W ostatni dzień wiosny odbył się zjazd Litewskiego Stowarzyszenia Samorządów, na którym odbyła się reelekcja mera rejonu janowskiego socjaldemokraty Mindaugasa Sinkevičiusa na przewodniczącego organizacji. Był to jedyny kandydat, chociaż Sinkevičius został uwikłany w tzw. skandal paragonowy. Wyszło na jaw, że mer za pieniądze samorządowe kupił dwa telewizory, za paliwo rozliczał się sześcioma kartami bankowymi oraz intensywnie podróżował podczas kwarantanny. Sinkevičius przeprosił za możliwe nieprzejrzyste wykorzystanie funduszy samorządowych i obiecał część pieniędzy zwrócić do budżetu.
Propozycja Sejmu
Swoją propozycję w sprawie wynagrodzenia radnego złożył sejmowy Komitet Zarządzania Państwem i Samorządami. Zgodnie z propozycją radny otrzymywałby fiksowane wynagrodzenie o wysokości 20 proc. wynagrodzenia mera samorządu. Trochę więcej otrzymywaliby lider opozycji oraz szefowie komitetów. Poza tym zaproponowano kary dla radnych, którzy nie uczestniczą w posiedzeniach rady. Wszelkie wydatki na rzeczy biurowe lub transport zostałyby zlikwidowane.
Wynagrodzenie mera zależy od wielkości samorządu. Samorządy są dzielone na kategorie, które mają odpowiednie współczynniki. Dla samorządu liczącego powyżej 500 tys. mieszkańców współczynnik wynosi 19,1; samorządy liczące 100–500 tys. mieszkańców — 19; 50–100 tys. — 18,6; 15-50 tys. — 18,3; samorządy liczące 15 tys. i mniej — 18. Jeśli chcemy dowiedzieć się, ile otrzymuje miesięcznie poszczególny mer, to musimy najniższe ustawowe wynagrodzenie (186 euro) pomnożyć przez odpowiedni współczynnik. W przypadku Wilna wynagrodzenie mera wynosi 3 552 euro przed odliczeniem podatków. Poza tym merowi przysługują różne dodatki. W tym — za staż.
Model nie jest idealny
Mer rejonu wileńskiego socjaldemokrata Robert Duchniewicz, w rozmowie z „Kurierem Wileńskim”, stwierdził, że w sprawie wynagrodzeń dla radnych jego ugrupowanie i on sam nie ma na razie wypracowanego stanowiska.
— Myślę, że proponowany model nie jest idealny, ale jest pewnym rozwiązaniem w obecnym chaosie. Radni są różni, samorządy też. Na przykład podczas ubiegłej kadencji prawie nie miałem dni wolnych. Ciągle byłem w rozjazdach i na spotkaniach. Są też radni, którzy przychodzą tylko na posiedzenia komitetu i rady. Więc żaden model nie zapewnia wynagrodzenia, które odzwierciedla realną pracę. Tym niemniej coś trzeba robić — mówi polityk.
Czytaj więcej: Rada i mer rejonu wileńskiego złożyli przysięgę. Duchniewicz podziękował ustępującej ekipie
Kwestia wynagrodzeń dla radnych była poruszona na zjeździe Litewskiego Stowarzyszenia Samorządów. Generalnie propozycja sejmu spotkała się z aprobatą samorządowców. Chociaż mer rejonu szyrwinckiego Živilė Pinskuvienė zauważyła, że sama nowelizacja ustawy nic nie zmieni, jeśli nie zostaną przeznaczone dodatkowe fundusze na wynagrodzenia. „Być może powiedzą (posłowie — przyp. red.), skąd mam wziąć te pieniądze. Zabrać od logopedy lub jakiejś szkoły? Łatwo przygotować ustawę, bez pokrycia w pieniądzach” — oświadczyła dziennikarzom.
Rząd mniejszościowy?
Zainicjowana przez dziennikarza i działacza społecznego Andriusa Tapinasa akcja „prześwietlenia” wydatków samorządowców spowodowała polityczne trzęsienie ziemi na Litwie. O możliwe nieprzejrzyste oraz bezprawne wykorzystanie środków publicznych zostali oskarżeni trzej ministrowie: oświaty — Jurgita Šiugždinienė, kultury — Simonas Kairys oraz finansów — Gintarė Skaistė. Wszyscy trzej odrzucili stawiane im zarzuty, tym niemniej Šiugždinienė podała się do dymisji, natomiast Skaistė zwróciła część samorządowych wydatków.
