Jolanta Mačiulienė, prezes Stowarzyszenia Salonów Fryzjerskich i Kosmetycznych, w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” powiedziała, że inflacja i podwyżki cen energii sprawiają, że coraz rzadziej ludzie zaglądają do salonów fryzjerskich i kosmetycznych.
Czytaj więcej: „Chłopi” wzywają do otwarcia małych sklepów i salonów fryzjerskich
W salonach ceny rosną umiarkowanie
— W salonach kosmetycznych i fryzjerniach ceny rosną, ale nie tak bardzo, jak o tym mówią dziennikarze i klienci. Wzrostu stawek za usługi kosmetyczne i fryzjerskie nie można porównać z cenami żywności, gdy niektóre produkty stały się droższe o 40 proc. w ciągu roku. To prawda, że liczba przychodzących klientów ostatnio znacznie spadła. Ale myślę, że to nie ceny usług mają na to wpływ, ale nasz ogólny standard życia. Wszystko bardzo mocno zdrożało — mówi Jolanta Mačiulienė.
Z usług salonów kosmetycznych i fryzjerów ludzie korzystają coraz rzadziej i coraz mniej przeznaczają na to pieniędzy. Najpierw pieniądze są przeznaczane na artykuły spożywcze i na zapłacenie za usługi. Pieniędzy brakuje, zaś usługi fryzjera nie są pierwszą potrzebą.
Ludzie liczą każdy cent
— Ludzie oszczędzają, bardzo mocno oszczędzają, liczą każdy cent. Zmniejsza się liczba klientów i ta tendencja jest bardzo niepokojąca. Może być tak, że w najbliższym czasie tych klientów zupełnie nie będzie, bo oszczędzają nie tylko ci, którzy mają minimalne dochody, ale też ludzie mający średnie i wyższe dochody — zaznacza prezes Stowarzyszenia Salonów Fryzjerskich i Kosmetycznych. — Tak naprawdę, z usług salonów piękności korzystali wszyscy, z mniejszymi i większymi dochodami. Dzisiaj z tych usług zaczęli także rezygnować wszyscy. Dzisiaj pieniądze liczą nie tylko ci, którzy zarabiają minimum, ale i ci, którzy zarabiają więcej, bo i ich wydatki rosną — podkreśla Mačiulienė.
Czytaj więcej: Kobiety nadal zarabiają mniej niż mężczyźni
Smutna przyszłość
Mačiulienė nie chce być tą złą wróżką, ale jej zdaniem przyszłość salonów fryzjerskich i kosmetycznych nie będzie „różowa”.
— Już teraz widzimy, że dużo zamyka się fryzjerni, salonów kosmetycznych. Nawet idąc przez miasto, można zobaczyć niejedno ogłoszenie, że jest na wynajem miejsce, gdzie kiedyś był salon, są wyprzedawane meble i sprzęt. Niestety, na pomoc państwa nie ma co liczyć. Możemy liczyć tylko na siebie — ocenia smutno prezes stowarzyszenia.
Pustki w salonach
— Wszyscy narzekają na brak klientów. Ludzie po prostu odmawiają sobie wszystkiego. Jeszcze rok temu nie narzekaliśmy na brak klientów. Zawsze miałam zapisane dwa tygodnie do przodu. Kobiety, gdy tylko miały centymetrowy odrost, już biegły. Dzisiaj albo same malują, albo czekają na większy odrost. Z koleżankami myślałyśmy, że już w grudniu będziemy miały klientów, a tu znów pustki. W tym roku prawie nikt nie robił uczesania na sylwestra czy imprezy przedświąteczne w pracy. Zauważyłam też, że i w pracy czuje się napięcie, zaczynają się walki o każdego klienta. Ceny w naszej branży wzrosły 10-15 proc. od razu, gdy tylko zdrożała elektryczność, ogrzewanie, a teraz stoi wszystko w miejscu — podkreśla Mačiulienė.