Choć Rosja zajmuje stałe miejsce w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, niemniej jest pewna praktyka, która pozwala ominąć jej weto w ramach Zgromadzenia Ogólnego ONZ – mówi „Kurierowi Wileńskiemu” dr Tomasz Lachowski, adiunkt Katedrze Prawa Międzynarodowego i Stosunków Międzynarodowych Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego, redaktor naczelny magazynu „Obserwator Międzynarodowy”.
Czy był Pan zaskoczony atakiem Putina na Ukrainę?
To, jak rozwijała się sytuacja w ciągu kilku ostatnich dni, to nie było zaskoczenie. W ogłoszonym 21 lutego orędziu Władimir Putin wyraźnie powiedział, że Ukraina nie ma prawa do istnienia, nie ma prawa do suwerenności. Chociaż z perspektywy tygodni czy miesięcy to oczywiście jest szok. Natomiast z perspektywy ostatnich dni – niestety nie. To już było do przewidzenia.
Dlaczego Putin zdecydował się na taki ostateczny krok?
Putin oświadczył, że operacja w Donbasie (chociaż tak naprawdę to inwazja) ma na celu „demilitaryzację i denazyfikację Ukrainy”. Putin po prostu nienawidzi wolnej i demokratycznej Ukrainy i jego celem jest jej zniszczenie. Później z pewnością będzie chciał włączyć te tereny do Rosji czy utworzyć tam jakiś rząd marionetkowy. W każdym bądź razie to muszą być wyznawcy „russkiego mira”. Nieważne, jak to nazwiemy, czy „nowy carat”, czy „nowy ZSRS”, po prostu mamy do czynienia z kolejną falą odbudowy imperium.
Z perspektywy prawa międzynarodowego jak powinniśmy traktować działania Rosji?
To sytuacja jednoznaczna. To akt agresji. Najcięższa forma naruszenia prawa międzynarodowego, fundamentu Karty Narodów Zjednoczonych. Te działania wypełniają w pełni definicję aktu agresji. Był atak rakietowy z terytorium Rosji i wejście wojsk lądowych na Ukrainę. Pamiętajmy, że Białoruś tak samo jak Rosja jest agresorem ponieważ udostępnia swoje terytorium dla wojska rosyjskiego. To też wypełnia definicję aktu agresji. Pamiętajmy, że mamy dwóch agresorów. Większego, czyli Rosję, oraz mniejszego – Białoruś. Akt agresji tak naprawdę trwa od 2014 r., ale bezpośrednia inwazja jest złamaniem wszelkich norm prawa międzynarodowego. Łącznie z Kartą Narodów Zjednoczonych, z aktem końcowym KBWE i wszelkimi innymi normami. Mamy naprawdę dramatyczną sytuację, jeśli chodzi o skalę, brutalność oraz agresywność Rosji.
Jakie narzędzia w tej chwili ma świat demokratyczny?
Jest kilka spraw. Po pierwsze, istotne jest wzmocnienie sankcji: silniejsze uderzenie w sektor energetyczny, finansowy, bankowy Rosji, czyli odcięcie od wszelkich rynków kapitałowych czy od systemu SWIFT. Rosja musi to odczuć, muszą to odczuć Putin i jego otoczenie. Po drugie, trzeba uruchomić mechanizmy przewidziane przez różne organizacje międzynarodowe. Oczywiście, Rosja jest stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ, niemniej jest pewna praktyka, która pozwala ominąć jej weto w ramach Zgromadzenia Ogólnego ONZ. To nie jest takie proste, ale jeśli świat się zjednoczy, to wówczas w ONZ można podjąć decyzję, włącznie z jakąś odpowiedzią zbrojną. Boję się, że świat nie będzie chciał walczyć bezpośrednio za Ukrainę, ale w mojej ocenie jest konieczne uruchomienie poprzez Zgromadzenie Ogólne narzędzia zawartego w rezolucji „Zjednoczeni dla pokoju”. To konstrukcja z lat 50., którą można by dziś wskrzesić.
Po trzecie, dopuszczalne są wszystkie metody dyplomatyczne, np. w ramach OBWE. Chociaż, niestety, to wszystko już jest niewystarczające.
Czytaj więcej: „Kurier Wileński” dołącza do akcji charytatywnej „Wileńszczyzna – Ukrainie”
Organizacja Narodów Zjednoczonych została powołana w 1945 r., aby utrzymać pokój na świecie. Czy ta organizacja zdała egzamin?