Lider konserwatystów Gabrielius Landsbergis zaznaczył, że problem dotyczy nie tylko wymienionych szefów ministerstw, ale całego systemu politycznego, który potrzebuje resetu w postaci wyborów przedterminowych. W ubiegłym tygodniu konserwatyści zarejestrowali projekt uchwały, który przewiduje przeprowadzenie wyborów 10 września. W przypadku, jeśli sejm nie zdecyduje się na przedwczesne wybory, to premier Ingrida Šimonytė zapowiedziała, że poda się do dymisji.
Czytaj więcej: Ingrida Šimonytė grozi dymisją
Nieadekwatna reakcja
Zdaniem politologa z Uniwersytetu Witolda Wielkiego Andrzeja Pukszty problem tkwi w tym, że politycy zbytnio dali się ponieść emocjom.
— Sądzę, że reakcja polityków na zaistniałą sytuację była nie do końca adekwatna. Czuje się zmęczenie zarówno u pani premier, jak i u całego kierownictwa konserwatystów. Aczkolwiek wydaje się, że po pewnym czasie emocje zaczną się uspokajać. Politycy nie powinni iść za emocjami, tylko podejmować adekwatne decyzje i deklaracje. Sytuacja na koniec maja wygląda bardzo nieciekawie. Powstały nieporozumienia wewnątrz koalicji. Nie ma jednego zdania wewnątrz partii konserwatywnej. Wydaje mi się, że za tydzień lub dwa te emocje opadną — komentuje sytuację politolog.
Dodaje, że najbardziej odpowiednim wyjściem byłoby powołanie nowego rządu, aczkolwiek przedterminowe wybory nie są czymś nieprawdopodobnym.
— Zawsze pozostaje możliwość powołania rządu mniejszościowego. Litwa miała mniejszościowy rząd Gediminasa Kirkilasa, za którym głosowali konserwatyści — nie wyklucza takiej możliwości Andrzej Pukszto.
Nieprzemyślane wypowiedzi
Głos w sprawie kryzysu politycznego kilkakrotnie zabierał prezydent Gitanas Nausėda. Ostatnio oświadczył, że „nie ma sytuacji bez wyjścia” i zaistniały kryzys polityczny można rozwiązać na różne sposoby. Głowa państwa nie wykluczyła ani przedterminowych wyborów, ani powstania nowego rządu. Zaznaczył, że wszystko zależy od parlamentu. „Nie zgodzę się, że wszyscy krytykują te przedterminowe wybory. Być może więcej wątpliwości budzi, czy to w ogóle jest możliwe, czy Sejm jest w stanie podjąć decyzję o przedterminowych wyborach. Sądzę, że ta alternatywa nie może zostać odrzucona a priori; być może rozwiąże ona sytuację polityczną, w której się znaleźliśmy. Częściowo z własnej winy i z powodu nie do końca przemyślanych wypowiedzi niektórych polityków” — oświadczył dziennikarzom we wtorek w Podbrodziu Nausėda.
Wcześniej ośrodek prezydencki zasygnalizował, że jeśli koalicja się porozumie i powoła nowy rząd, to w jego składzie nie musieliby się znaleźć ministrowie uwikłani w skandal rozliczeniowy. Reagując na słowa prezydenta przewodnicząca Sejmu Viktorija Čmilytė-Nielsen powiedziała, że na danym etapie mówić o personaliach przyszłych ministrów jest czymś przedwczesnym. Polityk oświadczyła też, że rozpisanie nowych wyborów samorządowych byłoby rozwiązaniem nieadekwatnym. „Być może zabrzmi to banalnie, ale co powiedzą ludzie, jeśli politycy teraz przyjdą i powiedzą: w marcu były wybory samorządowe, to zróbmy nowe. Moim zdaniem to byłoby nieadekwatne. Przed chwilą mieliśmy kampanię wyborczą, ludzie wypowiedzieli swoje zdanie i wybrali swych przedstawicieli” — oświadczyła Viktorija Čmilytė-Nielsen.