Plac Łukiski w Wilnie. 9 czerwca 1863 roku. Pośrodku placu od ponad miesiąca króluje szubienica, która złowieszczo rzuca cień na otoczenie. Pod szubienicą stoi wyprostowany, dumny dwudziestopięciolatek. Zatrwożone, niewielkie grupy gapiów, głównie kobiet, łkają spoglądając spode łba w kierunku przyszłego miejsca kaźni. Nieopodal, za niewielkim stołem, siedzi trójka wysokich rangą rosyjskich oficerów. Na stole krucyfiks, okazałe gęsie pióro i kilka kart papieru. Kałamarz z inkaustem i sporych rozmiarów pieczęć lakowa. W niewielkiej kokilce buzuje, podgrzewany małą świeczką, lak. Ciemnoczerwony świadek i sędzia jednocześnie. Zapach rozgrzanego specyfiku unosi się w powietrzu. Surowy i oszczędny w szczegółach krajobraz… Nie ma tu miejsca na romantyzm, nie ma tu miejsca na cień choćby najdrobniejszych, ludzkich uczuć. Jedynie wszechobecny zapach topniejącego laku… Spokojny, nawet przyjemny, ale jednak złowieszczo nieprzejednany… Ma sobie za nic odgrywającą się obok scenę…
Wyrok wszystkim znany
Sąd wojskowy…, sąd surowy… sąd ostateczny. Za chwilę zapadnie wyrok. Wyrok, który jest wszystkim znany, nim zostanie oficjalnie ogłoszony. Od ponad miesiąca nie ma na Litwie innych rozstrzygnięć. Wszystkie wyroki brzmią jednakowo: »Wieszat’«. Zdaje się, że nie ma tu już innej drogi na tamten świat. Jedynie przez sznur… Rosyjscy oficerowie stroją poważne miny, próbując oszukać otoczenie, że to w ich rękach waży się los nieszczęśnika. Oszukują wszystkich, a siebie samych najmocniej. Bo oto mają wydać wyrok na młodzieńca, którego jedynym marzeniem była wolność. Wolna wola, wolny dom, wolna Ojczyzna. Ot, taki objaw nieposłuszeństwa: marzenie o wolności. To marzenie właśnie w czerwcu 1863 roku ujrzało swój kres.
„Oprócz siebie, nikogo godniejszego tu nie widzę!”
Tymczasem najwyższy rangą rosyjski oficer bierze do ręki kartę papieru i unosząc ją nieco w górę, zaczyna odczytywać: »W imieniu cesarza Wszechrusi… króla Polski…«. Młodzieniec nie słucha dalszych tytułów… Ogarniając wzrokiem rosyjskich żołdaków i oficerów sądu wojskowego, głośno rzuca: »Oprócz siebie, nikogo godniejszego tu nie widzę!«. Mija nieopisanie długa chwila… Słyszy już tylko końcówkę odczytywanego przez Moskala wyroku: »Podpisano Generał-Gubernator Michaił Nikołajewicz Murawiow«.
»Wieszatiel!« — daje się słyszeć ponury pomruk pośród tłoczącej się publiki. Zakapturzony Rosjanin, pełniący funkcję kata, szybkim ruchem nakłada młodzieńcowi pętlę na szyję. Świat zdecydowanie przyspiesza. Gromkim echem rozbrzmiewa powtórzone głośno przez przewodniczącego składu sędziowskiego: »Wieszat’!«. Kat zdecydowanie wykopuje spod nóg straceńca prowizoryczną podporę. Wszystko dzieje się błyskawicznie. Naprężona lina, obciążona kilkudziesięciokilogramowym ciałem straceńca, zaciska się na jego szyi. To już koniec…?
„Jeszcze nie teraz…”
Nie!!! Lina, mimo iż gruba jak palec, pęka. Młodzieniec, bezładnie opada pod szubienicą. Bezładnie, nie tracąc jednak życia. Dopust Boży! Znak! Młodzieniec mógłby przysiąc, że przed momentem usłyszał: »Jeszcze nie teraz!«.
Takie prawo, uznawane przez niemal wszystkich na Świecie: nie wiesza się powtórnie, raz już wieszanego! Bóg jednoznacznie dał ludziom wyraz swojej woli! Niestety, nic, co na tym Świecie uznane zostało za ważne, nie robi wrażenia na Rosjanach. Wyraźnie zaskoczony obrotem spraw przy szubienicy oficer-sędzia nakazuje powtórzenie egzekucji. No bo jakby miał się wytłumaczyć z takiej fuszerki? Jak stanąć przed Generałem-Gubernatorem i zameldować: »Bolesław Kajetan Kołyszko oszczędzony! Najwyższy Bóg oszczędził miatieżnika!«. Sędzia nie wyobraża sobie takiego scenariusza. Przenigdy!
Na nic coraz głośne krzyki z tłumu. Na nic odwieczne prawo rodzaju ludzkiego… Na nic wszystko… Drugi sznur nie zawodzi oprawców. Młodzieniec umiera. Jeden z najpierwszych bohaterów litewskiego zrywu w ten sposób zgładzony! Wraz z nim umiera legenda. Ale pozory to tylko…!?
Już ponad 160 lat żyje legenda lidzkiego śmiałka! Urodzony około 1838 r. w Karmaniszkach Bolesław Kajetan Kołyszko kształcił się jako prawnik. Działając w polskiej studenckiej organizacji „Ogół”, angażował się w działania patriotyczne i trafił w związku z tym na krótko do więzienia. Następnie pojawił się najpierw w Genui, a następnie we włoskim Cuneo. Tam działała polska uczelnia, którą bezdyskusyjnie można nazwać „kuźnią kadr dowódczych powstania styczniowego”. Kołyszko pobierał wówczas nauki od Ludwika Mierosławskiego, Mariana Langiewicza, Zygmunta Padlewskiego, Zygmunta Chmielińskiego, Aleksandra Waligórskiego i wielu innych znamienitych osób. Pełna lista wykładowców i słuchaczy Szkoły Wojskowej Polskiej w Cuneo winna być przez współczesnych odczytywana w postawie „na baczność” — tyle tam bohaterstwa. Takie to środowisko kształtowało Kołyszkę — jednego z najwybitniejszych litewskich dowódców w powstaniu styczniowym! Zresztą nie tylko jego jednego…
W czasie powstania styczniowego Kołyszko dowodził oddziałem, który w szczytowym momencie liczył ponad 400 powstańców. Dawał się Rosjanom we znaki ze zmiennym szczęściem, walcząc pod Wysokim Dworem, Leńczami, Misiunami, Rogowem, Birżami i w Medejkach. Został pojmany 10 maja 1863 r., by zapisać swoje nazwisko w historii Litwy złotymi zgłoskami…
Czytaj więcej: Powstanie Styczniowe: Ważna rocznica dla czterech narodów
Czytaj o autorze i przyjeździe grupy rekonstrukcyjnej na Litwę: „Ty jesteś jak zdrowie” — o wyjeździe i „dojrzewaniu rodzeństwa” Polski i Litwy
Romuald Sadowski,
Klub Historyczny Rok1863.pl