— Zabieramy rosyjskie kanały telewizyjne, dajmy w zamian polskie. To najlepszy czas, żeby zmienić przyzwyczajenia odbiorców — mówi Artur Stefanowicz, właściciel firmy Etanetas, dostawcy Internetu i TV.
Ilona Lewandowska: Jak informacje o zakazie transmisji niektórych rosyjskich kanałów przyjęli klienci Pana firmy?
Artur Stefanowicz: Bardzo różnie. Oczywiście większość spokojnie, po cichu. Zdarzały się sytuacje, że ktoś reagował pozytywnie, ze zrozumieniem decyzji władz, były również głosy niezadowolenia. Kilkunastu klientów zdecydowało się nawet na zerwanie z nami umowy, więc wyraźnie widać, że takie rozwiązanie było dla nich nie do zaakceptowania. Dla nas to oczywiście przykre, ale rozumiemy wyjątkowość aktualnej sytuacji.
Działacie głównie w okręgu wileńskim, gdzie niemało jest przedstawicieli mniejszości narodowych, w rejonie solecznickim macie bardzo mocną pozycję. Kilkanaście osób to nie wydaje się być dużo?
Zaczęliśmy działalność w rejonie solecznickim i jesteśmy tu podstawowym dostawcą, mamy ok. 70 proc. rynku Internetu, największą sieć światłowodową w naszym rejonie i części rejonu wileńskiego: w Skojdziszkach, Rudominie, Pogirach, Solenikach i Nowej Wilejce, więc rzeczywiście w miejscach, gdzie wiele osób mówi w trzech językach. Kilkanaście umów to jednak dla nas dużo, bo dziś na rynku o każdego klienta trzeba zabiegać. Mnie jednak najbardziej boli co innego. Ci ludzie zerwali umowy z nami, żeby móc gdzie indziej oglądać dalej te programy, których legalni dostawcy im już nie zapewniają. Doskonale wiemy, że nie brakuje różnego rodzaju furtek, które pozwalają nielegalnie oglądać rosyjską telewizję. Państwo kontroluje nas, ale chciałbym, by walczyło jednocześnie z piractwem. My, jako dostawcy telewizji kablowej, jesteśmy również zainteresowani walką z tego rodzaju zjawiskami, bo to dla nas nieuczciwa konkurencja. Wielokrotnie proponowaliśmy narzędzia, które w pewnym stopniu mogą ograniczyć taką działalność (niestety, nie da się jej zupełnie wyeliminować), bo to też nasz problem. Niestety, nie ma tu zainteresowania. W rejonie solecznickim jest to może na mniejszą skalę, ale w wileńskim to bardzo zauważalny problem. Można mieć wrażenie, że w każdym bloku mieszka jakiś „pan Janek”, który może niedrogo „załatwić” telewizję, są też dostawcy, którzy działają na wpół legalnie.
Czytaj więcej: Rejony wileński i solecznicki odwołują imprezy zapustowe w związku z wojną na Ukrainie
Mówimy o likwidacji rosyjskich kanałów, ale przecież zakaz retransmisji na Litwie dotyczy zaledwie kilku… Rosyjskojęzyczni odbiorcy nie stracili kontaktu z własnym językiem czy kulturą…
Tak. Tych programów w języku rosyjskim zostało sporo. Najczęściej to komercyjne kanały, pokazujące przede wszystkim zachodnie produkcje, ale w języku rosyjskim. To dosyć atrakcyjna propozycja. Najczęściej te same filmy na litewskich kanałach można oglądać dopiero znacznie później. Ale ludzie oglądają rosyjską telewizję nie tylko ze względu na język. To również pewien sposób myślenia, który im, wychowanym w czasach sowieckich (bo jednak wśród widzów TV przeważa starsze pokolenie), jest bliższy. Nie chodzi jednak tylko o programy. Niemało jest osób, które po prostu negatywnie reagują na sam zakaz. Dziś byłem świadkiem rozmowy z jednym panem, który przyszedł do nas zerwać umowę. Mówił, że jemu nie chodzi o programy, ale o to, że ktoś decyduje za niego. A jemu to się nie podoba. I ja go rozumiem, bo też wolę, gdy mam wybór. Po długiej rozmowie zdecydował się na kontynuowanie współpracy z nami, ale przekonanie go nie było łatwe.
