16 czerwca lekarze rodzinni z całej Litwy zorganizowali akcję solidarnościową „Biali bohaterowie ze związanymi rękoma”. Na placu Vincasa Kudirki w Wilnie medycy ubrani w białe fartuchy uformowali kształt serca.
„Serce symbolizuje medycynę rodzinną i opiekę lekarzy nad pacjentami, zaś związane ręce — nową reformę, która znacznie ogranicza możliwości lekarza rodzinnego. Rząd chce stworzyć placówki medyczne, które zrzeszałyby specjalistów różnych szczebli. Jeżeli planowana reforma zostanie wdrożona w życie, ucierpią zarówno lekarze, jak i pacjenci” — zapowiedziała Alma Astafjeva, lekarz rodzinny, członek Rady Związków Zawodowych Lekarzy Rodzinnych na Litwie.
Dodatkowa praca administracyjna
Medycy obawiają się m. in., że po reorganizacji placówek zdrowia zostaną obarczeni dodatkową pracą administracyjną, gdyż pacjenci będą mogli sami zdecydować, do którego specjalisty muszą się udać. To, zdaniem lekarzy rodzinnych, sprawi, że będą oni zmuszeni skupić się przede wszystkim na wydawaniu skierowań do specjalistów, jakich wybierze sobie pacjent.
— Aktualny system zdrowia był rozsądnie tworzony przez wiele lat i na pewno nie wymaga takich kardynalnych zmian. Tymczasem politycy chcą połączyć niektóre przychodnie i szpitale w centra medyczne. Wówczas pracujący na pełnym etacie lekarz rodzinny, który w przychodni średnio dziennie konsultuje około 30 pacjentów, będzie skierowywany dodatkowo np. na dyżur na oddziale przyjęć czy opieki długoterminowej. Należy też uwzględnić to, kto najczęściej jest lekarzem rodzinnym na Litwie. A przecież w 90 proc. są to kobiety w średnim wieku albo starsze. Komuś się wydaje, że lekarz rodzinny to wielostronny specjalista, którego można dodatkowo obarczyć różnego rodzaju pracą. Dla przykładu, Estonia już przeprowadziła reformę zdrowia. W tym kraju przychodnie pełnią swoje funkcje, a szpitale swoje. Specjaliści każdego szczebla wykonują swoją pracę. Można oczywiście i u nas dyskutować, czy rzeczywiście w regionach potrzeba tyle przychodni, ile jest obecnie, czy mają odpowiednie finansowanie itd. Nikt nie zaprzecza, że w systemie zdrowia istnieje sporo problemów, ale przed przyjęciem ważnych decyzji trzeba dokładnie przeanalizować sytuację — mówi „Kurierowi Wileńskiemu” prof. Vytautas Kasiulevičius, prodziekan Wydziału Medycyny UW, lekarz rodzinny w Klinikach Santaros.
Czytaj więcej: Tu pacjent czuje się pewnie
Obawy lekarzy
W akcji protestacyjnej wzięli udział przeważnie młodzi medycy — lekarze rezydenci.
— Moim zdaniem planowana reforma nie uwzględnia potrzeb ani lekarzy, ani pacjentów. Nowe założenia po prostu przekreślą system, który tworzono latami. Osobiście obawiam się, że zostanę w ogóle bez pracy — przychodnia, w której pracuję, może zostać po prostu zlikwidowana. Nie wiadomo też, czy po wszystkich tych zmianach na Litwie będzie dostateczna liczba miejsc pracy dla lekarza rodzinnego. Po raz pierwszy zacząłem się poważnie zastanawiać, czy nie popełniłem błędu, wybierając zawód medyka. Po studiach, które trwają 6 lat, oraz rezydenturze, która obejmuje okres 4 lat, każdy spodziewa się odpowiednich warunków pracy, solidnego wynagrodzenia, szacunku. Tymczasem jako lekarz rezydent zarabiam niewiele więcej niż wynosi minimalne wynagrodzenie. Wielu moich kolegów intensywnie uczy się języków obcych, przeważnie niemieckiego, ponieważ poważnie rozważa możliwość emigrowania do krajów Europy Zachodniej w poszukiwaniu pracy w zawodzie — mówi „Kurierowi Wileńskiemu” biorący udział w akcji Aurimas, rodzinny lekarz rezydent z rejonu kowieńskiego.
Wielu polityków litewskich solidaryzuje się z protestującymi lekarzami
„Reforma jest tragiczna. Jej inicjatorzy i wykonawcy mają jeden cel — zaoszczędzić pieniądze kosztem zdrowia naszych obywateli. Usługi medyczne stają się niedostępne, w regionach likwidowane są placówki zdrowia. Lekarze nie są pewni swojej przyszłości zawodowej, zmuszani są do coraz bardziej czasochłonnego wykonywania funkcji biurokratycznych, coraz więcej czasu spędzają przed komputerem. Sporadycznie zwiększa się liczba usług płatnych, a one z kolei stale drożeją” — zaznacza socjaldemokratka Orinta Leiputė, członkini sejmowego Komitetu Zdrowia.
Julius Sabatauskas, wiceprzewodniczący Sejmu, twierdzi, że obecnie jest najbardziej nieodpowiednia chwila dla przeprowadzania tego rodzaju reformy. „Jesteśmy solidarni z lekarzami rodzinnymi. Nie zgadzamy się z proponowanymi przez władzę zmianami w systemie zdrowia. Zamykane są szpitale, zwalniani lekarze, likwidowana jest rehabilitacja i sanatoria. Teraz nie jest czas na różnego rodzaju eksperymenty, gdy chodzi o zdrowie ludzi oraz zapewnienie należytych warunków pracy dla naszych lekarzy. Po proponowanych przez rządzących zmianach zwiększą się kolejki w placówkach zdrowia, mieszkańcy regionów będą musieli pokonywać spore odległości, żeby trafić do specjalisty” — komentuje Sabatauskas.
Ministerstwo Zdrowia odrzuca krytykę i podkreśla, że medycy opierają się tylko na przypuszczeniach.
Czytaj więcej: Samorząd Rejonu Wileńskiego współfinansuje studia dla lekarzy