Kiedy zaczęłam poznawać Litwę, ogromne wrażenie zrobiły na mnie tablice upamiętniające miejsca mordów na Żydach. Z jednej strony ich ogromna liczba, a drugiej – bardzo lakoniczne informacje, które zawierały. Co te wszystkie tablice mówią o pamięci o Holokauście na Litwie?
Myślę, że niewiele. Te wszystkie znaki, które mają upamiętnić Holokaust, po jakimś czasie stają się niewidzialne dla ludzi, którzy widzą je na co dzień. Paradoksalnie takie znakowanie, podobnie zresztą jak stawianie pomników, może prowadzić do tego, by jakaś rzeczywistość staje się zapomniana. Pomnik jest jednym z najbardziej niewidocznych symboli urbanistycznych. Przechodzimy obok i nie dostrzegamy go… Oczywiście, inaczej jest, gdy ktoś styka się z nimi po raz pierwszy. Ktoś, kto przyjeżdża na Litwę, do jakiegoś miasta, dostrzega je, zastanawia się nad treścią, którą niosą, ale gdy mijamy je wielokrotnie, obojętniejemy, po prostu przestają być widoczne. Nie sądzę więc, że to oznakowanie miejsc Holokaustu przekłada się na pamięć historyczną na Litwie. To swoista współczesna biała plama. Mamy wiele formalnie oznaczonych miejsc, ale nadal nie widać w naszym społeczeństwie takiego emocjonalnego, pełnego empatii stosunku do Holokaustu.
Dlaczego?
Przyczyn jest kilka. Pierwsza to fakt, że w okresie 1944–1990 Litwa nie miała możliwości wytworzyć własnej, narodowej narracji historycznej. W tym okresie zarówno w oświacie, jak i w publikacjach widoczny był jedynie zsowietyzowany obraz naszej historii. Dopiero okres Sąjūdisu i odrodzenia narodowego otworzył ten temat. W naszym podejściu do narodowej historii wydarzyło się coś, co porównałbym do pęknięcia tamy. W litewskiej narodowej pamięci historycznej przez ten czas nazbierało się wiele obszarów, które należy poznać, zbadać. Trzeba było na nowo odkrywać i poznawać Litwę Witoldową, okres rządów Smetony, wywózki czy wojnę partyzancką. Wśród tych tematów był też Holokaust, który wyraźnie nie wpisywał się w ten łańcuch heroizmu narodowego. I na pewno to jedna z zasadniczych przyczyn. Nie oceniałbym tego zjawiska negatywnie. Wydaje mi się ono naturalne. Po prostu naród, który odzyskuje niepodległość, potrzebuje czasu, by ogarnąć tak wiele obszarów historii, których przez pół wieku nie badano. Kiedy początkowa euforia mija, pojawia więcej przestrzeni dla badań nad innymi, wcześniej pomijanymi tematami. Dziś tych publikacji źródłowych, wystaw, materiałów audio i wideo mamy naprawdę dużo, widać to także na przykładzie działania naszego muzeum. Inna przyczyną jest niestety obecność w naszym społeczeństwie takiego tępego nacjonalizmu, który nie może przyjąć prawdy, która nie jest zgodna z jego założeniami. Dla takich ludzi badania historyczne, fakty nie mają znaczenia. Odrzucają je, jeśli rzucają cień na ich bohaterów, tak jak odrzucają informacje o tym, że część członków antysowieckiego podziemia zbrojnego brała udział w mordach na Żydach. Oburzają się wówczas i wszelkie informacje na ten temat traktują jak oszczerstwa. Nadal wielkim problemem pozostaje nieumiejętność przyjęcia prawdy, która nam się nie podoba.
Czytaj więcej: „Tałesy, kapoty, załóżki” polskich Żydów [GALERIA]
Ta niechęć do trudnej prawdy idzie chyba w parze z nieumiejętnością opowiadania o niej. Niedawno miałam okazję odwiedzić Pana rodzinne miasto. Byłam w willi Chaima Frenkla, obecnie muzeum, która wydaje się wymarzonym miejscem, by opowiadać o historii Żydów w Szawlach i, niestety, wydaje mi się, że twórcy ekspozycji nie poradzili sobie z tym zadaniem, zwłaszcza jeśli chodzi o okres Holokaustu. Jak według Pana wygląda ta konfrontacja z historią Litwinów i Żydów na przykładzie Szawli?
