— Reżimowi Aleksandra Łukaszenki chodzi po prostu o niszczenie miejsc pamięci Polaków tylko po to, by Polaków to zabolało. Kiedy niszczone są groby naszych bliskich, groby naszych żołnierzy, to odczuwamy pewnego rodzaju duchowy ból — mówi „Kurierowi Wileńskiemu” dr hab. Tomasz Balbus, naczelnik Oddziałowego Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej we Wrocławiu.
Miejsce, gdzie Polacy stawili opór Sowietom
— To największy, najbardziej znany z cmentarzy AK na terenie Białorusi. To miejsce, w którym spoczywają polegli w bitwie z 21 sierpnia 1944 r., ppłk Maciej Kalenkiewicz ps. „Kotwicz”, czy jak go nazywali sowieci „major bez ręki”, bo rzeczywiście dowodził mając amputowaną rękę. Pod Surkontami Polacy stawili opór NKWD i skończyła się to masakrą — mówi „Kurierowi Wileńskiemu” dr hab. Tomasz Balbus.
Koparki i spychacze wjechały na miejsce spoczynku polskich żołnierzy niedługo po kolejnej rocznicy bitwy. Przypomnijmy, że 21 sierpnia 1944 r. w leśniczówce Surkonty oddział ppłk. Macieja Kalenkiewicza ps. „Kotwicz” został zaatakowany przez 3 batalion 32 zmotoryzowanego pułku Wojsk Wewnętrznych NKWD 3 Frontu Białoruskiego i Rejonowego Oddziału NKWD w Raduniu. Bitwa trwała 5 godzin. Dowódca oddziału „Kotwicz” zginął trafiony w głowę na początku walki. Oddział nie poddał się, choć dowódca zginął trafiony w głowę już na początku walki. W bitwie poległo 18 żołnierzy, w tym 6 oficerów, 17 rannych sowieci dobili. Żołnierzy NKWD zginęło 132.
Nie było to pierwsze miejsce spoczynku żołnierzy AK zdewastowane przez reżim Aleksandra Łukaszenki. — Wcześniej zrównany z ziemią został cmentarz w Mikuliszkach, gdzie spoczywali przede wszystkim żołnierze polegli w walce z Niemcami czy Litwinami, były wśród nich też dwie osoby zamordowane przez bolszewików po lipcu 1944 r. Dla reżimu nie ma to jednak zupełnie znaczenia, ich nie obchodzi, kim byli, z kim walczyli ci ludzie, chodzi im po prostu o niszczeni miejsc pamięci Polaków, tylko po to, by Polaków to zabolało. Kiedy niszczone są groby naszych bliskich, groby naszych żołnierzy, to odczuwany pewnego rodzaju duchowy ból — mówi historyk.
Czytaj więcej: Odwetem w polskie nekropolie
Wierni czekistowskiej tradycji
Rozmówca „Kuriera Wilńskiego” zauważa, że tak dla Mińska jak i dla Moskwy groby żołnierzy AK pozostają grobami „bandytów”. — Białoruś i Rosja pozostają wierne czekistowskiej tradycji, kontynuują ją zarówno pod względem ideowo-strukturalnym jak i kadrowym — mówi Balbus.
Jak zauważa historyk, akcja dekomunizacji, w ramach której sowieckie pomniki są usuwane z przestrzeni publicznej w Polsce, trwa od wielu lat, ma ona jednak ściśle określone ramy. — Podobnie prowadzona była akcja denazyfikacji po 1945 r., gdy symbole zbrodniczego państwa były usuwane z miejsc publicznych. W ostatnich latach IPN także usuwa symbole nawiązujące do zbrodni sowieckich, ale — co bardzo ważne — nie są niszczone czy w jakikolwiek sposób uszkadzane miejsca, gdzie są pochowani żołnierze sowieccy. Po prostu miejsca pochówku żołnierzy jakiejkolwiek armii powinny być objęte opieką państwa, w którym się znajdują. Taką samą ochroną są obejmowane groby żołnierzy Wermachtu. Białorusini uderzają w groby wojenne, a więc w miejsca, do których ochrony zobowiązują międzynarodowe konwencje — wyjaśnia przedstawiciel IPN.
Mieszkańcy tym razem bezsilni
Warto przypomnieć, że groby Polaków walczących o wolność przetrwały do tej pory dzięki zaangażowaniu mieszkańców. Po bitwie pogrzeb poległych odbył się koło mogiły powstańców z 1863 r. z obawy o represje. Miejscowa ludność nie dopuściła do jej zaorania i dzięki temu we wrześniu 1991 żołnierze zostali ekshumowani i pochowani na miejscowym cmentarzu. Już wówczas władze zgodziły się, aby na krzyżu na mogile umieszczono napis po polsku, ale bez ujawniania charakteru bitwy. Teraz to właśnie dzięki mieszkającym w tych okolicach Polakom udało się zarejestrować dewastację cmentarza w Surkontach, do którego nie było dostępu w trakcie niszczenia grobów. To właśnie czytelnicy powiadomili portal znadniemna.pl, który przekazał dalej dowody zniszczeń. Jak Polacy z Białorusi oceniają działania reżimu?
„Przestępstwo znieważenia zwłok, prochów ludzkich lub grobu jest zbrodnią karalną we wszystkich cywilizowanych systemach prawnych na świecie. Reżimowi dyktatorskiemu Aleksandra Łukaszenki, który nie dba o życie i zdrowie własnych obywateli, wartości związane z oddawaniem szacunku zmarłym niezależnie od tego, jakie poglądy wyznawali za życia, są głęboko obce.
Nie mając możliwości zatrzymania zbrodniarzy i wyrównania rachunków za wyrządzone bestialstwo, pozostaje nam tylko zawierzyć się Bożej Mądrości oraz Sprawiedliwości i modlić słowami Aktu oddania się Jezusowi: Jezu, Ty się tym zajmij…” — pisze portal znadniemna.pl.
MSZ wydaje komunikat
Trwającą od wielu miesięcy na Białorusi akcję wymierzoną w polską pamięć historyczną potępiło stanowczo MSZ RP. „Operacja, przeprowadzona z użyciem ciężkiego sprzętu, a także przy zaangażowaniu służb blokujących dojazd do miejsca pamięci i zastraszających lokalnych mieszkańców, próbujących dokumentować skalę zniszczenia, stanowi wyjątkowo haniebny przejaw wymazywania polskości z obszaru Ziemi Grodzieńskiej. Wyraźnie wskazuje także na to, że zarówno ten, jak i poprzednie przypadki niszczenia polskich miejsc pamięci były przeprowadzane z inicjatywy władz w Mińsku. Oszczercza, antypolska kampania władz białoruskich spotka się ze zdecydowaną odpowiedzią Rzeczypospolitej Polskiej. Nigdy nie będzie zgody na kolejne akty państwowego wandalizmu. Ochrona miejsc pamięci historycznej, zwłaszcza grobów i cmentarzy stanowiących wspólne dziedzictwo, to obowiązek każdego cywilizowanego państwa. Wzywamy władze w Mińsku do opamiętania się w swoim szaleństwie, którego ofiarą pada dziedzictwo historyczne i kulturowe przynależne również Białorusi” — czytamy w komunikacie MSZ.
Czytaj więcej: Wielkie zadanie: troska o polskie miejsca pamięci na Białorusi