Autobusy i trolejbusy jeździły rzadziej, przez co na przystankach i w pojazdach komunikacji miejskiej było tłoczno. Mieszkańcy Wilna nie kryli rozgoryczenia.
— To chyba na Litwie tylko może tak się dziać. Na przystanku już stoję około 50 minut, proszę zobaczyć, ile osób czeka. Wszyscy spóźnią się, kłócą się między sobą. Nawet są już kolejki, żeby wejść do transportu. Rozumiem kierowców, którzy strajkują, ale przez to cierpią niewinni ludzie. Za to powinien Šimašius odpowiedzieć — oburzała się wilnianka na przystanku Klinikų na Antokolu.
Anatolij na dworcu autobusowym czekał pewnego dnia od godziny na 1G, ponieważ miał wizytę u lekarza w Santoryszkach.
— Już spóźniłem się. Z Jaszun przyjechałem na dwie godziny wcześniej, bo wiedziałem, że strajkują. Do jednego autobusu po prostu nie wcisnąłem się, a na drugi czekam i nie wiem, kiedy przyjedzie. Na wizytę do gastrologa czekałem prawie dwa miesiące i nie dojechałem. Nie wiem co teraz? Będę błagać, może przyjmą. To znęcanie się nad ludźmi — mówił Anatolij.
Czytaj więcej: Ważne dla pasażerów wileńskiego transportu publicznego — strajk kierowców
Strajkujący mieli żądania
Jeszcze przed osiągnięciem porozumienia, mer Wilna Remigijus Šimašius mówił, że związek zawodowy pracowników transportu publicznego w Wilnie nie chce powstrzymać strajku i zgłosił nowe żądania.
„(…) mamy do czynienia z sytuacją paradoksalną. Wszystkie warunki umowy zbiorowej zostały wynegocjowane i ujednolicone, znacznie poprawiły się warunki pracy kierowców. Podpisy na umowie można będzie złożyć dziś wieczorem. Związek nie chce jednak przerwać strajku. Dlaczego?” — napisał mer na swoim koncie na Facebooku po poniedziałkowych negocjacjach.
Według niego w weekend przedstawiciele związku domagali się wypłaty strajkującym pracownikom połowy pensji, w poniedziałek zrezygnowali z tego żądania, ale podnieśli nowe — domagają się podwyższenia płacy kierowców o kolejne 9 proc.
Konsultacje z premier oraz minister opieki socjalnej i pracy
W poszukiwaniu rozwiązania strajku pracowników transportu publicznego Šimašius zapowiedział konsultacje z premier oraz minister opieki socjalnej i pracy. Według mera Wilna, strajk staje się wyzwaniem dla całej Litwy.
„Dostaję listy od innych związków zawodowych, które dowodzą mi, że pracodawca musi zapłacić za strajk i wydaje mi się to w założeniu bardzo bezużyteczne i mniej lub bardziej podkopujące fundamenty społeczeństwa” — powiedział Šimašius w wywiadzie dla nadawcy państwowego.
„Byłoby finansowo katastrofalne i moralnie całkowicie niesłuszne płacić strajkującym za strajk. Faktem jest, że dzisiaj kierowcy nie obsługują pasażerów” — powiedział mer Wilna.
Czytaj więcej: Rozpoczął się strajk kierowców wileńskiej komunikacji miejskiej
Osiągnięto porozumienie
Samorząd Wilna ogłosił we czwartek 22 grudnia, że osiągnął porozumienie ze strajkującymi i strajk zostaje przerwany. Taką informację opublikował m.in. mer stolicy, Remigijus Šimašius. Wspomniał o tym, że podpisana będzie umowa zbiorowa i wejdzie w życie z dniem 1 stycznia 2023 roku.
„Pełne rozkłady jazdy zaczną wracać już od tego wieczora” — ogłosił Šimašius.