Jest jakiś sposób na poprawę sytuacji?
Ja zawsze powtarzam, że ludzi trzeba edukować, a sami wybiorą dobrze. Jeszcze kilka lat temu ściąganie filmów z Internetu było czymś całkowicie normalnym i ludzie nie widzieli w tym nic złego. Teraz już tak nie jest. Zdają sobie sprawę z zagrożeń, ale także w znacznie większym stopniu rozumieją, że to szkoda dla kogoś, że ten film to czyjaś własność. Tak samo warto edukować na temat telewizji. Jeśli chodzi o rosyjskie programy (których sam nie oglądałem) rzeczywiście nie tylko przekazują informacje aktualne dla mieszkańców Rosji, ale przede wszystkim nastawiają negatywnie do własnego kraju. Czasem, gdy zdarzyło mi się rozmawiać z takim odbiorcą wyłącznie rosyjskich informacji, miałem wrażenie, że on żyje w zupełnie innym kraju. Ale temu człowiekowi nie wystarczy odciąć jakiś kanał. Trzeba mu dać coś w zamian. Trzeba mu dać alternatywne źródła, pokazać, że można myśleć inaczej.
A litewskie media? Czy Pana klienci, wśród których jest bardzo wielu Polaków, oglądają je?
Tak. Nie mam wątpliwości, że większość ogląda. Teraz mówię jako mieszkaniec Solecznik — na pewno ludzie oglądają litewskie wiadomości. Czy jednak są z tej telewizji zadowoleni, to już zupełnie inna sprawa. I tu nie chodzi o język, ale o kontent. Po prostu trzeba, żeby ta propozycje była ciekawsza, bardziej atrakcyjna. To nie jest łatwe ani tanie. Litewski czy nawet polski rynek jest oczywiście o wiele mniejszy niż rosyjski, poza tym Rosjanie świadomie rozszerzali zasięg swojej TV na nasz region i dziś sytuacja jest taka, że ludzie przyzwyczaili się do rosyjskich propozycji. Dla wielu to po prostu ciągłość od czasów sowieckich. Rosyjskie programy nie musiały walczyć o odbiorcę. On był nieprzerwanie. To polskie telewizje muszą się teraz przebijać na Litwie, bo zmarnowano ogromny potencjał, zabierając nam kiedyś możliwość odbioru TVP. Poznałem wielu Litwinów z Kowna, którzy mówili świetnie po polsku, dlatego, że w dzieciństwie oglądali polską telewizję, wówczas nieporównywalnie bardziej atrakcyjną od sowieckiej…
Czytaj więcej: Koncert kolęd z TVP Wilno. Spotkanie pokoleń w Ejszyszkach
Teraz jednak jest już możliwość oglądania polskich programów na Litwie. Czy widzi Pan zainteresowanie nimi?
Oczywiście mamy w swojej ofercie polskie programy dostępne na Litwie. Jeśli chodzi o Polaków z Wileńszczyzny, na ile wiem, oglądają zwłaszcza TVP Wilno czy TVP Polonia. Ja bym jednak chciał dużo więcej. Wielokrotnie zabiegaliśmy o rozszerzenie zakresu polskich kanałów, ale to nie jest łatwe, a w każdym razie nie w ramach naszych możliwości finansowych. Proponujemy ludziom kilka programów po polsku, ale potrzebny nam jest o wiele lepszy kontent. Taki zwykły, informacyjny, ale również rozrywkowy, komercyjny. Paradoksalnie to właśnie teraz, właśnie w obecnej sytuacji politycznej, jest wielka szansa na zmianę przyzwyczajeń. Jeśli zabraliśmy rosyjskie kanały, dajmy więcej polskich. Ale takich, które rzeczywiście będą konkurencyjne. Ludzie szybko zmieniają przyzwyczajenia. Może kilka miesięcy będą niezadowoleni, ale jeśli znajdą coś w zamian — szybko się przestawią. I przypomną sobie język polski, którego po prostu za rzadko używają, ale przecież znają.
Czytaj więcej: Transmisja mszy świętej w Grzegorzewie w TVP Wilno