Prawie 27 lat temu, 26 kwietnia 1994 r., prezydenci Polski i Litwy Lech Wałęsa oraz Algirdas Brazauskas podpisali „Traktat między Rzecząpospolitą Polską a Republiką Litewską o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy”. Umowa weszła w życie kilka miesięcy później. Faktycznie traktat zakończył XX-wieczne spory polsko-litewskie.
„Układające się Strony kształtują swoje stosunki w duchu wzajemnego szacunku, zaufania, równouprawnienia i dobrosąsiedztwa, opierając się na prymacie prawa międzynarodowego, a szczególnie na zasadach poszanowania suwerenności, nienaruszalności granic, zakazu agresji zbrojnej, integralności terytorialnej, nieingerencji w sprawy wewnętrzne oraz przestrzegania praw człowieka i podstawowych swobód” – zapisano w pierwszym artykule traktatu.
Cień historii
Historyczka dr Barbara Jundo-Kaliszewska z Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politologicznych Uniwersytetu Łódzkiego podkreśla, że podpisaniu traktatu towarzyszyły długie dwustronne negocjacje. W najnowszej historii stosunki polsko-litewskie faktycznie zawiązały się jeszcze przed odzyskaniem niepodległości przez Litwę. Poczynając od roku 1988 nawiązała się ścisła współpraca między Solidarnością a Sąjudisem. Po wydarzeniach styczniowych 1991 r. to właśnie w Warszawie powstało biuro informacyjne litewskiego rządu, które pełniło „swoistą rolę okna na świat”. Prawdziwe relacje międzypaństwowe rozpoczęły się w sierpniu 1991 r., kiedy w Moskwie został stłumiony pucz, a Litwa de facto i de iure stała się krajem niepodległym. Nie patrząc na polskie wsparcie litewskich aspiracji niepodległościowych, pojawiły się też pierwsze zgrzyty w obustronnych relacjach. Rada Najwyższa Litwy na początku września rozwiązała rady samorządowe w rejonach wileńskim i solecznickim. Doszły też spory historyczne.
– Niemniej istotnym czynnikiem okazała się historia. Strona litewska chciała, aby w tekście traktatu ukazały się przeprosiny Polski za tzw. bunt Żeligowskiego. Strona polska na to się nie zgodziła. Ówczesny minister spraw zagranicznych Krzysztof Skubiszewski wspominał, że Polska nie dopuszczała możliwości kwestionowania legalnego władztwa Polski na Wileńszczyźnie w okresie międzywojennym – opowiada historyczka.
Zdaniem badaczki właśnie kwestie historyczne spowodowały, że tego typu umowę z Polską udało się podpisać dopiero w 1994 r., chociaż z Rosją podpisano w 1992 r. Właśnie dlatego w kwestiach historycznych umowa była bardzo ogólnikowa. Między innymi pisano, że strony „pomne są złożoności historii naszych narodów oraz wielowiekowej bliskości Polaków i Litwinów, biorąc pod uwagę możliwości odmiennego rozumienia”. Obie strony zadeklarowały integralność terytorialną obu państw, co faktycznie zlikwidowało obawy Litwy względem Wilna.
Czytaj więcej: 17 lat temu Litwa wstąpiła do NATO. Uroczyste upamiętnienie [GALERIA]
Droga do NATO
Znany litewski historyk Alfredas Bumblauskas twierdzi, że traktat z pierwszej połowy lat 90. jest kamieniem milowym w utwierdzaniu się Litwy na arenie międzynarodowej.
– To była bardzo ważna umowa. W tamtym czasie Litwa podpisała dwie ważne tego typu umowy. Z Rosją w 1992 r. i Polską w 1994 r. Wiadomo, że relacje z Polską w XX w. były skomplikowane. W okresie międzywojennym początkowo stosunków dyplomatycznych w ogóle nie było. Później relacje zostały nawiązane, ale po polskim ultimatum, dlatego umowa z 1994 r. jest wyrazem wzajemnego szacunku, kompromisu i równego traktowania. Sądzę też, że otworzyła Litwie drogę do NATO – komentuje w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” prof. Alfredas Bumblauskas.
To właśnie od tamtego czasu rozpoczyna się partnerstwo strategiczne między dwoma krajami. Bumblauskas twierdzi, że pewne stereotypy z przeszłości niestety nadal mają wpływ na społeczeństwo Litwy.
– Na poziomie emocjonalnym jest różnie. Na pewno elity rozumieją ważność sojuszu z Polską, bo nie mamy bardziej bliskiego sojusznika niż Polska. Jest podstawowym partnerem na wschodniej flance NATO. Bardzo dobrze pokazuje to litewsko-polsko-ukraińska brygada w Lublinie. Elity więc to dobrze rozumieją. Trzeba jednak pamiętać, że nadal spora część społeczeństwa jest pod wpływem narracji historycznej, gdzie Polska jest wrogiem. To dotyczy też części elity politycznej. W przypadku zwykłych ludzi problem jest również skomplikowany. Sądzę, że ludzie, którzy wychowali się na polskim radiu i polskiej telewizji, na płaszczyźnie emocjonalnej nie czują wrogości wobec Polski. Są jednak ci, którzy ulegają wspomnianej narracji. Odpowiedziałbym więc tak – są różne Litwy i różne nastroje – wyjaśnia historyk.
Czytaj więcej: Najbardziej wpływowi społecznicy roku 2018: Alfredas Bumblauskas znów w czołówce
Definicja mniejszości
W traktacie pojawił się też zapis o polskiej mniejszości na Litwie. „Osoby należące do mniejszości polskiej w Republice Litewskiej, czyli osoby posiadające obywatelstwo litewskie, które są polskiego pochodzenia albo przyznają się do narodowości, kultury lub tradycji polskiej oraz uznają język polski za swój język ojczysty, a także osoby należące do mniejszości litewskiej w Rzeczypospolitej Polskiej, czyli osoby posiadające obywatelstwo polskie, które są litewskiego pochodzenia albo przyznają się do narodowości, kultury lub tradycji litewskiej oraz uznają język litewski za swój język ojczysty, mają prawo indywidualnie lub wespół z innymi członkami swej grupy do swobodnego wyrażania, zachowania i rozwijania swej tożsamości narodowej, kulturowej, językowej i religijnej, bez jakiejkolwiek dyskryminacji i przy zachowaniu pełnej równości wobec prawa” – czytamy m.in. w art. 13 umowy.
Barbara Jundo-Kaliszewska zaznacza, że nadal nie wszystkie postulaty dotyczące mniejszości narodowej zostały zrealizowane.
– Chciałabym też zwrócić uwagę na inną kwestię. Na Litwie ciągle trwają dyskusje na temat zasadności ustawy o mniejszościach narodowych. Obecnie traktat jest jedynym dokumentem, gdzie znalazła się definicja mniejszości polskiej na Litwie – przypomina historyczka.
W 2006 r., podczas obchodów w Wilnie 15-lecia podpisania traktatu, prezydent Lech Kaczyński oświadczył: „Nasze kontakty są bardzo dobre, historycznie jesteśmy na siebie skazani”.