Na pewno nie mogę oceniać działań innego muzeum, których zresztą nie znam obecnie zbyt dobrze. Szawle to rzeczywiście bardzo specyficzne miasto w kontekście relacji litewsko-żydowskich. W czasie międzywojennym stało się ono miastem przemysłowym, gdzie wielkie fabryki prowadzili żydowscy przedsiębiorcy, których można określić mianem ówczesnych magnatów. Tak właśnie powstał fenomen robotniczego miasta w okresie I Republiki Litewskiej, które faktycznie stało się drugim co do znaczenia miastem w okresie międzywojennej Litwy, a Żydzi odgrywali w nim ogromną rolę. Wydaje mi się, że dzisiejsi mieszkańcy Szawli nie do końca są w stanie określić swoją tożsamość. Kim tak właściwie są, jakie jest ich miasto? To oczywiście nie są łatwe pytania, kwestia określenia swojej tożsamości to jedno z największych wyzwań, przed jakimi stoi miasto czy państwo. W przypadku Litwy problem z określeniem siebie, swojej historii jest, wdaje mi się, szczególnie odczuwalny. Dawano na to różne odpowiedzi. U schyłku okresu sowieckiego Szawle to było miasto rowerów, później próbowano identyfikować je jako „miasto słońca”, co w przypadku Litwy brzmi zupełnie nieprzekonująco. Takie problemy z określeniem własnej tożsamości ma wiele małych miast. Widać tu pewną niewydolność naszego systemu oświatowego, który nie potrafi wyjść poza narrację narodową, dla której podstawą identyfikacji jest język litewski. Nadal więc tkwimy w pojęciach z przełomu XIX i XX w., które nie są w stanie odpowiedzieć na współczesne wyzwania. Dla mnie ta identyfikacja Litwina poprzez język jest zbyt ciasna. Szkoda, że jako państwo tracimy tak wiele wartościowych ludzi i osiągnięć, zamykając się na bardziej globalne myślenie na ten temat. Staramy się to zmieniać poprzez działalność naszego muzeum. Nikt na świecie nie powie, że Jacques Lipchitz czy Marc Chagall to Litwini. Ja bym jednak chciał, by zaczęto dostrzegać, że są to osoby głęboko związane z Litwą, gdyż ich twórczość uformowała się właśnie w środowisku litewskiej kultury. Wracając do Szawli – podobnie jak w innych miastach na Litwie jego podstawowym problemem jest odpowiedź na pytanie o własną tożsamość, bo tylko to pozwoli na tworzenie jasnej narracji na temat własnej historii. Nie jest to jednak łatwe i bardzo często zamiast odpowiedzi poszukiwanie własnej tożsamości kończy się na niekończących się i do niczego nieprowadzących dyskusjach.
Wystawa „Tałesy, kapoty, załóżki. Opowieść o ubiorach polskich Żydów od średniowiecza po XX w.” w Muzeum Historii Żydów im. Gaona Wileńskiego będzie czynna do 28 maja br. Przedstawia 10 rekonstrukcji dawnych ubiorów na podstawie przedstawień polskich Żydów, źródeł pisanych i wykrojów. Część z rekonstrukcji wykonano z oryginalnych tkanin przedwojennych pochodzących z dawnego żydowskiego domu ze Starego Sącza. Na wystawie prezentowane są też oryginalne przedwojenne ubiory męskie i akcesoria modowe, a ekspozycję uzupełniają eksponaty za zbiorów muzeum. Współorganizatorzy: Fundacja „Nomina Rosae”, Archiwum Narodowe w Krakowie, Instytut Polski w Wilnie
| Fot. Marian Paluszkiewicz
Czytaj więcej: Postać Gaona z Wilna obrosła legendami. Warto się z nimi zmierzyć
Rozpoczynając pracę jako dyrektor Muzeum Historii Żydów im. Gaona Wileńskiego, mówił Pan, że chciałby zwrócić uwagę szczególnie na edukację młodzieży. Jak ocenia Pan wiedzę absolwentów współczesnych litewskich szkół na temat historii Żydów na Litwie? Jak wygląda to w ramach szkolnego programu, podręczników?
