Przedmioty wydobyte podczas prac ekshumacyjnych w Katyniu, Charkowie i Miednoje, fotografie dotyczące zbrodni i jej ofiar przekazane m.in. przez ich rodziny, liczne dokumenty i archiwalia – to wszystko można zobaczyć w Muzeum Katyńskim w Warszawie. Zapraszamy do niego Czytelników magazynu przy okazji wspomnień o kolejnej rocznicy zbrodni katyńskiej.
Rocznie nasze muzeum odwiedza kilkadziesiąt tysięcy zwiedzających, ale obecnie pandemia krzyżuje wszelkie plany. Byliśmy otwarci w tym roku tylko przez kilka tygodni, teraz znów nie można oglądać wystaw. Wprawdzie muzeum ma stronę internetową, można na niej zobaczyć wiele różnych rzeczy, choćby w księgach cmentarnych odnaleźć biogramy ofiar związanych z Wileńszczyzną, ale – przynajmniej moim zdaniem – nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu z przedmiotami – mówi dr Tomasz Szczepański, kustosz Muzeum Katyńskiego, który zgodził się zostać naszym przewodnikiem po placówce.
Ćwierć wieku starań
Muzeum Katyńskie to pierwsza w świecie placówka martyrologiczno-muzealno-badawcza dokumentująca zbrodnię katyńską, popełnioną na 22 tys. jeńców i więźniów przetrzymywanych w latach 1939–1940 w sowieckich obozach i więzieniach. Stanowi także, jak się wydaje, jedyną w skali globalnej ekspozycję o charakterze militaris, będącą swoistym dowodem zbrodni i upamiętniającą martyrologię oficerów polskiej armii.
Przełomowym momentem w dziejach upamiętniania zbrodni katyńskiej były lata 1988–1989. Rodziny katyńskie zaczęły wówczas się skupiać wokół Stowarzyszenia Rodzin Katyńskich. Utworzony zaś w tym czasie Niezależny Komitet Historyczny Badania Zbrodni Katyńskiej opracowywał biografie ofiar Katynia. Oba te środowiska po nawiązaniu ścisłej współpracy zaczęły poszukiwać możliwości stworzenia stałej ekspozycji upamiętniającej zbrodnię. Miejsca prezentacji dokumentów i pamiątek po ofiarach.
Podczas sesji naukowej zorganizowanej przez komitet w kwietniu 1990 r. na Uniwersytecie Warszawskim podjęto dyskusję o konieczności powołania Muzeum Katyńskiego. Jak się miało okazać, droga do jego powstania była długa i wyboista. Po zakończeniu w początkach 1993 r. zasadniczych prac remontowo-budowlanych w kazamatach Fortu Czerniakowskiego rozpoczęto w tym miejscu budowę ekspozycji stałej. Uroczyste, oficjalne otwarcie Muzeum Katyńskiego odbyło się 29 czerwca 1993 r. By jednak muzeum znalazło się w obecnej, godnej go siedzibie, od pomysłu jego powołania upłynąć musiało aż ćwierć wieku.
– Muzeum Katyńskie jest oddziałem Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie – tłumaczy Tomasz Szczepański. – Początkowo oddział mieścił się w forcie na warszawskiej Sadybie, ale w 2009 r. został zamknięty ze względów technicznych. Zbiory zostały spakowane, a w części wyeksponowane w ramach wystawy czasowej w głównej siedzibie Muzeum Wojska w Alejach Jerozolimskich. W roku 2015 wystawa została otwarta już w nowym, docelowym miejscu dla Muzeum Katyńskiego, które mieści się w kaponierze Cytadeli Warszawskiej, dawnej rosyjskiej twierdzy wzniesionej po powstaniu listopadowym w 1830 r., będącej częścią jej południowego bastionu przy ul. Jana Jeziorańskiego 4.
Projekt adaptacji budowli dla muzeum na terenie Cytadeli Warszawskiej został wybrany w kwietniu 2010 r., kiedy to ogłoszone zostały wyniki konkursu na programowo-przestrzenną koncepcję Muzeum Katyńskiego. Jury pod przewodnictwem Konrada Kuczy-Kuczyńskiego za najlepszą z nadesłanych 22 prac uznało propozycję stworzoną wspólnie przez zespół pracowni „Maksa”. Autorzy wybranej koncepcji – wśród nich Jerzy Kalina, twórca koncepcji narracji plastycznej ekspozycji – zechcieli ukazać zbrodnię katyńską zarówno w skali makro w kontekście europejskiej i światowej historii i polityki, jak i z perspektywy pojedynczego człowieka – poszczególnych oficerów i ich rodzin, ludzi uwikłanych w procesy dziejowe XX w. Zaprojektowana przez nich na dwóch kondygnacjach ekspozycja łączy przestrzenie o charakterze symbolicznym z nowoczesnymi środkami przekazu.
