Psychologowie od lat podkreślają: dzieci uczą się pomagania, gdy widzą dorosłych, którzy realnie wspierają innych. To nie jest umiejętność wrodzona, ale nabywana: krok po kroku, poprzez doświadczenie. Nie chodzi tylko o współczucie. Chodzi o coś znacznie większego: rozwój empatii, poczucie sensu, sprawczość i przekonanie, że mamy wpływ na świat wokół nas.
Dzieci nie rodzą się chętne do dzielenia
Wystarczy uważna obecność dorosłych i codzienne drobne sytuacje, które pokazują, że dobro naprawdę krąży między ludźmi. Dzieci od pierwszych miesięcy życia funkcjonują w prostej logice wymiany: podajemy im kubek, a one odwdzięczają się uśmiechem; pomagamy im wstać, a one, na swój dziecięcy sposób, próbują pomóc nam. Jednak to tylko przedsmak. Prawdziwe dawanie i prawdziwe przyjmowanie są umiejętnościami, które trzeba oswoić i pielęgnować.
Małe dziecko nie zrozumie jeszcze hasła „pomoc potrzebującym”, ale doskonale wyczuwa emocje. Gdy widzi, że mama się wzrusza, pojawia się proste odkrycie: „To, co robię, jest ważne”. W starszym wieku zaczyna się dostrzeganie skutków: „Moja paczka trafi do kogoś, kto naprawdę jej potrzebuje”. Nastolatek idzie krok dalej i zaczyna łączyć kropki: „Pomagam, bo jestem częścią większej wspólnoty, to ma sens i wpływa na świat”.
Adwent jest wyjątkowym czasem, który pozwala przeprowadzić dziecko przez wszystkie te etapy – od pierwszej emocjonalnej reakcji przez zrozumienie sensu działania aż po świadome zaangażowanie. Wspólne gesty, nawet te najmniejsze, uczą, że dobro nie jest abstrakcją, ale czymś, co można realnie zrobić własnymi rękami.
Dlaczego wspólne pomaganie wzmacnia dziecko?
Wspólne pomaganie naprawdę potrafi wzmocnić dziecko, i to na wielu poziomach. Widać to zarówno w badaniach naukowych, jak i w codziennych rodzinnych historiach. Dzieci, które regularnie wykonują drobne prace domowe, szybko zauważają, że ich wysiłek ma znaczenie. Kiedy pięciolatek dumnie oznajmia: „To ja wyniosłem śmieci!”, to nie chodzi o samo wynoszenie, chodzi o poczucie wpływu. I to uczucie przenosi się później na działania podejmowane dla innych. Gdy dziecko zobaczy, że dzięki jego zaangażowaniu paczka została spakowana albo że senior z sąsiedztwa uśmiecha się, bo dostał świeżo upieczone pierniki, rośnie w nim cicha, ale bardzo trwała pewność: „Mogę zrobić coś dobrego”.
U młodzieży działanie na rzecz innych często działa jak bezpiecznik emocjonalny. Nastolatki żyją w intensywnym świecie: szkoła, relacje, presja, własne wątpliwości. Niewielki wolontariat bywa dla nich jak złapanie oddechu. Choćby taka sytuacja: znajoma czternastolatka, która pierwszy raz poszła z klasą, by przygotować paczki dla domu dziecka, po wszystkim powiedziała, że pierwszy raz od dawna „zapomniała o własnym stresie”. Nie dlatego, że jej problemy zniknęły, ale dlatego że na chwilę wyszła poza siebie i poczuła sens. To naprawdę działa.
Pomaganie ma też niezwykłą moc budowania więzi rodzinnych. Kiedy rodzic i dziecko robią coś dobrego razem: lepią „makowiki” dla samotnej sąsiadki, pakują prezenty dla akcji parafialnej, sortują stare zabawki, żeby przekazać je dalej, tworzy się między nimi coś więcej niż wykonywane zadanie. Dziecko czuje bliskość, współodpowiedzialność, to miłe uczucie „robimy to razem”. Takie doświadczenia zapisują się w pamięci na długo.
