Więcej

    15 lat wileńskiej Czeburekarni

    Czebureki są daniem pochodzenia krymskotatarskiego – ciasto z mąki i wody nadziewane mięsem, zazwyczaj baraniną lub wołowiną. Prosty przepis na pożywny posiłek, ale w dobrych rękach może się stać także przepisem na dobrze funkcjonujący lokal gastronomiczny. Takimi okazały się ręce Ireny Małyszko, której „Czeburekarnia” przy wileńskim dworcu obchodziła 3 września swoje 15. urodziny.

    Czytaj również...

    Wileńska gastronomia odpowiada na dwa podstawowe zapotrzebowania. Z jednej strony mieszkańcy miasta chcą jeść zróżnicowane, smaczne i świeże posiłki. Z drugiej – licznie odwiedzający Wilno turyści pragną zapoznawać się z lokalną kuchnią, także nie spędzając na tym przesadnie dużo czasu. Zatem każdy restaurator próbuje łączyć zaspokajanie tych potrzeb.

    Nie inaczej jest w przypadku lokalu mieszczącym się przy przydworcowej ulicy Wilhelma Szopena 3, który zarówno zdążył sobie wyrobić markę wśród gości miasta, jak i uzyskać niemało stałych bywalców wśród jego mieszkańców.

    „Smacznie czy ładnie?”

    – Kiedy pierwszy raz przyjechałem do Wilna jakieś dziesięć lat temu, oprowadzał nas kolega. Gdy zgłodnieliśmy, poprosiłem o zaprowadzenie nas gdzieś, gdzie można zjeść kartacze, czyli słynne cepeliny. Zapytał, czy ma być to lokal, gdzie jest ładnie czy smacznie. Wybraliśmy drugą opcję. Do dziś pamiętam smak tych cepelinów – opowiada „Kurierowi Wileńskiemu” Mariusz z Dolnego Śląska. – Ładnie też było – dodaje ze śmiechem, zapewniając, że podczas obecnej wizyty także koniecznie się tam wybierze.

    W ciągu dziesięciu lat uległ jednak wystrój restauracji – wcześniejszy, z charakterystycznymi zdjęciami pociągów – został zastąpiony przez bardziej nowoczesny i eklektyczny.

    Duży wybór dań regionalnych jest niewątpliwym atutem dla gości miasta, którzy mogą tutaj skosztować: cepelinów z mięsem albo twarogiem, placków ziemniaczanych klasycznych i żmudzkich, kołdunów z różnym nadzieniem, naleśników, litewskiego chłodnika i zupy charczo, a także robionych na miejscu deserów i przekąsek, jak śledź, galareta czy ozorki. Pragnienie można zaspokoić kawą z ekspresu ciśnieniowego, kompotem lub kwasem z beczki, który także zebrał grono miłośników, zwłaszcza wśród gości z Polski.

    Część krajobrazu

    Piętnaście lat – niewiele jest w Wilnie lokali, które mogą się pochwalić takim wiekiem. Sektor gastronomiczny jest bardzo wymagający – ze względu na regulacje, brak pewności, czy rządzący nie wrzucą jakichś nowych podatków, jak też wymagania klientów. Raz zawiedziony klient zazwyczaj nie tylko nie wraca, ale może także zniechęcić kolejnych za sprawą negatywnej opinii.

    Ale pozytywne recenzje także mogą wiele – tak się stało, gdy „Czeburekarnia” została pozytywnie zrecenzowana przez popularnego opiniotwórcę Andriusa Užkalnisa, co sprawiło, że nastąpił przypływ nowych klientów. Nie zdało się to jednak na wiele – miesiąc później nastąpiła pandemia.

    – Są tu smaczne obiady, w dobrej cenie można się najeść do syta – mówi Robert, student filii Uniwersytetu w Białymstoku. Cieszy się, że po otwarciu nowego budynku będzie miał blisko do lubianego lokalu.