ONZ jako organizacja nie może zdać egzaminu przez to, że Rosja jest stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa z prawem weta. Powoduje to, że wszystkie decyzje, które mogłyby być prawnie wiążące, stają się niemożliwe. Rezolucja z lat 50. „Zjednoczeni dla pokoju” powstała podczas wojny w Korei i wtedy udało się ominąć weto Rosji w Radzie Bezpieczeństwa, a o użyciu siły zbrojnej zdecydowało Zgromadzenie Ogólne ONZ. To jest możliwe, ale to wymaga wielkiej jedności świata. Boję się, że po prostu tego nie będzie.
W takim przypadku czy nie warto zastanowić się nad inną, bardziej wydajną architekturą światowego bezpieczeństwa?
To jest bardzo trudne pytanie. Widzimy, że to, co mamy teraz, się nie sprawdza. Oczywiście, warto stworzyć coś nowego. Niestety, od zawsze ważną rolę odgrywały interesy największych mocarstw. Przede wszystkim tutaj chodzi o interesy „jądrowej piątki”, czyli stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ. To jest największy problem. Widzimy, że to, co jest, nie wystarcza, ale niestety nie widzę na dany moment realnej możliwości, aby coś innego stworzyć. Po prostu nie będzie na to zgody tych najważniejszych graczy, na czele z Rosją lub Chinami. Dlatego trzeba robić wszystko, aby powstrzymać Rosję tu i teraz, bo żadne dywagacje polityków, dyplomatów nie zdadzą egzaminu. Trzeba podjąć radykalne kroki. Pewnie nie będziemy świadkami walki zbrojna ramię w ramię z Ukraińcami, bo to groziłoby wojną jądrową, o której Putin wspominał 24 lutego.
Mamy sankcje krajów zachodnich, ale są takie potęgi gospodarcze, jak Chiny, które do sankcji nie dołączyły. Czy w takim przypadku sankcje mają sens?
Z pewnością tak, bo trzeba pamiętać, że sankcje ze strony USA same w sobie mają bardzo potężną moc; dotykają wszystkich podmiotów, które choćby tylko pośrednio są powiązane ze Stanami Zjednoczonymi, np. mogą rozliczać się tylko w dolarach. To swoista finansowa „broń atomowa”. Po tym kątem widzę pewien pozytywny potencjał. Chociaż, oczywiście, Chiny stanowią pewne zaplecze dla Rosji, co z pewnością spowoduje, że Rosja uzależni się od Chin.
Czytaj więcej: „Horpyna” w Wilnie dla Ukrainy [GALERIA]
Wywiad z dr. Tomaszem Lachowskim został przeprowadzony w pierwszych dniach rosyjskiej agresji na Ukrainę.
Zjednoczeni dla pokoju. Zarys historyczny
W trakcie wojny koreańskiej, która toczyła się w latach 1950–1953, 3 listopada 1950 r. Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło rezolucję „Zjednoczeni dla pokoju” (Uniting for Peace). W rezolucji tej mówi się m.in., iż: „We wszystkich wypadkach, które zdają się stanowić zagrożenie pokoju, złamanie pokoju lub akt agresji, a Rada Bezpieczeństwa z powodu braku jednomyślności stałych członków przestaje ponosić odpowiedzialność za utrzymanie międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa, Zgromadzenie Ogólne powinno zająć się sprawą niezwłocznie, celem skierowania odpowiednich zaleceń do swych członków odnośnie środków zbiorowych, wliczając w to, w przypadku złamania pokoju lub aktu agresji, użycie sił zbrojnych, jeżeli będzie to niezbędne do utrzymania lub przywrócenia międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa”. Zgodnie z rezolucją, jeśli Zgromadzenie Ogólne w tym czasie nie obraduje, to zwołać nadzwyczajną sesję może siedmiu członków Rady Bezpieczeństwa.
Rada Bezpieczeństwa ONZ składa się z pięciu członków stałych oraz 10 rotacyjnych, z których pięciu reprezentuje Azję i Afrykę, dwóch – Amerykę Łacińską, dwóch – Europę Zachodnią oraz jeden – Europę Wschodnią. Sesję nadzwyczajną może też zwołać dwie trzecie wszystkich członków ONZ. Taka sesja powinna się odbyć się w ciągu 24 godzin. Dotychczas z zapisów rezolucji skorzystano 10 razy.
Wywiad będzie opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 9(27) 05-11/03/2022