Muszę przyznać, że nie jestem w stanie ocenić aktualnych podręczników czy programów nauczania, bo nie przyglądałem im się pod tym kątem. Jeżeli mówimy o tym, co uczeń wynosi ze szkoły, to oczywiście ta wiedza nie powinna ograniczać się do podręcznika. To również zajęcia pozalekcyjne, wycieczki, projekty, odwiedzane muzea. Jaki efekt tych kilkunastych lat nauki osiągamy? Jako wykładowca akademicki miałem okazję nieraz przekonać się o tym, z jaką wiedzą młodzi ludzie przychodzą na studia. I muszę powiedzieć, że jest ona powierzchowna. Wiedza o Żydach na Litwie ogranicza się w zasadzie do tematu Holokaustu, a o innych narodowościach, kulturach obecnych na Litwie nie ma w zasadzie żadnych informacji.
Jak przywrócić Litwie całą nielitewskojęzyczną historię? Czy jest jakiś sposób, by przeciętny Litwin zaczął uważać kulturę mniejszości narodowych coś bliskiego?
Ja osobiście nie lubię określenia „mniejszości narodowe” w litewskim kontekście, bo w jakimś sensie dewaluuje ono naszą rzeczywistość. Litwa w swojej istocie jest państwem wielokulturowym, wielonarodowościowym i statystyki, kogo jest więcej, a kogo mniej, nie mają takiego znaczenia. Wszyscy jesteśmy poddani czasowi – dziś jest tak, ale kiedyś było inaczej. Odpowiem bardzo subiektywnie. Dziś, w dobie mediów społecznościowych, możemy sobie zadać pytania, co sprawia, że pewne osoby są popularne. Najczęściej stoi za tym ich własna historia sukcesu. Coś im się udało, coś osiągnęli w życiu. Wydaje mi się, że właśnie takich „historii sukcesu” różnych narodów Litwy najbardziej potrzeba. Sztuka, nauka, sport, biznes – niech jakiekolwiek historie sukcesu zablokują w młodym człowieku prymitywny podział na „swoich” i „obcych”. Jaka różnica, Polak, Żyd czy Tatar, skoro to człowiek, który przyczynił się do sukcesu Litwy!
Chyba każdy twórca wystawy czy książki o tematyce historycznej musi sobie w pewnym momencie odpowiedzieć na pytanie, jaką narrację chce przekazać odbiorcom, co jest w niej ważne, na co zwrócić uwagę. W jaki sposób chciałby Pan opowiadać o litewskich Żydach?
Jako historyk jestem zakorzeniony w czasie, konkretnych epokach. Patrzę na następujące po sobie epoki i każda ma coś do unikalnego. Jednego opowiadania oczywiście nie wystarczy. Inna narracja powinna być kierowana do dzieci, inna do dorosłych. Jednak wydaje mi się, że z kilku powodów warto zwracać uwagę na XX w. Początek tego wieku to czas, gdy utrwala się identyfikacja na podstawie rozróżnienia pomiędzy chłopem Litwinem a szlachcicem Polakiem. Ten stereotyp to jedna z naszych bied. Gdzie w tym podziale jest miejsce dla Żydów? Żyd jest gdzieś pomiędzy tymi dwoma grupami, łączy je, ale jego rola jest niejasna. Wydaje mi się, że ważne, byśmy potrafili skorygować te uproszczone przekonania. Drugi powód jest taki, że ten okres daje ogromne możliwości wykorzystania autentycznych fotografii, planów miast, materiałów wideo. Pozwala więc na tworzenie narracji w atrakcyjnej formie, a współczesne muzeum to nie tylko coś, co się ogląda. Powinno oddziaływać na zmysły, dać możliwość doświadczenia pewnej rzeczywistości. Natomiast to, czego chciałbym uniknąć, to heroizacja którejkolwiek ze stron. To coś, co zawsze kończy się fałszem i nie ma sensu iść tą drogą.
Takim naturalnym muzeum oddziałującym na zmysły odbiorców są niewątpliwie Ponary. Od lat słyszymy o planach uporządkowania tego miejsca, stworzenia centrum edukacyjno-informacyjnego, jednak mimo deklaracji nic się nie dzieje. Jakie są Pana plany wobec tego miejsca?
Pyta mnie Pani jako obywatela Litwy czy jako dyrektora muzeum?
