Przed trzema laty mieszkańcy Litwy utworzyli żywy łańcuch od placu Katedralnego w Wilnie do granicy z Białorusią. Hasłem przewodnim inicjatywy było „Droga do wolności”. Po drugiej stronie granicy trwały wielotysięczne protesty przeciwko sfałszowanym wyborom prezydenckim.
Solidarność i represje
Mieszkańcy Litwy chcieli w ten sposób okazać solidarność z walczącymi o demokrację Białorusinami. Sama koncepcja łańcuchu nawiązywała do bałtyckiego łańcucha – 23 sierpnia 1989 r. mieszkańcy Litwy, Łotwy oraz Estonii chwycili się za ręce, łącząc trzy stolice krajów bałtyckich, a tym samym torując drogę do przywrócenia niepodległości.
Z tej radosnej atmosfery dzisiaj praktycznie nic nie zostało. Łukaszenka stłumił protesty. Tysiące osób musiało opuścić kraj. Ci najbardziej aktywni, którzy nie opuścili Białorusi, trafili do więzienia. Szacuje się, że w więzieniach przebywa od 1500 do 1700 więźniów politycznych. Wśród nich jest jeden z liderów białoruskich Polaków, Andrzej Poczobut.
Mińsk chociaż oficjalnie nie jest stroną konfliktu w wojnie rosyjsko-ukraińskiej, to udostępnia swoje terytorium siłom agresora – w lutym i marcu 2022 r. rosyjscy żołnierze szli z Białorusi na Kijów. To z jej terytorium były też dokonywane ataki rakietowe na Ukrainę.
Kraj okupowany
Analityk Marius Laurinavičius od lat monitoruje rosyjskie zagrożenie. Nie ma żadnych wątpliwości, że Białoruś jest stroną konfliktu, dlatego powinna być traktowana jak Rosja, bez żadnej taryfy ulgowej.
– Jeśli mówimy o naszym bezpieczeństwie, to żadnej różnicy między Rosją a Białorusią nie ma. Moim zdaniem Białoruś od dawna, nie tylko od początku trwającej wojny, nie jest suwerennym państwem. Generalnie jest to rosyjska prowincja. Między obywatelami Rosji i Białorusi nie ma żadnej różnicy. Białoruś, chociaż nieaktywnie, ale uczestniczy w wojnie przeciwko Ukrainy. Dlatego jej obywatele powinni być traktowani jak obywatele Federacji Rosyjskiej – twierdzi w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” ekspert.
Tymczasem szef platformy informacyjnej Malanka Media i wieloletni białoruski działacz emigracyjny Paweł Marinicz nie rozumie, po co jest potrzebne zaostrzanie polityki migracyjnej względem Białorusinów.
– Mi się wydaje, że Litwa posiada wystarczające zasoby służb specjalnych, aby na granicy można było rozpoznać, kto jest zwerbowany przez Grupę Wagnera, kto jest wojskowym itd. Są osoby zweryfikowane przez białoruskich obrońców praw człowieka, o których pisze niezależna prasa. Są to osoby, które uciekają przed prześladowaniem. Dlaczego więc zaostrzać sankcje względem tych osób. Trzeba rozumieć, że Białoruś teraz jest krajem okupowanych. Chociaż nie wszyscy o tym pamiętają. Sprzeciw w samej Białorusi jest kontynuowany. Część Białorusinów obecnie walczy po stronie ukraińskich sił zbrojnych. Moim zdaniem nie wolno utożsamiać Białorusinów z Rosjanami. Mimo propagandy u Białorusinów nie ma większego poparcia dla wojny – dzieli się refleksjami z „Kurierem Wileńskim” opozycjonista.
Trwają dyskusje dotyczące zaostrzenia wymogów dla obywateli Białorusi, którzy ubiegają się o pobyt na Litwie.