Czytaj więcej: Katyń i Smoleńsk: Wileńszczyzna pamięta
Relikwie narodowe
– Sercem muzeum są przedmioty grobowe wydobyte podczas prac ekshumacyjnych na miejscach pochówku ofiar zbrodni katyńskiej, czyli w Lesie Katyńskim, w Charkowie, Miednoje oraz Bykowni – wprowadza nas na wystawę Tomasz Szczepański.
– Są to przedmioty, które znajdowano przy zwłokach lub też w dołach, w których sprawcy zbrodni ukrywali wyłącznie przedmioty. Są tam części mundurów, drobne metalowe przedmioty wyposażenia wojskowego, jak: sprzączki, guziki, orzełki, odznaki, odznaczenia wojskowe wszelkiego rodzaju. Także nieśmiertelniki, choć nieliczne, bo polskie wojsko w 1939 r. nie zdążyło, choć taki był plan, wydać wszystkim żołnierzom nieśmiertelników. Dlatego takich tabliczek z danymi zamordowanych żołnierzy mamy tylko kilkadziesiąt sztuk. Nie wszystkie są zresztą zachowane w jednakowym stopniu czytelności. Oprócz tego na wystawie eksponujemy przedmioty wyposażenia wojskowego. Wszystko to, co żołnierz mógł mieć ze sobą w bagażu podręcznym: manierki, menażki, łyżki itd. To wszystko składa się na naszą główną, stałą wystawę. Eksponaty są prezentowane w stworzonych przez Jerzego Kalinę tzw. relikwiarzach, czyli takich ceramicznych konstrukcjach. Jednemu przedmiotowi odpowiada jeden pojemnik ceramiczny z własnym oświetleniem ledowym. Uwaga zwiedzającego może się dzięki temu koncentrować na każdym przedmiocie. Te pojemniki są połączone, tworzą prostopadłościany, a nazywamy je relikwiarzami, bo relikwiami są przedmioty po ludziach, którzy zginęli dlatego, że byli polskimi żołnierzami, policjantami, strażnikami więziennymi, granicznymi, czyli funkcjonariuszami państwa polskiego. Ewentualnie cywilami, bo pewna ich liczba też zginęła w Lesie Katyńskim, a na ogół byli to urzędnicy czy też osoby pełniące stanowiska z wyboru, jak senatorowie czy burmistrzowie miast, a więc także ludzie związani z polskim państwem. I z tego powodu wszystkie te osoby zginęły. Dlatego są męczennikami sprawy narodowej, a ich przedmioty są relikwiami narodu polskiego.
Muzeum gromadzi także inne pamiątki po pomordowanych, te przekazane przez rodziny. To np. korespondencja obozowa. Z obozów wolno było wysyłać listy, które oczywiście cenzurowano. One dochodziły również, choć nie zawsze, poza obszar ZSRS. Niektóre rodziny zachowały listy z sowieckich obozów i zdecydowały się je przekazać do Muzeum Katyńskiego, w którym są eksponowane.
– Przechowujemy też pamiątki po poszukiwaniach zamordowanych ludzi – dodaje kustosz Szczepański. – Niektóre rodziny poszukiwały po wojnie swoich bliskich, głównie przez Czerwony Krzyż, czy to polski, czy sowiecki. Oprócz osób, które zostały zidentyfikowane w Lesie Katyńskim i nie można było mieć wątpliwości, że nie żyją, wiele osób z obozów w Starobielsku i Ostaszkowie, pochowanych w Miednoje, uchodziło za zaginione. Aż do roku 1990, kiedy to Sowieci przyznali się do zbrodni. Dlatego rodziny mogły mieć złudzenie, nadzieję, że może ich bliscy gdzieś żyją. Zapytania do Czerwonego Krzyża kierowano jeszcze nawet w latach 70. Kartki z negatywnymi odpowiedziami, że dana instytucja nic nie wie, też są dowodem pamięci i są przez nas gromadzone. Oprócz tego gromadzimy i eksponujemy rzeczy, które zostały po pomordowanych i są dowodami ich aktywności życiowej. Nie tylko wojskowej, lecz także cywilnej, społecznej, naukowej. Niektóre rodziny mają wolę, by przekazać tego typu rzeczy do nas. Aczkolwiek w wypadku rodzin z Kresów takich pamiątek bardzo niewiele się zachowało. Te rodziny wysiedlano, co najczęściej wiązało się z utratą pamiątek.
