Poetka, pisarka, reżyserka, dziennikarka. Kobieta niezwykła. Gdyby żyła, miałaby dzisiaj 85 lat, urodziła się bowiem 9 października 1936 r. I chociaż zmarła przed laty, 7 marca 1997 r., to jest nam nadal bliska.
Któż nie nuci piosenek z jej tekstami, jak: „Niech żyje bal”, „Małgośka”, „W żółtych płomieniach liści”, „Uciekaj moje serce”, „Na całych jeziorach ty”, „Okularnicy”, „Kochankowie z ulicy Kamiennej”, „Nim wstanie dzień”, „Nie spoczniemy”, „Polska Madonna”, „Nie żałuję” czy „Ballada o pancernych”. To tylko niektóre tytuły. Piosenki Osieckiej znalazły się m.in. w repertuarze: Maryli Rodowicz, Edyty Geppert, Sławy Przybylskiej, Seweryna Krajewskiego, zespołu Skaldowie. Przez lata fascynują i wzruszają.
I ona, Agnieszka Osiecka, była fascynującą osobą. Spisania jej biografii podjęło się wielu autorów książek. Z jedną z nich, Ulą Ryciak, „Kurier Wileński” rozmawiał w nrze 27/2021 magazynu. Sama Osiecka jako dziewczynka prowadziła od 1945 r. „Dzienniki”, nad których wydaniem pracowała Karolina Felberg-Sendecka, podsumowując ostatecznie: „Osiecka jest trudna do opowiedzenia”.
Zachwycająca, ale trudna biografia poetki została przeniesiona na ekran w 2020 r. Powstał serial TVP przedstawiający jej życie od wczesnej młodości przypadającej na lata 50. aż do śmierci, czyli lat 90. XX w. Ale ile było prawdziwej Agnieszki w tym filmie? Poddawane jest to pod niekończące się dyskusje.
Tymczasem o poetce rozmawiamy z pisarką Beatą Biały, autorką książki „Osiecka. Tego o mnie nie wiecie”.
Co skłoniło Panią do napisania książki o Agnieszce Osieckiej? Czy aby nie chęć poznania jej jeszcze bliżej? Aby z racji zawodu niejako rozpracować jej osobowość, która była nietuzinkowa, wychodząca poza granice ówczesnych kanonów?
Zawsze były bliskie memu sercu pogmatwane losy poetki, jej nieoczywiste wybory, życiowa szarpanina i nieustanna, niezaspokojona potrzeba znalezienia miłości „na życie całe”. Jednak nigdy nie pomyślałam, że zdecyduję się o niej napisać. Ale skończyłam właśnie pisać książkę i zrobiła się przestrzeń na kolejną. Moja przyjaciółka, Kasia Żak, nagrywała właśnie płytę z piosenkami Agnieszki Osieckiej pt. „Miłosna Osiecka”. Wpadała do mnie przed próbą czy spektaklem i wciąż śpiewała. W wykonaniu Kasi było tyle emocji… Zaczęły za mną chodzić te piosenki, na nowo zaczęłam czytać poezję, prozę, „Dzienniki”. Po koncercie Kasi Żak zaczęłam żyć Osiecką od nowa. Kiedy wydawca zadał pytanie, o kim napiszę tym razem, zdecydowałam, że to będzie ona. Chciałam tylko, aby książka różniła się od poprzednich, opowiedziała o Agnieszce rzeczy, których nikt nie wie, pokazała z innej perspektywy. Postarałam się dotrzeć do osób, które były z nią blisko, a nie opowiadały dotąd o swoich z nią relacjach.
I tak w książce znalazły się m.in. wspomnienia: Maryli Rodowicz, Hanny Bakuły, Daniela Olbrychskiego, Stana Borysa, Magdy Czapińskiej, Magdy Umer, Barbary Wrzesińskiej, Krystyny Jandy. To są ludzie, którzy Agnieszkę Osiecką znali i byli z nią blisko. Przyjaźnili się z nią i współpracowali. Ale czy ktoś znał Osiecką naprawdę? Czy ona sama siebie znała?
Można powiedzieć, że każdy znał Agnieszkę po kawałku. Magda Czapińska powiedziała, że Agnieszka była jak lustro, w którym odbija się świat ze wszystkimi barwami i emocjami. Kiedy po jej śmierci to lustro się rozpadło na tysiące kawałeczków, każdy z jej bliskich, znajomych zachował swój kawałek. Każdy opowie inną historię, wspomni o innych rzeczach. Hanna Bakuła powiedziała, że Agnieszka potrafiła być zwariowana i szalona. Zupełnie inną relację z poetką miały Magda Umer czy Magda Czapińska. Inną – Krystyna Janda. Trudno jest pozbierać te kawałki lustra. Sama Agnieszka Osiecka pisała o sobie: „Jaka ja byłam, nie wie nikt, kogo lubiłam nie wie nikt”.
