Nieszczęścia nic nie zapowiadało, a niedzielny wieczór był podobny do wielu innych.
— Pamiętam, że tej nocy obudziłam się i nie mogłam zasnąć. Na zegarze była 2:37, kiedy poszłam do pokoju córki. W domu było cicho i ciemno. W pewnym momencie usłyszałam dziwny odgłos i zrozumiałam, że wszystko się wali. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Pamiętam, że zaczęłam wołać o pomoc i podałam płaczącą córeczkę przez okno w ręce nadbiegającej siostry. Chciałam jeszcze zabrać nasze dokumenty, ale torebka stała w korytarzu, do którego już nie było dostępu. Zdążyłam jeszcze podnieść z podłogi leżący pomiędzy gruzami krzyżyk, nie pamiętam, jak się znalazłam na dworze przy zawalonym domu — opowiada Irena Gredziuszko.
Cudem uszli z życiem
Eksplozja uszkodziła część domu, powodując zawalenie się ścian i żelbetonowych stropów. Dzięki temu, że rodzice z dzieckiem spali w przeciwległej części domu, cudem uszli z tego wypadku z życiem.
Strażacy przyjechali dość szybko, nadjechała policja i pogotowie. Strażacy skonstatowali, że przypuszczalnie przyczyną wybuchu był ulatniający się gaz. Zawalona część domu stanowiła zagrożenie, w każdej chwili mogła runąć pozostała część budynku, dlatego opasali teren taśmą z napisem STOP.
— O czwartej nad ranem służby wyjechały. Zostaliśmy sami. Byliśmy w szoku. Nasz dom leżał w gruzach, a my nie wiedzieliśmy, co dalej — wspomina Irena.
W tych trudnych chwilach pomocną dłoń natychmiast wyciągnęła najbliższa rodzina, dalsi krewni, przyjaciele, koledzy z pracy, pracownicy starostwa, samorządu, sąsiedzi, znajomi i nieznajomi. Jedni ofiarowali pomoc finansową, inni pomagali czynnie przy rozbiórce domu i odgruzowywaniu. Rodzinie zaoferowano tymczasowy dach nad głową.
Ludzka życzliwość
— W tym naszym nieszczęściu spotkaliśmy się z ogromnym wsparciem i życzliwością ze strony różnych ludzi. Ogromnie dziękujemy za każdą pomoc i wszystkie przejawy solidarności, za każdy gest życzliwości i wsparcia — nie kryje wzruszenia Irena.
Rodzina Gredziuszków cieszy się powszechnym poważaniem i szacunkiem. Irena jest nauczycielką klas początkowych w polskojęzycznym Gimnazjum im. Jana Śniadeckiego w Solecznikach, przez wiele lat była solistką w zespole Pieśni i Tańca „Solczanie”. Jej mąż Jarosław pracuje na zakładzie. Przed kilkoma latami zaadoptowali córeczkę Justynę (wzruszającą historię o wielkiej miłości i o tym, jak rodzice czekali na córeczkę, a córeczka czekała na nich, przedstawiliśmy na łamach „Kuriera Wileńskiego” w artykule „Tylko miłość się liczy” z dn. 02-05-2021). Ich przytulny dom był zawsze otwarty dla przyjaciół i znajomych. Co roku w swoich gościnnych progach przyjmowali też pielgrzymów udających z się z Białegostoku do Ostrej Bramy.
— Rodzice nas nauczyli, że dom musi mieć zawsze otwarte drzwi. Teraz tego domu, który zawsze był bezpieczną przystanią i oazą, już nie ma — konstatuje z bólem Irena.
Rodzina z trudem otrząsa się z szoku. Przed nimi nie mniej trudny moment rozbiórki domu, który już nie nadaje się do renowacji, a z którym było związanych tak wiele dobrych i ciepłych wspomnień. Mimo otrzymanej pomocy potrzeby rodziny nadal pozostają ogromne. W tej dramatycznej sytuacji liczy się każdy, nawet najdrobniejszy gest.
Czytaj więcej: Tylko miłość się liczy
Wszystkie życzliwe osoby, które mogłyby wesprzeć finansowo rodzinę w tych trudnych chwilach, mogą przekazać wsparcie osobiście, ewentualnie przekazać środki na konto:
Irena Gredziuško
LT207300010018464907
Paskirtis: Parama netekus namo