Justyna Giedrojć: Na czym polega działalność Związku Strzelców Litewskich?
Dariusz Litwinowicz: Zastanówmy się przez chwilę nad alternatywną historią naszych polsko-litewskich stosunków. Założyciel i ideolog Litewskiego Związku Strzelców Vladas Putvinskis-Putvys (1873–1929) pochodził ze starego rodu żmudzkiego, był zesłany na wschód za działalność rewolucyjną, a w 1919 r. został współtwórcą Litewskiego Związku Strzelców.
Józef Piłsudski (1867–1935) pochodził ze starego rodu żmudzkiego, był zesłany na wschód za działalność rewolucyjną, a w 1910 r. został współtwórcą Związku Strzeleckiego we Lwowie.
Czy poznali się w trakcie wydarzeń 1905 r., nie wiem, ale przypuszczam, że zakładając Litewski Związek Strzelecki, Vladas skorzystał z doświadczeń Ziuka, bardzo podobne są statuty i założenia obu organizacji. Gdyby nie konflikty, które późnej wynikły, m.in. walki o Wilno i działalność Polskiej Organizacji Wojskowej, myślę, że do dzisiaj oba związki świetnie by ze sobą współpracowały.
W założeniu oba związki strzeleckie miały być zalążkiem przyszłych sił zbrojnych, kuźnią przyszłej kadry oficerskiej i urzędniczej, oba związki wykonały sumiennie swoje zadanie. Niestety, konflikt o Wilno stworzył ideologiczne fundamenty pod przyszłe konflikty.
Litewski Związek Strzelców w okresie międzywojennym zrzeszał nawet 88 tys. Litwinów, dla porównania dzisiaj to tylko (lub aż) 15 tys. Strzelcy aktywnie uczestniczyli w walkach o niepodległość Litwy w latach 1919–1921, walcząc z bermontinikasami, bolszewikami i Polakami, ale mimo dużej liczebności i dobrego uzbrojenia strzelcy nie odegrali swojej roli w walkach przeciw Sowietom (1939–1940). Broń została w arsenałach, rozkazu do obrony prezydent Antanas Smetona nie wydał, a już w roku 1940, po aneksji Litwy przez Rosję Sowiecką, związek został zdelegalizowany, a wielu strzelców aresztowanych, zabitych bądź deportowanych na Sybir.
Wielu strzelców uczestniczyło w powstaniu antysowieckim w czerwcu 1941 r. po wkroczeniu niemieckich wojsk, ale nadzieje na niezależność okazały się płonne, ponieważ Hitlerowi zależało tylko na mięsie armatnim. Mimo tak licznej rzeszy byłych już strzelców prawie nikt nie skorzystał z oferty, by umierać za III Rzeszę. Realna partyzantka z masowym udziałem byłych strzelców rozpoczęła się od 1944 r., kiedy przyszli Sowieci. Walki NKWD z partyzantką litewską trwały do roku 1956, czasem nawet dłużej. Sama organizacja strzelecka została odtworzona dopiero w 1989 r., tuż przed odzyskaniem przez Litwę niepodległości.
Czytaj więcej: Wojsko bez pójścia do wojska
Powszechnie sądzi się, że w czasie II wojny światowej właśnie z szeregów Związku Strzelców Litewskich rekrutował się „Ypatingasis Būrys” – oddział kolaborantów, którego członkowie dokonywali masowych mordów w podwileńskich Ponarach. Jakie jest Pana zdanie w tej kwestii?
Po pierwsze, żadne źródło nie podaje, że „Ypatingasis Būrys” rekrutował się z szeregów Związku Strzelców Litewskich, bo i nie mógł – w tym czasie już Sowieci całkowicie rozbili związek. „Ypatingasis Būrys” liczył maksymalnie 200 członków. Jeżeli mówimy, że Litwini mordowali Polaków i Żydów, dlaczego w takim razie Niemcom nie udało się sformować 10-tysięcznej armii z 88 tys. strzelców, którzy działali przed wojną? Dlaczego na Litwie nie udało się zrobić tego, co udało się zrobić Niemcom na Łotwie i w Estonii – sformować oddziały SS i wysłać na front.
Po drugie, zachowały się spisy z nazwiskami prawie wszystkich katów z „Ypatingasis Būrys”, są tam też nazwiska polskie, białoruskie. Nie zapominajmy, że ci ludzie dostawali wynagrodzenie za swoją tzw. pracę. W 1940 r. już nie było organizacji strzeleckiej, została rozwiązana.