Czytaj więcej: U progu nowych wyzwań
Wspomnienia którego rozmówcy poruszyły najbardziej?
Każdy z rozmówców opowiedział wiele poruszających, osobistych historii o Agnieszce, bo też jej życie było poruszające, niezwykłe i… smutne. I ten smutek Agnieszki był dla mnie największym zaskoczeniem. Bo przecież na pozór była szczęściarą – miała urodę, talent, sławę, pieniądze i wolność, o jakiej kobiety wtedy tylko marzyły, była kochana przez przyjaciół, łamała serca mężczyznom, a tak naprawdę była bardzo samotna. Maryla Rodowicz zapytana: „Co panią w Agnieszce wzruszało?”, odpowiedziała: „Smutek, jaki miała w sobie. Często była smutna. Nie radziła sobie z życiem, z miłością. Zawsze po miłosnych zawirowaniach, po kolejnym nieudanym związku lądowała u mamusi na Dąbrowieckiej 25 na Saskiej Kępie [w Warszawie]. Wracała do swego pokoiku, w którym były tapczan, biurko, kominek i mata słomiana na ścianie. Miała tyle przyjaciółek, którym ocierała łzy, a sama była samotna”.
Katarzyna Gärtner mówi natomiast: „Mam jej tekst »Którędy do miłości«. Jak może być szczęśliwym człowiek, który pisze: »którędy do miłości (…) samotność boli, nadzieja swawoli…«”. Manuela Gretkowska, która zaprosiła Osiecką na bankiet z okazji wejścia na polski rynek miesięcznika „Elle”, pamięta, że Agnieszka przyszła sama. „Latami była gwiazdą. Pod koniec życia czuła się bardzo samotna. Na zawsze zostanie mi w pamięci obrazek z tego przyjęcia sprzed 25lat, na które przyszła i z którego wyszła sama”.
Zofia Sylwin, redaktorka Programu III Polskiego Radia, wciąż nosi w pamięci smutny obrazek ostatniej trójkowej wigilii z Agnieszką. Poetka przyszła uśmiechnięta, rozmawiała jak gdyby nic i nagle powiedziała do koleżanki: „Wiesz, Zosiu, jestem taka samotna”. „Ty? Agnieszko!?” – nie mogła uwierzyć. A ona na to: „Nikt nie dzwoni, telefon milczy”.
Wszystkim się wydawało, że jest królową balu, bo tak było w istocie – gdziekolwiek się pojawiła, przyciągała tłumy rozmówców. Lubiła też bawić się do białego rana. Wciąż gnać w nowe miejsca, nowe przygody. A jednak. „Wszyscy zawsze mieliśmy wrażenie, że jest królową życia, że wybiera mężczyzn, a teraz myślę, że była samotna i zziębnięta w środku” – mówi Magda Czapińska –[polska poetka i autorka tekstów].
Żyła jak chciała. Niezależna, odważna, wolna. Inna niż kobiety tamtych lat. Mężczyźni tracili dla niej głowę.
A ona dla nich, choć zwykle na chwilę. „Kochali się w niej najwięksi tego kraju. Chociaż – kochali – to może za dużo powiedziane. Przeżywali z nią fascynujące epizody. To ona była wiecznie zakochana, zwykle nieszczęśliwie” – uważa Krystyna Janda.
Jerzy Urban w swoim złośliwo-ironicznym stylu napisał o niej: „Osiecka mieszka z mamusią na Saskiej Kępie. W jej pokoju stoi biurko przykryte szklanym blatem. Przygnieciona szkłem kolekcja fotografii mężczyzn jej życia. Spoczywają jak przypilone owady. Jeden zasłania drugiego, gdyż nie mieszczą się w tłoku, który zrobili. Są tam niemal wszyscy, którzy coś znaczyli przez 40 lat, i trochę takich, którzy tylko tyle znaczą, że byli z Osiecką. Leży tam rozpłaszczony Frykowski, człowiek światowej sławy, gdyż żeńska banda Mansona zamordowała go w Kalifornii razem z żoną Polańskiego. Był nawet ślubnym mężem Osieckiej. Spoczywają: Andrzej Jarecki, Andrzej Wajda, Daniel Passent i Marek Hłasko, inżynier Jesionka – kolejny mąż ślubny, i Rakowski. Łatwiej by wymienić, kogo ona nie hoduje pod szkłem”.
