15-godzinne „koncerty”
Otóż tamtejsi sędziowie postanowili, że właściciel przydomowego kurnika nie może trzymać kogutów piejących przez 15 godzin dziennie. Sąd surowo też zaznaczył, że, owszem, „hodowca ma prawo do hodowli kur na własne potrzeby, ale nie może trzymać więcej niż 50 kur i ani jednego koguta”. Co prawda, nie sprecyzowali, jak ów nieszczęsny farmer ma postąpić ze swoimi „tenorami”, ale też litościwie nie zasugerowali użycia słynnego przysłowia: „Indyk myślał o niedzieli, a w sobotę łeb mu ścięli”. Dobry i taki koniec włoskiej „opery koguciej”…
Ptaki i jelenie były głośniejsze…
Tymczasem w Polsce — finał podobnej sprawy sądowej. W Niedrzwicy Dużej, w lubelskiem, pierzastemu przywódcy kur o przepięknie złocistym pióropuszu odebrano prawo do dźwiękowego obwieszczania gminnych nowości. Niejaka pani Mariola kilkukrotnie poskarżyła się policji, że szczekające psy sąsiada i piejący na działce kogut pana Tomasza zakłócają jej spokój. Interweniujący, a świadczący w sądzie, policjanci, powiedzieli, że zwracali sąsiadce uwagę na fakt, iż ptaki śpiewające w lesie są głośniejsze od piejącego koguta. „Słychać też było głośne odgłosy innych zwierząt, np. jeleni czy kozłów, saren, szczególnie w okresie wiosennym, kiedy mają jakieś ruje…” — mówili, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
Sąd uznał pozwanego — pana Tomasza, za winnego, że ten nie dopełnił właściwej opieki nad zwierzętami i wymierzył mu grzywnę 300 złotych. Ale co robić z towarzystwem na grzędzie i psami — nie wskazał.
Jajeczka od koguta i kureczki!
W mojej podwileńskiej miejscowości kogut był zawsze u kur. Nie, żeby tam tradycją wiejską do kurnika wpakowany, ale ze względów praktycznych. Bez kur nie będzie jajek, a bez koguta — tych zapłodnionych, bo tylko z takich wylęgają się kurczaki.
Z kolei nowoprzybyli osadnicy z Wilna i prowincji, w pogoni za zdrowym trybem życia, aż pieją z zachwytu na wieść, że mogą kupić (niech nawet droższe niż w sklepie, ale do tego z dostawą na próg!) świeże jaja od „szczęśliwych” kur z wolnego wybiegu. Osadnicy wierzą święcie, że są one też lepsze z racji opieki koguciej, bo mają mniej cholesterolu. „Tak, tak” — mówią babcie, już i same zaczynając wierzyć w ten mit.
Tak więc nikomu u nas kogucie arie o czwartej nad ranem nie przeszkadzają. A dla bardzo na słuch czułych są dwa wyjścia. Mechaniczne — zatyczki do uszu za kilka euro lub elektroniczne odstraszacze za kilkanaście i więcej euro.
Zawiązane pyski psów
Aha — jeszcze o kolejnych możliwych kandydatach na ławę oskarżonych — psach i kotach.
Szczekającym psom pyska nie zawiążesz, ale próby ponoć były… Jak w swoich przygodach opisuje dzielny czeski wojak Szwejk, kiedy stacjonowali w pewnej miejscowości, to ich „dziadyga” miał ostry atak podagry, a szczekające psy do szału go doprowadzały. Wydał więc rozkaz, że nazajutrz rozstrzela każdego gospodarza, którego psina choć zaskomli! Była cicha noc, a nazajutrz… „Wszystko było w porządku. Zdechło tylko pięć psów, które dostały wścieklizny z tych, co to im pyski pozawiązywano…” — zameldowano pułkownikowi.
A co z kotami? E tam! Sterylizowane tylko żrą, tyją, śpią i pozwalają się zagłaskiwać na śmierć na miękkiej kanapie. A te — naturalne… zrobią raz do roku marcowy koncert hardrockowy, a potem rozpełzną się po swoich chatach. Może tylko jakieś „pamiątki” przynosząc…
Czytaj więcej: Z wizytą w ptasim raju