Najprawdopodobniej kilku dawnych strzelców trafiło do „Ypatingasis Būrys”, ale nikt nigdy nie zgłosił się z konkretnymi nazwiskami do obecnych władz związku. Cała ta narracja wzięła się z rosyjskiej propagandy. Próbowałem szukać w archiwach, ale nie znam nazwisk strzelców, którzy byli członkami organizacji „Ypatingasis Būrys”. Gdyby historycy tą sprawą się zajęli, dwoma rękoma poparłbym taką inicjatywę.
Nie nazywam więc Związku Strzelców organizacją zbrodniczą, patrzę na zagrożenia w dniu dzisiejszym, a nie na to, co było sto lat temu. Uważam, że problem Polaków na Wileńszczyźnie polega na tym, że żyjemy mitami naszych zmarłych, a oni owszem, chcą pamięci, ale żądają od nas, byśmy zadbali o przyszłość naszych dzieci, bardziej niż o ich groby.
Co zadecydowało o Pana wstąpieniu do Związku Strzelców?
Wstąpiłem do Związku Strzelców z myślą o przyszłości. Pracuję z konkretnymi ludźmi i razem analizujemy wspólne cele. Patrzymy, w jaki sposób nasza działalność przełoży się na przyszłość naszych dzieci, bliskich, mojego kochanego Wilna – na to, co chcemy osiągnąć. Jestem pewien, że gdyby dzisiaj powtórzyła się podobna sytuacja jak 85 lat temu, np. zaatakował nas Putin, strzelcy nie popełniliby dawnych grzechów i od pierwszej minuty aktywnie broniliby kraju i wszystkich obywateli, niezależnie od narodowości.
Jakie są podstawowe cele związku?
Związek został odtworzony po odzyskaniu przez Litwę niepodległości z takim założeniem, że potrzebny jest „cywilny” ruch sportowy, patriotyczny, quasi-wojskowy itd. Zawsze w naszych wileńskich, polskich, ale też w litewskich tradycjach były dwa filary: jeden związany z kulturą i pedagogiką. Te dziedziny zawsze prężnie rozwijały się na Wileńszczyźnie, ale są to z zasady „kobiece” dziedziny. A stare polskie i litewskie tradycje to także tradycje wojskowe, które Sowietom udało się zniszczyć i narzucić nam swoje. Litwini, w momencie, kiedy powstawało niezależne państwo, zaczęli odbudowywać swoje tradycje wojskowości, szkolić ludzi w tym kierunku.
Nie było wówczas moim celem wstąpienie do Związku Strzelców, bo nasze cele nie były zbieżne – Litwini kultywowali swoje tradycje, swój patriotyzm, a my, Polacy, kultywowaliśmy swoje. Dopiero w 2014 r., kiedy zrozumiałem, że Putin wytyczył konkretne cele odbudowy swego imperium i do czego to prowadzi, uświadomiłem sobie, że w tej sytuacji zagrożenia… niczego nie umiem. Nie jestem przygotowany do obrony swojej rodziny, bliskich. Rozważałem różne możliwości. Organizacja strzelecka proponowała rozwiązania dla ludzi niezależnych, pracujących, samodzielnych. Każdy jej członek może udzielać się na tyle, na ile w danej chwili może.
Na czym polega przynależność do Związku Strzelców?
Jest tu szeroka oferta działalności – od medycyny do walk w cyberprzestrzeni, od pracy z młodzieżą po specjalistę od walk ulicznych. Wszystko zależy od aktywności i umiejętności. Można być aktywnym bojowo, ćwiczyć razem z wojskiem i strzelać z karabinu, a można tylko płacić 12 euro rocznie i nic nie robić. Oczywiście, po owocach ich poznacie.
Kiedy Pan wstąpił do tej organizacji?
Jestem w niej od dziewięciu lat. Od początku, przez dwa lata, aktywnie ćwiczyłem, uczyłem się wszystkich możliwych umiejętności: topografii, strzelania, podstaw medycyny, planowania. Obecnie jestem instruktorem topografii, szkolę już innych członków Związku Strzelców. Polega to na organizowaniu ćwiczeń orientacyjnych w lesie czy w mieście z mapami albo i bez map. Do niedawna byłem plutonowym, podlegało mi 40 osób, teraz jestem szefem kompanii.