Po Frykowskim Osiecka wyszła za mąż tylko za Wojciecha Jesionkę, reżysera, ale małżeństwo trwało tylko kilka miesięcy. Z ważnych mężczyzn był jeszcze Jerzy Giedroyć, który był gotowy zostawić dla niej rodzinę. I Jeremi Przybora, który dla niej rozstał się z żoną. Z Jeremim mieszkała nawet jakiś czas na warszawskiej Pradze, w wynajętej kawalerce. Obu zostawiła. Wszyscy mieli nadzieję, że po licznych przygodach w końcu się ustatkuje u boku statecznego Daniela Passenta, z którym miała córeczkę. Tymczasem Agnieszka zakochała się w młodszym od niej dziennikarzu i zostawiła rodzinę dla niego. „W przeciwieństwie do innych nie byłam w szoku, gdy nagle jednym ruchem rozwaliła wszystko” – wspomina Katarzyna Gärtner, kompozytorka i przyjaciółka Osieckiej.
Czytaj więcej: Cisza po burzy, zdjęcie w gazecie i „wysokie C”. Karolina Lyndo
Niezależność finansowa sprawiała, że nie musiała opierać się na żadnym mężczyźnie. Do życia nie potrzebowała zresztą zbyt wiele, była materialną minimalistką. Nie przywiązywała wagi do pieniędzy.
Być może dlatego, że zawsze je miała. Jako popularna autorka tekstów piosenek nie musiała się martwić o nic. Janusz Anderman, który przyjaźnił się z Agnieszką, mówił, że stosunek do pieniędzy miała niezobowiązujący. Wspominał też, że lubiła rozdawać rzeczy, robić prezenty bez okazji, a czasem i bez sensu. Kiedyś dostał od niej tablicę rejestracyjną z Dakoty Północnej, ale też i bardzo drogi obraz malarki Katarzyny Ważyk. Osiecka miała gest, co potwierdzają wszyscy jej przyjaciele.
Urszula Dudziak pamięta jej przyjazd do Ameryki i dzień, kiedy stanęła w drzwiach jej nowojorskiego mieszkania. Opowiadała: „Tamtego dnia patrzyłam na nią jak na zjawisko – miała na sobie cudowny, czarny, długi do ziemi kożuch”. „Boże, Agnieszko, jaki piękny kożuszek” – nie potrafiła powstrzymać zachwytu. Na co ona: „No to masz!”, i zdjęła z siebie to cudo. Na nic zdały się tłumaczenia, że to za drogi prezent i że jest do niego stworzona. Agnieszce podarunek sprawił przyjemność, odmowa by ją unieszczęśliwiła.
Osiecka kochała podróże, wspomina Maryla Rodowicz. Przejechała z nią niejedną trasę koncertową. Kochała życie w drodze, podniecającą perspektywę, że może coś się wydarzy…
Te podróże były też często jej ucieczką. Bo Osiecka gnała za czymś, czego złapać nie mogła. Nie sprawdziła się też jako żona i matka. Była rozdarta i z tego rozdarcia w tej i innych sferach, uciekała w alkohol.
Tak, i to nadmiernie. Nie potrafiła stworzyć domu albo po prostu nie chciała. „Normalna rodzina to nie było życie dla Agnieszki. Urodziła się artystką, wolnym duchem (…). To nie była matka, która upierze dziecku skarpetki czy ugotuje obiad, wprowadzi granice i rytuały. Od tego był Daniel [Passent]. Świat Agnieszki kręcił się wokół życia artystycznego” – wyjaśnia Barbara Wrzesińska. Oldze Lipińskiej wytłumaczyła: „Nie mogę być ptakiem uwięzionym”, a w „Tygrysim tangu”, pięknej piosence wykonanej mistrzowsko przez Krystynę Jandę, napisała: „Twój dom to klatka, klatka, a ja się duszę w nim. Kobieta, żona, matka – to nie jest dla mnie rym”.
Bo życie wśród ludzi, bohemy artystycznej, ale nie tylko, to było jej życie. Ludzie do niej lgnęli. Potrafiła godzinami rozmawiać, gawędzić przy ognisku. Była bardzo uważna na ludzi, była świetnym słuchaczem i to później procentowało w poezji, w pięknych tekstach. Agnieszka Osiecka jest autorką ponad 2 tys. tekstów piosenek, skeczy i utworów scenicznych. Zmarła po ciężkiej chorobie w wieku 61 lat.
Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 41(118) 09-15/10/2021