Rajmund Klonowski: W Przeglądzie dzisiaj gości księżna oraz przewodnicząca Fundacji im. św. Jana Pawła II w Belgii Elżbieta Drucka-Lubecka de Séjournet. Poznaliśmy się w Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki w Wilnie. Pomijając to, że z Belgii do Wilna to jest prawie 2 tys. kilometrów, ale do Hospicjum to nie jest oczywisty punkt przyjeżdżania. Jak się Pani znalazła się w Wilnie?
Elżbieta Drucka-Lubecka de Séjournet: Myślę, że Wilno zawsze mnie przyciągało. Jeszcze jako dziecko wyjechałam z Polski, z tego powodu znajomość języka polskiego jest niewystarczająca. Proszę słuchaczy o wyrozumiałość.
Rajmund Klonowski: Myślę, że z tym nie będzie problemu, ponieważ Wilno jest miejscem spotkań Polaków zarówno z Polski, jak i tych, którzy wyjechali, po których przejechała się granica pojałtańska. Więc, na wyrozumiałość i życzliwość naszych widzów zawsze można liczyć.
Elżbieta Drucka-Lubecka de Séjournet: Zawsze ciągnęło mnie do Wilna. Nie wiem skąd pochodzi moja rodzina, pewno z wielu krajów, może z Rosji, Białorusi, Ukrainy i Litwy. To były stare czasy.
Tak się złożyło, że spotkałam siostrę Michaelę Rak, która jest niesamowitą osobą. Taka dynamiczna, taka dzielna, pełna radości i miłości.
Od kilku lat myślałam, że moje życie jest takie pełne łask, że muszę to jakoś Panu Bogu oddać, zanim moje życie pójdzie do końca. Chciałam zrobić coś dobrego dla Pana Boga.
Tak się złożyło, że spotkałam się z siostrą Michaelą. Ona się zajmuje, jak każdy w Wilnie wie, opieką paliatywną. Ma dom, który sama zbudowała. Kiedy przyjechała, to była prawie ruina. Otworzył się kolorowy dom, gdzie ludzie przychodzą nie umierać, ale żyć do końca z tą miłością i komfortem, do którego są przyzwyczajeni. Tutaj się nie umiera, każdy z nas umrze prędzej czy później. Umierają w taki spokojny sposób, prawie z uśmiechem na ustach.
Dla mnie to jest niesamowite doświadczenie. Nie myślałam, że tak może być.
Czytaj więcej: Przyjechałam do Wilna z moim sercem