobił bardzo duże postępy w przyciąganiu inwestycji, co automatycznie przekłada się na nowe miejsca pracy oraz wysokość wynagrodzenia – podkreśla w rozmowie z naszym dziennikiem Grużewski.
Brak polityki regionalnej
Socjolog i ekonomista zaznaczył, że nie warto bezapelacyjnie skupiać się na różnicach w cyfrach w regionie wileńskim. Różnica w wynagrodzeniach między Wilnem a rejonami leżącymi w pobliżu stolicy jest większa niż w regionie kowieńskim, ale trzeba pamiętać, że spora grupa mieszkańców rejonów wileńskiego lub solecznickiego pracuje w Wilnie.
– Jeśli spojrzymy na sytuację w rejonie solecznickim, to możemy założyć, że wysokość wynagrodzenia generuje tzw. budżetówka samorządowa, czyli pracownicy samorządu, nauczyciele, pracownicy starostw. Trzeba pamiętać, że w tym sektorze nigdy dużo się nie zarabiało – zaznacza naukowiec.
Bogusław Grużewski sądzi, że klimat gospodarczy w dużym stopniu zależy od samego samorządu, ale wina też leży po stronie państwa.
– Chociaż mówi się, że w gospodarce rynkowej państwo nie powinno wtrącać się do ekonomii, ale osobiście trzymam się takiego podejścia europejskiego w sprawach gospodarczych. Państwo powinno pomagać regionom, samorządom, gdzie warunki do rozwoju nie są wystarczająco dobre – podkreśla ekonomista.
Jego zdaniem dzisiaj mówi się o tym mało, ale w czasach sowieckich władze republikańskie bardziej dbały o równomierny rozwój regionów. Pod tym względem Litwa różniła się od Łotwy i Estonii. Teraz natomiast rozwarstwienie między poszczególnymi jednostkami samorządowymi są bardzo duże.