Leszek Wątróbski: Wszystko się zaczęło w roku 1920…
Bogdan Kokotek: …od lipcowej konferencji rady ambasadorów, spotkania przedstawicieli państw Ententy w belgijskim mieście Spa, z udziałem m.in. Polski, Czechosłowacji i Niemiec. Zdecydowano się wówczas, że ten niewielki skrawek ziemi, nazywany Zaolziem, wchodzący w skład Śląska Cieszyńskiego, znajdzie się w granicach republiki czechosłowackiej. W ten właśnie sposób sto kilkadziesiąt tysięcy Polaków znalazło się poza granicami swojej ojczyzny. I wtedy to, zaczęła się walka, o tożsamość narodową. A jak wiadomo najlepszym orężem w tej walce jest kultura.
Czytaj więcej: Polska szkoła w Czechach — „Szkoła z tradycją — szkoła przyjazna dzieciom”
Już wcześniej działało na Zaolziu, praktycznie w każdej miejscowości, wiele zespołów tanecznych i chórów, ale również zespołów teatralnych…
Jeszcze przed ostatnią wojną było ich kilkadziesiąt. I z tego społecznego ciśnienia narodził się pomysł, aby zaraz po jej zakończeniu powstała tu — w Czeskim Cieszynie — Scena Czeska. Myślano również o założeniu Sceny Polskiej, aby lepiej można było z tą asymilacją narodowościową walczyć. Pomysł powołania do życia teatru polskiego udało się zrealizować jednak dopiero w roku 1951, paradoksalnie dzięki przychylności kierownictwa ówczesnego Teatru Czeskiego — pana Zajíca i pomocy dyrektora teatru w Bielsko-Białej pana Gąsowskiego. Najbardziej jednak zasłużył się pracownik Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego (PZKO) Władysław Niedoba. To on stworzył Scenę Polską przy Teatrze Czeskim w Czeskim Cieszynie. On też namawiał najzdolniejszych aktorów z wielu teatralnych zespołów amatorskich, aby zrezygnowali ze swojej bardziej intratnej pracy w hucie czy na kopalni i zatrudnili się zawodowo w Scenie Polskiej w teatrze w Czeskim Cieszynie.
Z upływem lat Wasz Zespół zaczął się profesjonalizować…
Zaczęli bowiem wracać powoli, po studiach, absolwenci szkół teatralnych w Warszawie czy Krakowie pochodzący z Zaolzia. Zaczęli do nas dołączać również aktorzy z Polski. Współpracowali też z nami wybitni reżyserzy i scenografowie z Polski. Wymienię tu Henryka Boukołowskiego, Bohdana Cybulskiego czy Andrzeja Ziembińskiego — dobrze znanych w historii polskiego teatru. Tak więc z roku na rok nasz teatr stawał się coraz bardziej profesjonalny pod względem artystycznym. Dziś Scenę Polską tworzy 16 aktorów, inspicjent i sufler. Jesteśmy niezależnym artystycznie ciałem w ramach teatru w Czeskim Cieszynie (Těšínskégo divadla). Obok nas działa też Scena Czeska, tak samo liczna i pięcioosobowa scena lalek „Bajka” — grająca również po polsku, która powstała wcześniej, tuż po wojnie przy Zarządzie Głównym PZKO. A w roku 2009 znalazła się pod skrzydłami naszego teatru. W naszym teatrze pracuje także ponad stu innych pracowników. Jesteśmy pełnym teatrem. Posiadamy własne pracownie krawieckie czy ślusarskie oraz całą obsługę teatru.
Nasza duża scena dysponuje 375 miejscami. Mamy również scenę mniejszą, z której korzysta teatr lalkowy „Bajka” dla 120 osób i trzecią — najmniejszą, najbardziej chyba kameralną, dla 50 osób. Pokazujemy w zasadzie cały repertuar polskich autorów. Jesteśmy przecież jedynym teatrem w naszym mieście. Staramy się, aby nasz repertuar był eklektyczny — poczynając od klasyki po teatr współczesny, od przedstawień dla dzieci i młodzieży po komedie i dramat — z akcentem na literaturę polską. W każdym sezonie musi być minimum jedna sztuka polska i klasyczna, i współczesna.
