Nie tylko Eurowizja, czas na Polskę
Chociaż dla szerokiego grona fanów Black Biceps zaistniał ostatnio dzięki eliminacjom do Eurowizji, droga do polskiego „Must Be The Music” zaczęła się jeszcze wcześniej.
„Nawet nie wiedzieliśmy, że pójdziemy na Eurowizję, kiedy nagrywaliśmy do »Must Be The Music”. Utwór »Visaip man reik« był napisany po eliminacjach, po castingu do programu” — mówił Edgar Krivelis. Przesłuchania do programu odbyły się jeszcze jesienią.
Jak podkreślił muzyk, udział w show był dla zespołu próbą wyrwania się z artystycznego zastoju. „Czuliśmy taki zastój naszego zespołu, że znów musieliśmy się trochę pokazać ludziom. Potrzebowaliśmy tego, zespół tego potrzebował. I potrzebował adrenaliny” — przyznał Krivelis.
Własne utwory, po polsku i litewsku
Zespół zaprezentował podczas przesłuchań dwa autorskie utwory: jeden w języku polskim, drugi po litewsku. „Luba ty moja”, drugi w języku litewskim — „Fainas storas bičas”.
„Nie chcę wam zdradzić wszystkiego, ale wykonaliśmy te dwa utwory” — powiedział Krivelis, dodając, że jeden z nich — „Lubaty moja” — zabrzmiał również na antenie radia tuż po zakończeniu rozmowy.
Jak podkreślił, występ w Polsce różni się znacząco od udziału w litewskich programach. „To inna przygoda, bo tam [w Polsce] jest o wiele większa konkurencja. Rynek jest o wiele większy” — tłumaczył.
„Zespół, który by szedł w 2014 czy 2015 roku w litewskim konkursie, nie trafiłby nawet do castingów telewizyjnych w Polsce” — ocenił. Przyznał, że zespół się znacząco rozwinął.
Zmiana perspektywy
Black Biceps działa od ponad dekady i — jak sam przyznaje — przeszedł ogromną metamorfozę. „Jak posłuchamy, co przedtem było, my ze strony muzycznej słuchamy i myślimy: ajajaj, jak to można było tak grać i w ogóle kto tego słuchał?” — mówił z żartem Krivelis.
„Fajnie, że z tej strony profesjonalnej już teraz trochę tak patrzymy na to” — dodał.
Choć jurorskie oceny bywają dla zespołu trudne do zaakceptowania, muzycy świadomie podejmują wyzwanie.
Inspiracja Enejem, ale bez porównań
Rozmowa w Radiu „Znad Wilii” zaczęła się od wspomnienia grupy Enej — zwycięzców jednej z poprzednich edycji „Must Be The Music”. Nieprzypadkowo — to właśnie ten zespół stał się dla Black Biceps inspiracją do podjęcia wyzwania w polskim show. — „Enej też chyba dał to nam, że: o, w tym programie był Enej, który bardzo lubimy” — przyznał Edgar.
Jednocześnie zaznaczył, że Black Biceps nie chce być szufladkowany jako zespół „w stylu Enej”.
„My bardzo nie lubimy porównań do innych zespołów. W Eurowizji okazało się to samo, że jurorzy bardzo porównują zespoły. Porównano nas do Antikvariniai Kašpirovskio Dantys. A jak się wsłuchać w muzykę i tematy, które poruszamy, to jest w ogóle inaczej” — podkreślił.
Jak zapewnia Edgar Krivelis, występ był udany. „Na pewno będziecie dumni” — powiedział na zakończenie rozmowy.
Dla Black Biceps udział w „Must Be The Music” to kolejny krok w stronę profesjonalizacji i otwarcia na szerszą, polskojęzyczną publiczność. Po latach obecności na litewskiej scenie muzycznej, zespół z Wileńszczyzny zdecydowanie nie zamierza zwalniać tempa. Prowadzący program, Kamil Zalewski, zażartował, że „wkrótce Black Biceps wyskoczy z lodówki” — tak wszędzie o nim jest głośno.
Czytaj więcej: Zespół „Black Biceps” i Liepa Mondeikaitė powrócili do finału konkursu Eurowizji
Rozmawiał Kamil Zalewski, Radio „Znad Wilii”
Opr. Apolinary Klonowski, „Kurier Wileński”