Media na Litwie od początku odzyskania przez kraj niepodległości nie cieszą się dużym zaufaniem społecznym. Znany dziennikarz i publicysta Rimvydas Valatka problem dostrzega w tym, że większość treści medialnych konsument odbiera bezpłatnie, a bez pieniędzy trudno stworzyć produkt na poziomie.
7 maja na Litwie jest obchodzony Dzień Odrodzenia Prasy, Języka i Książki. Święto nawiązuje do dnia, kiedy władze carskie w 1904 r. cofnęły zakaz drukowania treści w języku litewskim. Z ostatnich badań opinii publicznej przeprowadzonych przez agencję Vilmorus na zlecenie dziennika „Lietuvos rytas” wynika, że mediom ufa tylko 27,9 proc. społeczeństwa, ponad 35 proc. nie ma do nich zaufania. Na samym szczycie zaufania społecznego od lat są strażacy (90 proc.), policja (64 proc.), wojsko (64 proc.). Najmniejszym zaufaniem społecznym cieszą się natomiast partie (6,9 proc.), sejm (13,1 proc.) oraz rząd (22,8 proc.).
Czytaj więcej: Czy naprawdę potrzebne są media na granicy?
Nie ma czegoś takiego jak media
Valatkę nie dziwią wyniki badań opinii publicznej.
— To jest logiczne, bo gdyby ktoś mnie zapytał, czy ufam wszystkim mediom, to moja odpowiedź byłaby negatywna. (…) To jest głupia strona socjologii. Pytamy ludzi, czy ufają rzeczom, które w czystej formie nie istnieją w przyrodzie. Nie ma takiej rzeczy, takiego tworu jak media. Jest wiele redakcji, jest mnóstwo telewizji, stacji radiowych, gazet, portali internetowych. Stąd mamy do czynienia z takim dysonansem — oświadcza publicysta w rozmowie z „Kurierem Wileńskim”.
Dziennikarz sprzeciwia się dzieleniu mediów na mainstreamowe i niemainstreamowe, a problem dostrzega w tym, że treść medialna najczęściej trafia do odbiorcy bezpłatnie. To z pewnością wpływa na jakość mediów, które są notorycznie niedofinansowane.
— Po pierwsze, nie zgadzam się, aby mówić o czymś takim, jak media mainstreamowe. Bo termin „media mainstreamowe” został wymyślony przez złodziei i bandytów. Nie musimy rozmawiać slangiem złodziei i bandytów. Musimy mówić o systemie medialnym krajów demokratycznych, gdzie są różne podmioty. Czego brakuje? Powiem tak: tania rzecz dużo kosztuje. Ile dzisiaj społeczeństwo inwestuje w media? Ile w ciągu miesiąca średniostatystyczny Litwin płaci za media? A ile średniostatystyczny Litwin płaci za kiełbasę lub piwo? Media otrzymuje bezpłatnie. Jest takie przysłowie: darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda. Jeśli chcemy inne media, to musimy zastanowić się, ile chcemy za nie zapłacić, ile chcemy w nie zainwestować? — pyta Valatka.
Zdaniem publicysty, ludzie, którzy nie chcą płacić za treść, nie mogą stawiać też żadnych żądań.
— Rozumiem ludzi. Tylko nie rozumiem ich pretensji. Jeśli przyzwyczaili się brać coś za darmo, to dlaczego stawiają jakieś żądania? Nigdy nie widziałem, żeby dziecko złościło się z tego powodu, że ktoś mu sprezentował cukierek. Dziecko zwyczajnie mówi: dziękuję. Więc dlaczego dorośli, otrzymując coś za darmo, zamiast dziękować zaczynają się złościć? Ludzie muszą zrozumieć, że bezpłatnie bardzo ciężko jest stworzyć dobry produkt — podkreśla dziennikarz.
Zdaniem publicysty, jeśli społeczeństwo chce bardziej jakościowej treści, to przede wszystkim powinno zmienić myślenie w sprawie mediów.
— Nic nie wskazuje na to, że to się zmieni. Co najmniej w najbliższych 5-10 latach. Ludzie będą konsumować to, co chcą konsumować. Jeśli człowiek coś otrzymuje bezpłatnie, to dlaczego musi zmieniać swoje przyzwyczajenia? Tak naprawdę zmienić trzeba jedną rzecz. Swój pogląd na media. Bo jeśli za coś nie płacisz, to nie masz prawa czegoś żądać — dodaje Valatka.
Zakaz druku
Zakaz wydawania prasy i książek w języku litewskim zaczął obowiązywać w carskiej Rosji po stłumieniu powstania styczniowego. Zakaz obowiązywał do 1904 r. Nie wszyscy wiedzą, że zakaz został zniesiony w drodze sądowej.
Generał-gubernator wileński, Michaił Murawjow, walcząc z powstańcami, 5 kwietnia 1863 r. zakazał na terenie guberni wileńskiej i kowieńskiej drukowania prasy i książek w alfabecie łacińskim. Oczywiście, w pierwszej kolejności to dotyczyło języka polskiego, ponieważ to właśnie Polacy w oczach Murawjowa byli tym „elementem wywrotowym”. Jednak zakaz dotyczył wszystkich języków łacińskich. W guberni wileńskiej wprowadzono też zakaz nauczania w języku litewskim, a w kowieńskiej zezwolono używać języka litewskiego tylko jako języka wspomagającego do klasy czwartej. 5 czerwca 1864 r. został wprowadzony zakaz drukowania elementarzy z języka litewskiego. Od 18 września 1865 r. na terenach guberni wileńskiej, kowieńskiej, grodzieńskiej witebskiej, mińskiej i mohylowskiej można było drukować książki i prasę w języku litewskim, ale tylko używając cyrylicy.
Wyrok sądu
Cyrylica jednak nie została zaakceptowana przez społeczeństwo litewskie. Litewskie książki i prasa były drukowane w Prusach Wschodnich, skąd były nielegalnie kolportowane na teren obecnej Litwy. W drugiej poł. XIX w. powstał cały ruch tzw. księgonoszy. W 2004 r. UNESCO wpisała ruch księgonoszy na Listę Światowego Dziedzictwa.
Uchylić zakaz pomogły dwie wygrane w sądzie sprawy — publicysty Antanasa Maciejauskasa i pisarza Povilasa Višinskisa. Wyrok w sprawie Višinskisa zapadł 4 grudnia 1902 r. W sprawie Maciejauskasa 26 maja roku następnego. W obu przypadkach rosyjski sąd stwierdził, że zakaz druku w języku litewskim jest sprzeczny z ustawodawstwem Cesarstwa Rosyjskiego. „Po ogłoszeniu wyroku władza carska była zmuszona oficjalnie znieść zakaz drukowania prasy. Władza rosyjska przygotowała odpowiednią uchwałę, która cofnęła zakaz, a prawie po roku, 7 maja 1904 r., uchwałę podpisał car Mikołaj II. Cofnięcie zakazu było zaprezentowane społeczeństwu jako wyraz łaski cara. W ten sposób prawnie został zakończony proces, który trwał prawie 40 lat” — tłumaczył podczas dyskusji zorganizowanej przez Litewską Bibliotekę Narodową im. Martynasa Mažvydasa w 2018 r. litewski adwokat Liudvikas Ragauskis.
Czytaj więcej: Litwa obchodzi Dzień Języka, Książki i Odzyskania Prasy. Życzenia złożyła premier