Nie można też pominąć faktu, że pomaganie zwyczajnie wyzwala piękne emocje: radość, dumę, satysfakcję, czasem nawet głęboki spokój. To emocje, które działają jak paliwo. Dziecko, które ich doświadczyło, będzie chciało działać więcej, bo dobrze się z tym czuje. I co ważne – to działa w obie strony. Dziecko potrzebuje nie tylko okazji do dawania, ale także możliwości przyjmowania: wdzięczności, pomocy, troski. Dzięki temu uczy się, że bycie słabszym czy potrzebującym nie jest powodem do wstydu, lecz naturalną częścią relacji międzyludzkich. To lekcja o wiele trudniejsza, a jednocześnie bardzo ważna.
Rodzic lub nauczyciel jako fundament wszystkiego
Rodzic lub nauczyciel są dla dziecka jak latarnia – wskazują kierunek, czasem nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Dzieci obserwują dorosłych z niezwykłą uważnością. Nie potrzebują długich wykładów o empatii czy wartościach, wystarczy im codzienność. Chłoną nasze zachowania jak gąbka, zwłaszcza te najdrobniejsze, pozornie nieistotne gesty.
Kiedy widzą, że mama podczas zakupów wkłada do koszyka dodatkowy makaron, bo jest zbiórka banku żywności, zauważają to. Kiedy tata poświęca popołudnie, by pomóc starszemu sąsiadowi wnieść zakupy na trzecie piętro, dziecko instynktownie rejestruje, że tak wygląda troska o innych. Kiedy nauczycielka mówi: „Zróbmy razem kartki świąteczne dla szpitala”, i robi to z uśmiechem, a nie z obowiązku, dzieci widzą, że zaangażowanie może być źródłem radości. Dla nich to nie są abstrakcje – to żywy materiał wychowawczy.
Jedna mama opowiadała kiedyś, że jej ośmioletni syn przez dłuższy czas wydawał się kompletnie nie zainteresowany rodzinną akcją pomagania. Ona pakowała paczki, segregowała zabawki, tłumaczyła mu, kto je dostanie i dlaczego to ważne. Chłopiec niby słuchał, ale bez echa. I nagle, któregoś dnia, wracają ze sklepu, a syn mówi:
– Mamo, kupmy dwa soki więcej. Zaniesiemy je pani Marii. Pani Maria to samotna sąsiadka, z którą mijali się na klatce, ale nie utrzymywali bliższych kontaktów.
Mama była zdziwiona.
– A dlaczego akurat jej?
– Bo widziałem, że jak nosi zakupy, to ciężko oddycha. Chyba jej się przyda.
To był ten moment, w którym dziecko pokazało, że chłonęło wszystko: paczki, rozmowy, gesty, przykłady. I nagle przetworzyło to na własną inicjatywę. Tak właśnie działa modelowanie postaw: niewidzialnie, stopniowo, a potem niespodziewanie objawia się w działaniu dziecka.
Jako dorośli czasem sądzimy, że nasz wysiłek wychowawczy nie przynosi efektów, bo dzieci nie reagują od razu. Ale dzieci często obserwują i analizują wszystko w ciszy. A potem któregoś dnia mówią naturalnie i bez patosu: „Tak po prostu się robi”.
Adwent to nie jest tylko tradycja religijna. To pedagogiczna okazja, która uczy empatii, współodpowiedzialności, zauważania innych, samodzielności, wdzięczności, radości z działania. W świecie, który często pędzi, porównuje i odpycha, wspólne pomaganie jest jak oświetlony most łączący ludzi.
Dziecko, które w grudniu spakuje choć jedną paczkę dla kogoś innego, zabierze ze sobą w dorosłość coś znacznie cenniejszego niż słodycze z kalendarza adwentowego: poczucie, że dobro można realnie tworzyć i że jest go więcej, gdy się nim dzielimy.
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym dziennika „Kurier Wileński” Nr 49 (140) 06-12/12/2025