Czytaj więcej: W Warszawie powstało Muzeum Katyńskie
Łojek, Peszkowski, pandemia
Oprócz wystawy stałej w Muzeum Katyńskim organizowane są też wystawy czasowe. – Dużym zainteresowaniem cieszyła się zwłaszcza zorganizowana kilka lat temu wystawa o Jerzym Łojku, historyku, działaczu niepodległościowym – mówi Tomasz Szczepański. – Łojek napisał i wydał w tzw. drugim obiegu, czyli podziemiu wydawniczym w PRL, broszurę, w której starał się zebrać całą dostępną ówcześnie wiedzę na temat zbrodni katyńskiej. To była pierwsza tego typu praca napisana przez polskiego naukowca. Bardzo popularna, doczekała się 11 wydań. Wprawdzie w podziemiu wyszła też broszura, która była sygnowana dwoma skrajnymi, ówcześnie znanymi nazwiskami z listy katyńskiej, „Abramski – Żywiecki”, ale jej autorem był popularyzator historii, a nie profesjonalny naukowiec. Natomiast broszura Łojka, podpisana pseudonimem Jeżewski – tłumaczona także na rosyjski i wydana przez rosyjską emigrację na Zachodzie w latach 80. XX w. – była pierwszą naukową pracą całkowicie niezależną od komunistycznej cenzury w kraju.
Ciekawej wystawy czasowej w Muzeum Katyńskim – z której, podobnie jak z wystawy poświęconej Jerzemu Łojkowi, powstał katalog – doczekał się także ks. Zdzisław Peszkowski. To duchowny, który w czasie wojny, będąc młodym podchorążym, dostał się do niewoli i przebywał w Kozielsku. Przeżył, należał do kilkusetosobowej grupy, która z różnych powodów została przez Sowietów wyłączona z egzekucji. Po zakończeniu wojny został księdzem i zrobił bardzo dużo na rzecz popularyzacji sprawy katyńskiej. Jego niewątpliwe zasługi są nie do przecenienia, a prezentowała je właśnie poświęcona mu wystawa.
W muzealnych planach są kolejne dwie wystawy czasowe. Najbliższa ma dotyczyć zbiorów, które pozostały po jednym z ocalałych więźniów, por. Aleksandrze Witlibie, więźniu obozów w Kozielsku i Griazowcu. – Chcemy zaprezentować jego rysunki oraz inne rzeczy związane z życiem codziennym w obozie, gdzie ocaleli więźniowie, którzy dotrwali do amnestii, jaka nastąpiła po zawarciu układu Sikorski-Majski w 1941 r., gdy zmieniła się sytuacja geopolityczna po napaści Niemiec na Związek Sowiecki – tłumaczy kustosz Szczepański. – Na ile ten plan uda się zrealizować, to kwestia zależna od tego, czy ustąpi pandemia, bo obecnie cała nasza działalność z jej powodu jest zawieszona i trzeba ją będzie najpierw na nowo otworzyć po zniesieniu obostrzeń.
Pamiątek przybywa
Do Muzeum Katyńskiego nieustannie trafia dużo nowych eksponatów. – Nie żyją już oczywiście wdowy katyńskie, wymiera też pokolenie dzieci katyńskich, czyli osób, które miały bardzo emocjonalny związek z ofiarami – nie kryje Tomasz Szczepański. – To są osoby, które rodziły się najpóźniej na początku 1940 r. Ci ludzie mają dzisiaj ponad 80 lat, zmierzają do końca swojej drogi życiowej. Często decydują się przekazać do muzeum przedmioty, które gromadzili, szczególnie jeśli w rodzinie nie ma kogoś bardziej zainteresowanego tematem. To źródło głównie zdjęć i listów. Ale oczekujemy też w końcu na przełom w sprawie piątego cmentarza katyńskiego. O ile lista ukraińska została ujawniona i przekazana przez władze niepodległej Ukrainy w latach 90., a jej efektem było urządzenie cmentarza w Bykowni, gdzie leży większość osób zabitych z tego samego rozkazu (z 5 marca 1940 r.), a znajdujących się w chwili wydania tego rozkazu nie w obozach, ale w więzieniach w granicach ówczesnej Ukraińskiej SRS, o tyle ciągle liczymy na ujawnienie białoruskiej listy katyńskiej. Mamy nadzieję, że odnajdzie się miejsce pochówku ofiar z tej listy. Domniemanym miejscem są Kuropaty pod Mińskiem, z tym że jest to nadal hipoteza. Na pewno leżą tam Polacy, ale nie wiadomo, czy na akurat z tej listy. Jeżeli miejsce pochówku tych osób się znajdzie, to naturalnie pojawią się przedmioty – i to może być źródło nowych pamiątek grobowych do naszego muzeum. Kiedy to nastąpi, nie wiemy, ale wierzymy, że nastąpi.
Fot. muzeum katyńskie w Warszawie
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 15(42) 10-16/04/2021