Ewa Zakrzewska: Jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką?
Anna Borkowska: Ta podróż rozpoczęła się podobnie jak u większości osób na Wileńszczyźnie. Wystarczy w wieku sześciu lat dołączyć do scholi parafialnej i już nie ma drogi powrotnej. Chociaż rodzice podkreślają, że od najmłodszych lat ciągle coś nuciłam, lubiłam tańczyć i prawdopodobieństwo tego, że usiedzę spokojnie na jednym miejscu, było i nadal jest bardzo małe.
Czy pamiętasz pierwsze kroki w tym kierunku?
Bardziej poważnym krokiem na mojej drodze muzycznej była chęć uczęszczania do szkoły muzycznej. Ukończyłam szkołę muzyczną w Jaszunach, gdzie grałam na fortepianie.
Jakie są Twoje marzenia lub cele związane z muzyką na przyszłość?
Każdy muzyk na pewno marzy o tym, by jego idee, pomysły i wewnętrzne konflikty zostały zauważone w jego sztuce. Myślę, że moim głównym celem jest dzielić się tym, co mnie boli i co tak naprawdę uważam za wartościowe. Być może ktoś się z tym utożsami i moja twórczość pomoże mu wytrwać nawet w najbardziej trudnych momentach jego życia.
Jakie są Twoje największe osiągnięcia?
Na dany moment myślę, że najbardziej jestem dumna ze swojej siły. Pomimo wszystko idę do przodu i staram się tym też motywować innych. Tak jest z muzyką, bo jej tworzenie, postawa głosu, ciągłe poszukiwania i odkrywania czegoś nowego także potrzebują ogromnej siły wewnętrznej, no i nieskończonej cierpliwości. Teraz pracuję nad swoim debiutowym albumem i mam nadzieję, że tej cierpliwości mi wystarczy.
Czy ciągle w tworzeniu muzyki korzystasz z tych samych metod?
W ciągu ostatnich dwóch lat, gdy wstąpiłam do konserwatorium muzycznego, ciągle dowiaduję się czegoś nowego i jeszcze nie do końca zbadanego. Dlatego ciągle się staram wykorzystywać nowe techniki i sposoby na udoskonalenie swego „talentu”. Chociaż raczej bym to nazwała rzemiosłem.
Czy masz swoje przestrzenie do czerpania natchnienia?
Nie wiem, jak mają inni twórcy, ale moje natchnienie zawsze rodzi się z trudnych doświadczeń, bo tak już jest, że ludzie są skłonni do dramatyzowania i przeżywania negatywnych doświadczeń bardziej, niż tych pozytywnych. Ale czasami jest tak, że inspiracja spada niespodziewanie jak jabłko na głowę. Twórcze osoby powinny mnie zrozumieć.
Jakie są Twoje największe wyzwania w procesie twórczym?
Największym wyzwaniem jest tworzenie muzyki, większym niż pisanie tekstu, bo istnieją miliony utworów i ma się ten strach przed nieświadomym stworzeniem czegoś, co już istnieje.
Czy zdarzyło Ci się kiedykolwiek doświadczyć blokady twórczej? Jak sobie z nią radzisz?
Gdy mam tego rodzaju blokadę, staram się wyruszyć na jakieś nowe przygody, niekoniecznie takie, które są dla mnie korzystne. Po prostu jestem przekonana, że gdy ktoś chce stworzyć coś nowego, to musi to najpierw poczuć i przeżyć.
Jakie momenty w swojej karierze najbardziej zapamiętałaś?
Nie mogę do końca powiedzieć, że moja kariera muzyczna jest tak bardzo obfita w sukcesy, ale doceniam wsparcie i miłe słowa od osób, które widzą we mnie potencjał i z całego serca wspierają. Szczególnie jest mi miło, gdy otrzymuję takie słowa wsparcia od ludzi, którzy się znają na muzyce.
Jakie są Twoje refleksje na temat dzisiejszych tendencji w tekstach piosenek?
Dzisiaj mamy wolność twórczą i jeśli potrafisz uzasadnić, że banan przyklejony taśmą klejącą do ściany jest warty uwagi i tak naprawdę ma sens do istnienia — go ahead (pol. zacznij działać). Ale oczywiście, że każdy wybiera taką muzykę, która odpowiada jego wartościom i stylowi życia. Warto jednak świadomie wybierać to, czego słuchamy, bo muzyka wpływa na nas, choć często w sposób niewidoczny.

| Fot. archiwum pryw. Anny Borkowskiej
Grasz też w spektaklach Teatru Polskiego w Wilnie i w organizacji Sol Oriens. Czy takie działanie społeczne uzupełnia Ciebie jako twórczą osobę?
Tak, jak najbardziej. Nie ma nic lepszego niż się zaangażować w jakimś nowym projekcie twórczym i wyjść ze swojej strefy komfortu. Często to przynosi bardzo nieoczekiwane plony.
Tworzysz muzykę do spektakli. Z jakimi trudnościami się zmierzasz w tej działalności?
Nie powiem, że doświadczyłam jakichś trudności z tworzeniem muzyki w teatrze, bo właśnie tam mam tę wolność tworzenia i możliwość przekazu emocji widzowi. Szczególnie jestem wdzięczna reżyserce, Pani Bożenie Sosnowskiej, która mnie w tym wspiera i dzieli ze mną moje przeżycia.
Debiutujesz w roli tytułowej w „Balladynie” Juliusza Słowackiego. Jakie trudności miałaś i czy było Ci trudno wcielić się w romantycznego protagonistę?
Powiem tak: nie jest łatwo, ale jest bardzo ciekawie analizować utwór Słowackiego i mieć możliwość go otworzyć i przekazać dla ludzi na nowo, bo razem z aktorami i reżyserką próbujemy sztukę zmodernizować.
Co byś radziła młodym ludziom na Wileńszczyźnie, którzy stawiają pierwsze kroki w muzyce?
Improwizować i eksperymentować, bo właśnie improwizacja oznacza wolność i brak błędów. Nie trzeba się bać opinii innych ludzi, raczej trzeba się bać tego, że można stracić szansę stworzenia czegoś bardzo ważnego i bliskiego dla siebie samego.
Czytaj więcej: Fantastyczny koncert na podsumowanie „Letniej Akademii Muzyki Polskiej na Litwie”
Rozmawiała Ewa Zakrzewska,
studentka I roku polonistyki na Uniwersytecie Wileńskim