Wasze ostatnie premiery to…
Niedawno wystawialiśmy sztukę czeskiego autora Ivana Olbrachta, syna czeskiego pisarza i adwokata Antala Staškamusicalu „Ballada dla bandyty”. Inspiracją do jej napisania był pobyt na Rusi Zakarpackiej oraz informacje, jakie zebrał na temat Nikoły Szuhaja, autentycznej postaci ze wsi Koloczawa, wokół której powstało wiele legend. Olbracht nie napisał realistycznego czy naturalistycznego dramatu o zbrodni i karze, lecz epicką syntezę rzeczywistości i poezji, sięgającą do ponadczasowości i symboliki mitu. Kolejną była sztuka pt. „Księżniczka na opak wywrócona” — Calderona de la Barki, zaliczanego do grona najwybitniejszych przedstawicieli złotego wieku teatru hiszpańskiego. Dzieło to oparte zostało na wątku miłosnym i komicznych nieporozumieniach. W sezonie przygotowujemy pięć premier. Są takie, które żyją tylko jeden sezon, ale i takie, które są cały czas w naszym repertuarze — głównie te, które są skierowane dla młodzieży.
Gracie najczęściej w klasycznym języku literackim…
Ważne jest dla nas bycie nośnikiem i ostoją języka polskiego tutaj na Zaolziu. Ale raz, na dwa czy trzy sezony, staramy się z pozytywnym skutkiem dotykać tzw. literatury regionalnej. Są to bądź sztuki grane gwarą Śląska Cieszyńskiego, bądź napisane przez miejscowych. Ostatnim takim przykładem był, cieszący się dużą popularnością, spektakl „Krzywy kościół” Kariny Lednickiej. Była to opowieść o eksplozji w karwińskiej kopalni „Franciszka” — która wydarzyła się 14 czerwca 1894 r. i była jedną z największych katastrof górniczych tamtego okresu. O tej wielkiej tragedii przypomina symboliczny grobowiec 235 ofiar na cmentarzu w starej Karwinie. W wyniku szkód górniczych i związanych z nimi wyburzeń budynków tamtego miasta już nie ma, ocalał tylko kościół św. Piotra z Alkantary. Ta czeska autorka wysoko cenionego przez krytyków i czytelników „Krzywego kościoła” urodziła się w Karwinie. Praca ta stała się nawet książką roku w Republice Czeskiej.
Jaka jest Wasza publiczność? Dla kogo gracie?
Nasza publiczność jest bardzo wymagająca. Jesteśmy przecież ich teatrem i z nią związani od wielu już lat. A tradycje teatralne na Zaolziu są cały czas bardzo żywe. Działają tu przecież nadal liczne teatralne zespoły amatorskie. Wspomnę tu może tylko Teatr im. Jerzego Cienciały działający przy Miejskim Kole PZKO w Wędryni obchodzący niedawno jubileusz swego 120-lecia czy „Teatrzyk Bez Kurtyny” działający od roku 2018 przy Miejskim Kole PZKO w Karwinie-Frysztacie. Takich amatorskich teatrów mamy na Zaolziu blisko dziesiątkę.
Czytaj więcej: „Olza Pro”: młode stowarzyszenie, które wiele dokonało. „Chcemy zadbać o miejsca, które zanikają”
Kto Was finansuje?