    Jednak specjalnością „Czeburekarni” są, jak nazwa wskazuje, czebureki. To danie, pochodzące z kuchni krymskotatarskiej, za czasów sowieckiej okupacji pełniło funkcję fast foodu – smażone w fabrykach i potem odgrzewane w różnych budach. Nic podobnego nie ma miejsca w „Czeburekarni”, gdzie przyrządzane na świeżo, według klasycznej receptury czebureki najlepiej smakują jedzone od razu. Właśnie świeżość posiłków jest jednym z największych atutów tego miejsca.

    Obecnie kawiarnia zatrudnia zespół 11 osób
    | Fot. Archiwum prywatne

    Trudne początki

    Chociaż obecnie właścicielkę „Czeburekarni” Irenę Małyszko rzadziej można spotkać za ladą lokalu, to zdarzały się momenty, kiedy sama przyjmowała zamówienia i przygotowywała je w kuchni. Obecnie kawiarnia zatrudnia zespół 11 osób.

    – Pierwsze dwa lata to było spłacanie sprzętu kuchennego, który otrzymałam na kredyt od producentów – dzieli się wspomnieniami właścicielka „Czeburekarni”. Trudno uwierzyć, że początkowy „budżet” przedsiębiorstwa to było 5 tys. litów – jedyne oszczędności, jakie miała wracająca na rynek pracy z urlopu macierzyńskiego Irena Małyszko. Odbywało się to w środku kryzysu, kiedy firmy bankrutowały i ludzie tracili pracę. Zbankrutowała również firma, która wcześniej prowadziła w tym miejscu podobny lokal – a do podjęcia próby w nieznanej dotychczas sferze Irenę namówił mąż Edward. Bez kapitału, doświadczenia, z wykształceniem w innej dziedzinie (Irena Małyszko z wykształcenia jest technologiem produkcji odzieży i pdeagogiem socjalnym – te drugie studia ukończyła zaledwie dwa miesiące przed otwarciem „Czeburekarni”) – taki krok wymagał dużo odwagi. Ale właścicielka „Czeburekarni” niechętnie mówi o sobie – woli o swojej pasji, jaką jest lokal przy ulicy Szopena 3, w którym planuje kolejne inwestycje: tym razem w zaplecze.

    – Kuchnia jest u nas nowoczesna i dobrze wyposażona, ale chcę dodatkowo polepszyć warunki pracy dla pracowników – podkreśla Irena Małyszko.

    Czytaj więcej: Gastronomiczne tradycje litewskich Tatarów na liście niematerialnego dziedzictwa kulturowego. Społeczność odebrała certyfikat

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 35 (106) 21-27/09/2024

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Na który biegun się kierujemy?

    W „Panu Tadeuszu” (serdecznie polecam wracanie do tego dzieła – im dalej od ukończenia szkoły, tym częściej) ma miejsce dyskusja na temat tego, które miasto jest ważniejsze: Peterburk, Warszawa czy Wilno. I różne mogą padać argumenta, ale jest taka...

    Historyczny moment, który mógł nastąpić wcześniej

    8 lutego przestaje istnieć BRELL – system synchronizacji sieci przesyłu elektryczności Rosji, Białorusi, Estonii, Litwy i Łotwy. Od tego czasu nasze kraje stają się częścią europejskich sieci przesyłowych, zaś od rosyjsko-białoruskich będą odłączone. Ma to duże znaczenie z perspektywy...

    Worziany i Radziusze

    W dziejach Wileńskiego Okręgu Armii Krajowej szczególnie wyróżnia się 5. Brygada, zwana Brygadą Śmierci. Ten przydomek uzyskała za sprawą dwóch potyczek, stoczonych na początku 1944 r. – których nie miała prawa przeżyć. A przeżyła – i zwyciężyła, wbrew wszelkiemu...

    Gdyby 13 stycznia był dzisiaj

    W 1991 r. rosyjski przewrót wojskowy na Litwie się nie udał, gdyż obywatele stanęli w obronie legalnych, niepodległościowych władz. Swoich władz, swojego państwa. Czy dziś i w obronie dzisiejszych instytucji państwowych stanęliby z równym entuzjazmem? Mieszkańcy są zbulwersowani rekonstrukcją szosy...