W pierwszy weekend miesiąca mamy regularne ćwiczenia, w których w zależności od sytuacji uczestniczy od 50 do 200 osób. Oprócz tego raz czy dwa razy w miesiącu odbywają się szkolenia, które prowadzimy dla oddzielnych grup. Z zasady z czterech weekendów w miesiącu dwa, a czasami trzy mam zawsze zajęte.
Są też wyjazdy, które odbywają się w ramach naszej współpracy z Polską. 11 listopada bierzemy udział w uroczystościach obchodów Święta Niepodległości Polski, uczestniczyliśmy w obchodach rocznicowych powstania styczniowego, w obchodach trzeciomajowych, jeździmy także pod Grunwald. Z okazji świąt 16 lutego czy 11 marca przyjmujemy u siebie gości z polskiego Związku Strzeleckiego. Każdy udziela się w dziedzinie, która jest mu bliska, ale wszystko jest związane z obroną kraju.
Zrozumiejmy jedną podstawową rzecz: za jednym wojującym żołnierzem powinno stać dziesięć osób wspierających. I wszystko to razem – logistyka, zabezpieczenie, aprowizacja, medycyna, ochrona budynków, pomoc w ewakuacji – wszystko jest potrzebne i we wszystkim warto się szkolić.
Czytaj więcej: Przegląd BM TV z Dariuszem Litwinowiczem. „Infrastruktura nas nie blokuje, to mit. Giedymin wysłał listy na koniach”
Gdyby na Litwie powtórzyła się sytuacja podobna do tej co w Ukrainie, do jakich działań byłby Pan zobowiązany jako członek związku?
Według obowiązującego prawa każdy obywatel Litwy płci męskiej w zależności od wieku, stanu zdrowia, wykształcenia i doświadczenia wojskowego ma przydzieloną kategorię. Bojowe jednostki Związku Strzelców, które ćwiczą z konkretnymi oddziałami wojska, dokładnie wiedzą, co będą robić. W dzień X nie zostają one powołane do wojska, ale dostają sygnał, według którego dokładnie wiedzą, co mają robić, gdzie mają być.
Ja, ze względu na wiek i stanowisko, miałbym dwa podstawowe zadania. Najprawdopodobniej główne będzie polegało na tym, że będziemy musieli się stawić w wyznaczonym punkcie, dostaniemy zadanie pułków komendanckich, jak np. ochrona mostów strategicznych czy budynków, będziemy pomagać przy ewakuacji. Drugie zadanie to być gotowym oddać życie za swoich bliskich i kraj.
W jakim celu postanowił Pan powołać w ramach związku kompanię im. Tadeusza Kościuszki?
Kompanie w Związku Strzelców powstają regularnie. Co miesiąc w całej Litwie po kilkadziesiąt osób składa przysięgę. Batalion liczy od 500 osób, przy czym wileński batalion im. Króla Mendoga liczy blisko 4 tys. osób. Każdy batalion składa się z kompanii, do których należy od 100 do 300 osób, kompanie – z plutonów.
Właśnie jako pierwszą w rejonie wileńskim tworzymy kompanię strzelecką im. gen. Tadeusza Kościuszki. Dotychczas pozostałe kompanie były tworzone w Wilnie albo w rejonach wiłkomierskim, solecznickim, święciańskim czy trockim. Każda otrzymuje numer, niektóre także swego patrona. Gen. Tadeusz Kościuszko to bohater Litwy, Polski, Stanów Zjednoczonych, a nawet Białorusi.
Zorganizowanie kompanii w rejonie wileńskim jest trudnym wyzwaniem, wymagającym wielkiego zaangażowania i cierpliwości. Podejmując się tego zadania, przedstawiłem dowództwu swoje warunki. Chodzi przede wszystkim o to, jak będzie wyglądała nowo powołana kompania, jakie będą jej cele. Dowództwo mi zaufało, znaleźliśmy zbieżne punkty i cele, które nas łączą. Przez strukturę rejonu wileńskiego, który półksiężycem otacza Wilno, w przyszłości będzie tu działała więcej niż jedna kompania.
Kto wejdzie w skład tworzonej przez Pana kompanii?
Mogą to być zarówno Polacy, jak i Litwini czy osoby innych narodowości. Znam Litwinów, którym bliski jest ten pomysł i idea współpracy. Rozumieją, że ze wschodu nie przyjdzie nic dobrego, że muszą współpracować z Polakami. Docelową grupą są mieszkańcy rejonu wileńskiego obu płci, którzy wiążą swoją przyszłość z Litwą i Wileńszczyzną, mieszkańcy, którzy nie chcą być ofiarami, ale też nie marzą o nowym Katyniu i podróżach po Syberii.