Teatr cieszyński (Těšínské divadlo) jest finansowany przez województwo północno-morawskie (odpowiednik polskiego urzędu marszałkowskiego). Jesteśmy teatrem półobjazdowym — tzn. część przedstawień gramy u siebie, w naszej siedzibie, a część w terenie w okolicznych miastach — takich jak: Karwina, Hawierzów, Orłowa czy Trzyniec. Dawniej graliśmy też w mniejszych ośrodkach — np. czytelni wędryńskiej czy w domu PZKO w Mostach. Często również wyjeżdżamy do Polski. Byliśmy już z naszymi przedstawieniami m.in. w Warszawie, Krakowie, Lublinie i Gdańsku. W październiku 2023 r. braliśmy udział w festiwalu teatrów mniejszości narodowych w Budapeszcie.
Jest Pan aktorem i reżyserem…
… i kierownikiem artystycznym Sceny Polskiej. I wreszcie absolwentem Wyższej Szkoły Artystycznej w Warszawie, jeśli chodzi o aktorstwo i reżyserię. Staram się aktualnie, przynajmniej raz w sezonie, reżyserować jakąś sztukę. Urodziłem się i mieszkam od lat w Stonawie — niewielkiej wsi położonej 15 km od Cieszyna. I zaraz po studiach w Polsce, wróciłem tu i związałem się na stałe z naszym teatrem — z przerwami na studia i dwuletnią pracę w teatrze w Płocku. Z wielką też przyjemnością wspominam sztuki Emila Zegadłowicza („Powsinogi beskidzkie” z roku 1923; „Lampka oliwna: tragedia w trzech aktach z 1924 i „Głaz graniczny” z 1925), który urodził się niedaleko od nas. I który pisał piękną gwarą śląską zbliżoną do naszej gwary zaolziańskiej. I za dwie z nich dostaliśmy ogólnopolską nagrodę — na opolskim Festiwalu Klasyki Żywej. Zależy mi bardzo na utrzymaniu wysokiego poziomu artystycznego. Wypada tylko sobie życzyć, aby asymilacja nie postępowała tak szybko i aby polskiego widza było cały czas pod dostatkiem, bo nie ukrywajmy, że nas tu Polaków na Zaolziu nadal powoli ubywa. I z każdym spisem ludności liczba ta ulega zmniejszeniu. Według ostatniego jest nas tu aktualnie ok. 30 tys. I aby nasze władze nadal na nas przychylnie patrzyły, tak jak to robiły dotąd.
Jakie plany ma Wasz teatr na najbliższą przyszłość?
W tym roku ma się rozpocząć poważny remont naszego teatru. Scena Polska będzie więc zamknięta co najmniej przez rok. Będąc jednak teatrem półobjazdowym, będziemy więcej grali w terenie. Będzie to jednak pewne znaczące dla nas utrudnienie, ale i z tym jakoś sobie poradzimy.
Zbrodnia w Stonawie
Mord dokonany na polskich żołnierzach wziętych do niewoli przez wojska czechosłowackie 26 stycznia 1919 r. w Stonawie w czasie walk o Śląsk Cieszyński. Żołnierze zostali zakłuci bagnetami, a następnie dobici kolbami karabinów. Łącznie w zbiorowym grobie pochowano 20 żołnierzy, z tego kilku poległych wcześniej w walce i co najmniej siedmiu zamordowanych po wzięciu do niewoli. Dokumentację zbrodni przeprowadził stonawski ks. Franciszek Krzystek, na którego prośbę dokonano dokumentacji fotograficznej zamordowanych, zidentyfikowano część żołnierzy i przeprowadzono zbiórkę na potrzeby pochówku.
Podczas czechosłowackich rządów na Zaolziu kwestię zbrodni w Stonawie cenzurowano. Jedynie w krótkim okresie rządów polskich w latach 1938–1939, w dwudziestą rocznicę zbrodni, ofiary mordu upamiętniono uroczystością złożenia kwiatów, podczas której przemawiał wojewoda śląski Michał Grażyński. Od jesieni 2018 r. dzięki działaczom Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego w Stonawie na zbiorowej mogile jest nowa tablica z danymi wszystkich pochowanych, które na podstawie źródeł polskich i miejscowych ustalił historyk amator Stanisław Kuba.