Jako obywatela Litwy, dyrektora muzeum, ale też jako konserwatystę, czyli przedstawiciela partii rządzącej Litwą i w Wilnie…
Jako człowiek, jako obywatel Litwy czuję się po prostu źle z tym, jak wyglądają Ponary. Nie mieści mi się w głowie, że przez 33 lata nie zrobiliśmy nic z tak znaczącym miejscem mordów. Nazwałbym to jakimś świadomym brakiem gospodarności. Czego bym chciał? Myślę, że tworząc muzeum, warto najpierw pomyśleć, czy będzie ono odwiedzane. Ponary są za miastem, poza centrum, nie ma tam dobrego dojazdu miejskim transportem, więc nie można liczyć, że dotrze tam wielu odwiedzających. Dlatego uważam, że decyzja o utworzeniu Muzeum Holokaustu na Litwie i Wileńskiego Getta przy ulicy Žemaitijos jest słuszna. W Ponarach jako dyrektor muzeum widziałbym centrum informacji turystycznej, umiejscowione gdzieś w okolicy parkingu, tak by odwiedzający mogli otrzymać tam wszystko, co potrzebne. Oczywiście chciałbym, by ścieżki zostały uporządkowane, dostosowane do potrzeb osób niepełnosprawnych, by obiekt był odpowiednio oświetlony. Kwestią o ogromnym znaczeniu jest sama narracja o tym miejscu. Ponary to miejsce zbrodni, ale odwiedzający je powinien otrzymać informacje nie tylko o tym, co działo się w tym lesie, ale też o tym, jak do tego doszło. Dyskutowaliśmy z kolegami na ten temat i wydaje się, że byłoby najlepiej, by osoba, która udaje się do Ponar, najpierw odwiedziła Muzeum Holokaustu i dopiero wtedy, mając już jakąś bazową wiedzę, udawała się do Ponar. Jeśli chodzi o sam teren, którzy rzeczywiście jest unikalny, najlepszym rozwiązaniem byłoby wykorzystanie tam nowoczesnych technologii. Mam na myśli tzw. rozszerzoną rzeczywistość, czyli rozwiązanie polegające na połączeniu świata realnego z wirtualnym. Jest to bardzo rzadko wykorzystywane w muzeach rozwiązanie, ale w przypadku Ponar byłoby według mnie idealne.
Odpowiedział Pan jako obywatel i dyrektor muzeum, zabrakło jeszcze tego trzeciego aspektu. Wydaje się, że aby tego rodzaju projekty mogły zostać zrealizowane, nie może zabraknąć woli politycznej. Czy dziś na Litwie istnieje sprzyjające środowisko polityczne, by plany, o których Pan mówi, mogły zostać zrealizowane?
Nie mogę odpowiadać za rząd, ale mogę opowiedzieć o decyzjach, które już zapadły. Myślę, ze jedną z najważniejszych jest to, że w Wilnie powstanie wspomniane już przeze mnie Muzeum Holocaustu na Litwie i Wileńskiego Getta, są już przewidziane środki w budżecie na budowę i ekspozycję. W maju kończy się budowa przy ul. Pilimo, w ciągu lata zostanie tam urządzone Muzeum Kultury i Tożsamości Litewskich Żydów. To duży, czteropiętrowy budynek, gdzie będzie dużo do obejrzenia. Na pewno też zostaną uporządkowane Ponary, nie sądzę, że uda się zrobić wszystko, o czym mówiłem, ale przygotowujemy się do konkursu na budowę centrum informacji turystycznej. Cieszę się, że ostatecznie zrezygnowano z nierealnych planów tworzenia w Wilnie drugiego Polin [chodzi o Muzeum Historii Żydów Polskich „Polin” w Warszawie – przyp. red.]. Muzeum musi być adresowane do odbiorców, bazować na lokalnych warunkach, a Warszawa to nie Wilno. Nie myślę w kategoriach lepszy-gorszy, ale to po prostu inne miasta. Wilno jest mniejsze, nie będzie w nim tylu turystów, ale za to nie było tak zniszczone w czasie wojny. Dlatego nasze ekspozycje mogą znajdować się w budynkach, które mają swoją historię. Czy jest lepsze miejsce na muzeum kultury Żydów niż dawne żydowskie gimnazjum lub na Muzeum Holokaustu na Litwie i Wileńskiego Getta – niż budynek biblioteki getta? Nie warto rezygnować z takich historycznych budynków dla fantastycznych projektów.
Czytaj więcej: Czego może nas nauczyć historia polskich Kresów
Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 15(43) 15-22/04/2023