Specjalna wystawa
Wernisaż wystawy „Admirał Józef Unrug, dowódca i wychowawca” odbył się w centrum Szczecina, na placu Zgody (15 października 2024). Jego organizatorem było Oddziałowe Biuro Edukacji Narodowej IPN, w imieniu którego wszystkich przybyłych powitał Krzysztof Męciński, dyrektor szczecińskiego oddziału IPN. Przemawiał również prof. Jaromir Mysłowski z Politechniki Morskiej w Szczecinie. Po wystawie oprowadzał Maciej Frycz pracownik szczecińskiego IPN i jej kurator. Była to szczecińska premiera wystawy, choć wcześniej, w ostatni weekend czerwca — w święto Marynarki Wojennej, była ona prezentowana w Świnoujściu.
Wystawa powstała w związku z 140. rocznicą urodzin dowódcy Floty Marynarki Wojennej adm. Józefa Unruga. Był on, obok komandora Bogumiła Nowotnego (oficera austro-węgierskiej i polskiej marynarki wojennej, pułkownika Marynarki Wojennej i pierwszego jej dowódcy) i admirała Kazimierza Porębskiego (wiceadmirała Marynarki Wojennej w latach 1919–1925) — jednym z najważniejszych ojców Polskiej Marynarki Wojennej. Celem wystawy było przypomnienie tej postaci w Szczecinie, mieście tak bardzo związanym z gospodarką morską i polskim morzem. Admirał był bowiem jedną z najważniejszych osób w historii Polski i ludzi morza. Był przecież dowódcą i wychowawcą, oficerem, wielkim patriotą i wychowawcą pokoleń marynarzy, współtwórcą polskiej Marynarki Wojennej.
Flaga admirała
Na wystawie znalazło się ok. stu niepublikowanych dotąd nigdzie zdjęć otrzymanych od jego najbliższej rodziny mieszkającej we Francji. Niestety wiedza o zasługach i życiorysie admirała jest ciągle mało spopularyzowana w polskim społeczeństwie. Na wystawie znalazł się wyjątkowy eksponat, pochodzący z Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni. Była to ocalała, osobista flaga admirała Józefa Unruga. Została zabezpieczona przez Fryderyka Walkowsa, szypra Rybołówstwa Morskiego podczas walk w obronie polskiego wybrzeża w roku 1939 i przechowana przez cały okres wojny. Flaga trafia, u schyłku lat siedemdziesiątych, za sprawą jego rodziny, w ręce ówczesnego dyrektora muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni, gdzie jest eksponowana do dnia dzisiejszego. Efektem działań szczecińskiego oddziału IPN, prowadzonych na użytek tego projektu, było wytłoczenie okolicznościowego znaczka z motywem repliki flagi.
Jeśli zaś chodzi o lokalne akcenty szczecińskie, to należałoby uznać pierwsze upamiętnienie admirała jeszcze w okresie PRL. Odnosi się to do wydanego z inicjatywy szczecińskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Archeologicznego i Numizmatycznego okolicznościowego medalu z wizerunkiem admirała Józefa Unruga. Medal ten został wybity dwustronnie w dwóch nakładach po 500 sztuk. Jego pomysłodawcą był Franciszek Łuczko, wieloletni prezes szczecińskiego oddziału tego towarzystwa, zaś jego projektantką była medalierka i projektantka polskich monet Stanisława Wątróbska-Frindt. Medal został wydany w roku 1985.

| Fot. Leszek Wątróbski
Wybrał polskość
Przyszły kontradmirał urodził się 7 października 1884 r., jako Joseph von Unruh, na terenie Brandenburgii. Jego ojciec był generałem majorem pruskiej gwardii, jednak rodzinne Prusy darzył dużą niechęcią. Aby służyć w armii, przyjął jednak niemiecką wersję zapisu swojego nazwiska. Mając świadomość polskich korzeni, zdecydował się wychować swoich synów w polskiej kulturze i w oparciu o tradycje patriotyczne. Po przejściu na emeryturę w 1870 r. ostatecznie zerwał z niemieckością, nabył majątek na terenie Wielkopolski i zamieszkał tam wraz z rodziną.
Józefa ciągnęło jednak do morza. Ówczesna cesarska marynarka niemiecka była nie bez racji uznawana za jedną z najlepszych na świecie, a doświadczenie tam zdobyte miało w przyszłości zaprocentować. W roku 1923 niespodziewanie zrezygnował ze służby, tłumacząc tę decyzję problemami zdrowotnymi. Tak naprawdę przyczyną był konflikt personalny w armii. Zajął się swoim majątkiem, gdzie zadbał o wprowadzenie szeregu nowinek technicznych i usprawnienie produkcji rolnej. Nie wytrzymał jednak długo, a jego kariera nabrała rozpędu w 1925 r., kiedy mianowano go dowódcą polskiej Floty. Siedem lat później został awansowany na stopień kontradmirała.
Wiadomość o powrocie Rzeczpospolitej na mapę Europy przyjął z radością. W 1919 r. zgłosił się do polskiego dowództwa, deklarując gotowość służby. Doświadczenie i zdobyta wiedza przeważyły nad słabą znajomością języka. Potwierdzeniem woli zaangażowania na rzecz ojczyzny był zakup pierwszej pływającej jednostki, niemieckiego parowca „Wotan”. Niemcy odmówili sprzedaży rządowi w Warszawie, więc Unrug kupił go za własne pieniądze i podarował Polsce do patrolowania Bałtyku. To właśnie ten statek, pod nazwą ORP „Pomorzanin” — stanowił zalążek tworzącej się floty. Po latach wspominał: „Byłem wtedy po raz pierwszy i ostatni w swej karierze właścicielem okrętu wojennego”.
W sierpniu 1939 r. ogłoszono powszechną mobilizację. Unrugowi powierzono stanowisko dowódcy Floty i Obrony Wybrzeża podległego bezpośrednio naczelnemu wodzowi. Kontradmirał nie miał złudzeń i doskonale zdawał sobie sprawę z różnicy potencjałów militarnych. Przewaga przeciwnika była dziesięciokrotna, o czym zresztą informował dobrze poinformowany wywiad. Rozumiał, że Polska nie ma szans w konfrontacji z Niemcami. Dlatego też zaproponował wdrożenie planu „Pekin” — czyli ewakuację trzech niszczycieli do Wielkiej Brytanii w obliczu nadchodzącej wojny. Pomysł wycofania dywizjonu kontrtorpedowców podyktowany był przekonaniem o wysokim ryzyku niepotrzebnego zniszczenia cennych okrętów, które mogłyby się przydać w dalszej fazie wojny. Unrug miał rację. Niszczyciele „Burza”, „Błyskawica” i „Grom” odegrały ważną rolę w późniejszych walkach przeciwko agresorowi. Kiedy polska armia kapitulowała we wrześniu 1939 r. na kolejnych odcinkach, Półwysep Helski, dobrze ufortyfikowany dzięki staraniom Unruga, bronił się zaciekle ponad miesiąc. W czasie walk kontradmirał bezwzględnie przestrzegał konwencji międzynarodowych i nie zgadzał się na torpedowanie nieuzbrojonych statków. Ostatecznie jego załoga skapitulowała 2 października 1939 r.

| Fot. Leszek Wątróbski