Reakcja na Wagnera
Nieufność względem Białorusi pogłębiło przybycie tam kilku tysięcy najemników z Grupy Wagnera. Zdaniem litewskich polityków – zresztą podobnie jak polskich czy łotewskich – wagnerowcy mogą stanowić element destabilizujący na pograniczu białoruskim. W odpowiedzi na nieprzyjazne gesty białoruskiego reżimu strona litewska zamknęła dwa z sześciu przejść granicznych – w Szumsku i Twereczu.
Przewodniczący sejmowej Komisji Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Laurynas Kasčiūnas zaznaczył, że Litwa wysyła wyraźny sygnał dla białoruskiego dyktatora. „Jeśli rozpoczną się systemowe prowokacje, np. dotyczące potoków nielegalnych migrantów, albo dojdą inne niuanse, to zamknięcie całej granicy może być kolejny wariantem” – oświadczył w rozmowie z LRT poseł, którego zdaniem zmniejszenie liczby przejść granicznych zmniejszy też ilość przemycanych z Białorusi papierosów i innych produktów.
W ostatnim czasie w kraju trwają dyskusje dotyczące zaostrzenia wymogów dla obywateli Białorusi, którzy ubiegają się o pobyt na Litwie. Prezydent Gitanas Nausėda od dłuższego czasu apeluje do posłów, aby w tej kwestii normy prawne wobec Białorusinów i Rosjan były tożsame. Wiceminister spraw wewnętrznych Vitalijus Dmitrijevas również opowiedział się za zaostrzeniem sankcji względem emigrantów z Białorusi.
Przeciwnikami takiego podejścia jest część przedstawicieli koalicji rządzącej. Minister gospodarki i innowacji Aušrinė Armonaitė sądzi, że obecne regulacje są wystarczające i zbalansowane. Zdaniem polityczki z Partii Wolności zaostrzenie regulacji może uderzyć w białoruski biznes na Litwie, z którego profitów korzysta również gospodarka kraju. „Litwa, Polska, inne kraje stały się domem dla tych spółek. To są wspólnoty, które sprzeciwiają się reżimowi Łukaszence i których nie zadowala status quo. Nie powinno się straszyć tych podmiotów wyrzuceniem z kraju, ponieważ ich właściciele podjęli odpowiednie decyzje, przenieśli się do nas, zostawili własny dom, część z nich przybyła z dziećmi i zmieniła swoje życie” – tłumaczyła w ubiegłym tygodniu szefowa resortu.
Czytaj więcej: Kanada nałożyła kolejne sankcje na Białoruś
Wygrana Łukaszenki?
Przewodnicząca Sejmu, polityk Ruchu Liberałów Viktorija Čmilytė-Nielsen uważa, że dalsza izolacja Białorusi i jej mieszkańców będzie oznaczała zwycięstwo Łukaszenki i Putina. „W interesie Litwy jest sąsiedzka Białoruś, nie rządzona przez reżim Łukaszenki, tylko europejska i demokratyczna. Mam nadzieję, że tak się stanie. Na tym polegały nasze duże starania i sądzę, że musimy je kontynuować” – podzieliła się swym stanowiskiem polityk.
Jej kolega z partii Raimondas Lopata zgadza się z Čmilytė-Nielsen, że celem Litwy jest wolna i demokratyczna Białoruś. Niemniej w chwili obecnej poseł jest zwolennikiem zamknięcia wszystkich przejść granicznych z Białorusią, ponieważ należałoby zakończyć z turystyką z Białorusi i odwrotnie. Zdaniem polityka Litwa powinna też opracować specjalną strategię dotyczącą naszego wschodniego sąsiada.
Od listopada 2022 r. Departament Migracji obliguje obywateli Białorusi i Rosji do wypełnienia specjalnej ankiety, w której muszą m.in. ustosunkować się do wojny Rosji przeciw Ukrainy. W ciągu 10 miesięcy obowiązywania tego przepisu ustalono, że 1164 osoby z tych dwóch krajów uznano za stanowiące zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. Ponad 900 to są obywatele Białorusi.