Wokół Wilna mieszka blisko 200 tys. Polaków, ok. 10 proc. mieszkańców Litwy, a ich reprezentacja w wojsku czy w Związku Strzeleckim jest nieproporcjonalna. Czy warto to zmieniać? Oczywiście, przecież swoje życie możemy zmieniać tylko poprzez współpracę ze wszystkimi obywatelami Litwy, mając swoich ludzi i w urzędach, i w szkołach, i w strukturach wojskowych. Zauważyłem, że przez to nasi miejscowi Polacy są gorzej przygotowani do sytuacji krytycznych, czyli w razie czego bardziej ucierpią, bo będą niedoszkoleni.
Niektórzy Litwini zarzucali mi, że chcę stworzyć wybitnie polską kompanię. Podkreślam zawsze, że chcę stworzyć kompanię wielonarodowościową, ale ze wspólnymi celami.
Jakie to są cele?
Jednym z celów jest to, by poznało się jak najwięcej sąsiadów, żeby w każdym miasteczku czy niedużej miejscowości było przynajmniej po trzech strzelców, którzy mogliby między sobą współpracować i w razie sytuacji krytycznej stać się zalążkiem tworzenia ruchu oporu, ale też byliby tymi liderami i pomocnikami w chwili zagrożenia. Ważne, żeby każdy szukał sposobów rozwiązywania problemów, a nie je tworzył.
Właśnie to, a nie narodowość, jest jednym z podstawowym kryteriów naboru do Związku Strzelców Litewskich i do kompanii kościuszkowskiej.
Co doradziłby Pan osobom, które rozważają wstąpienie do Związku Strzelców Litewskich?
Jeżeli zależy wam na swoim domu, na swojej rodzinie, jeżeli nie macie zamiaru wyjechać do innego kraju i widzicie przyszłość swoich dzieci tutaj, na tej ziemi, to macie dwie drogi – albo nienawidzić swoich sąsiadów i przyszykować piekło za życia dla swoich dzieci; albo stać się dla swoich sąsiadów wzorem, przykładem i pomocą i przez to budować dla swoich dzieci przyszłość taką, że będą one szanowane, lubiane i będą miały komfort życia wśród swoich.
Nie ma już czegoś takiego jak Wilno polskie czy Wilno litewskie. Jest nasze Wilno, nasza Wileńszczyzna. I będzie takim, jakim my go zrobimy – lub na jakie sobie zasłużymy. Jeżeli jutro z jakiegoś powodu przyjedzie tu i zamieszka 100 tys. Chińczyków, zwrócę się do nich z tym samym apelem: jeżeli chcecie tutaj żyć z nami, na naszych zasadach i wspólnie z nami, to współpracujcie z nami, budujcie, rozwijajcie się.
Do każdego, kto przyjdzie zniszczyć moje Wilno, moją Wileńszczyznę, osobiście ja wraz ze swoim ojcem będziemy strzelać bez litości. Natomiast kto zechce rozwijać i budować, zyska mój szacunek i pomoc.
Ważne jest to, że my sami, w danej krytycznej sytuacji, która teraz dzieje się świecie, a realnie już w trakcie trwającej III wojny światowej, możemy działać, aktywnie odstraszając potencjalnych agresorów. Jeśli damy radę pokazać, że agresora spotka zorganizowany opór z każdego podwórka i okna, że wróg nie zacznie wojny z dziesięcioma tysiącami, ale z pół milionem czy milionem żołnierzy, to głębiej zastanowi się nad takim ryzykiem.
Najgorsze zagrożenie stanowią tzw. zielone ludziki. Kiedy wkroczy do nas 500 osób, to zrobi bałagan jak 10 tysięcy. Taki mechanizm Rosjanie wykorzystali na Ukrainie w 2014 r.
Zapraszam ludzi, którzy chcieliby po prostu żyć; wcale nie mordować nikogo, nie iść na wojnę. Zachęcam, by do nas przyjść, zapoznać się z innymi ludźmi, podszkolić się, nauczyć się czegoś, stać się bardziej odpornym, spokojniejszym. Dowiedzieć się, co jak działa, znaleźć nowych przyjaciół, poznać sąsiadów, poczuć się bezpiecznym. Tyle i aż tyle. Ku chwale Ojczyzny!
Czytaj więcej: „Atak drona”, godzina policyjna na Litwie. W Wilnie i Kownie przeprowadzono ćwiczenia
Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 22 (65) 08-14/06/2024