Marius Laurinavičius nie dostrzega potrzeby w stosowaniu taryfy ulgowej dla Białorusinów. – Nigdy nie uważałem, że muszą być inaczej traktowani. W moim mniemaniu obywatele Rosji i Białorusi muszą być oceniani w trybie indywidualnym. Otrzymać prawo do pobytu w naszym kraju można tylko na podstawie bardzo poważnej przyczyny. Dotyczy to np. ludzi, którzy faktycznie walczą z reżimami – podkreślił analityk.
Usunięcie Łukaszenki nie oznacza, że zagrożenie ze strony Białorusi dla Litwy zmaleje.
Tylko Zachód
Jednym z argumentów przeciwko zaostrzaniu sankcji względem Białorusinów są wydarzenia z 2020 r., kiedy setki tysięcy Białorusinów wyszło na ulice, protestując przeciwko sfałszowanym wyborom prezydenckim i osobiście przeciwko Łukaszence. W Rosji podobnych protestów nie było od lat.
– Zawsze trzeba patrzeć, czego dotyczą protesty. Bardzo dobrze, że te protesty na Białorusi się odbyły. I wtedy, i dzisiaj cieszę się z nich. Trzeba jednak pamiętać, że dla większości protestujących głównym celem protestów było usunięcie Łukaszenki ze stanowiska prezydenta. To nie były jednak w swej większości ani prozachodnie, ani antykremlowskie protesty. Bardzo wielu Białorusinów zachowało jawnie prorosyjskie stanowisko. Na dzień dzisiejszy to nie protesty odgrywają zasadniczą rolę, tylko fakt, że Białoruś jest krajem walczącym po stronie Rosji. Ta wojna jest skierowana przeciwko Zachodowi jako całości, chociaż jest prowadzona w Ukrainie. A więc Białoruś walczy nie tylko z Ukrainą, ale z całym Zachodem. Białoruś jest krajem walczącym z nami, dlatego musimy ją odpowiednio traktować – zaznacza Laurinavičius.
Analityk uważa, że samo usunięcie Łukaszenki automatycznie nie oznacza, że zagrożenie ze strony Białorusi zmaleje. – Łukaszenka może zostać zlikwidowany również rękoma Kremla. Moim zdaniem to jest bardziej realistyczny scenariusz niż rewolucja. Dopóki nie zostanie rozwiązany problem w Moskwie, to znaczy dopóki Kreml nie zezwoli na jakieś zbliżenie Mińska z Zachodem, to nic się nie zmieni. Teraz ma takie wpływy w tym kraju, że po prostu na to nie zezwoli. Z drugiej strony mam duże wątpliwości, czy samo społeczeństwo białoruskie jest prozachodnie – zastanawia się Laurinavičius.
Z takim podejściem nie zgadza się nasz drugi rozmówca. – Sądzę, że Białoruś nie ma innej możliwości niż integrowanie się z Zachodem – twierdzi Paweł Marinicz. – Po upadku Łukaszenki na wolność wyjdą liderzy białoruskiej opozycji, zaczynając od Wiktara Babaryki, a kończąc na Mikałaju Statkiewiczu. To są te osoby, dla których wspierania w 2020 r. ludzie wyszli na ulice. Już wówczas nie byli oni politykami prorosysjkimi, chociaż niektórzy takie zarzuty stawiali Babaryce. Nie patrząc na liczne tortury, nikt za więźniami politycznymi w Rosji nie stanął w jego obronie. Dlatego moim zdaniem nie ma żadnych szans, że ktoś będzie opierał się na Rosję. Iluzja, że Białoruś może być krajem neutralnym pozostała w 2020 r. – nie kryje Marinicz.
Rzecznik prasowy Swiatłany Cichanouskiej, która była kandydatką w wyborach prezydenckich w 2020 r. i którą reżim Łukaszenki zmusił do opuszczenia kraju, Walery Kawaleuski poinformował, że część białoruskich spółek IT działających na terytorium Litwy rozważa przeniesienie się do innych krajów. Szacuje się, że na Litwie działa ponad 5 tys. specjalistów w dziedzinie IT.
Czytaj więcej: Litwa i Polska solidaryzują się z wolną Białorusią
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 34 (98) 26/08/-01/09/2023