Rozmowa z dr. Adasem Jakubauskasem, przewodniczącym Związku Wspólnot Tatarów Litwy, docentem Uniwersytetu Michała Romera w Wilnie.
Ostatnio wiele się mówi o uchodźcach. W ciągu dwóch lat Litwa ma przyjąć ponad 1 000 osób z Bliskiego Wschodu i ten fakt wywołuje u mieszkańców różne reakcje. Pana zdaniem, czy nasza społeczność jest dostatecznie tolerancyjna w tej sprawie?
Osobiście obserwuję, że najbardziej tolerancyjne jest młode pokolenie, które zdobywało wykształcenie nie tylko na Litwie, ale także za granicą. Natomiast osoby starsze, wychowane w tradycjach sowieckich, nie są na tyle otwarte, żeby zrozumieć, że trzeba przyjąć ludzi, których życie w ich ojczyźnie jest niemożliwe.
Część problemu polega na tym, że nasi mieszkańcy mają niskie wypłaty. Natomiast ci ludzie, którzy przyjadą, otrzymają wysokie dotacje i to obraża obywateli. Widzę, że społeczeństwo jest podzielone na tych, którzy są gotowi przyjąć uchodźców i nawet zaoferować im jakieś swoje mieszkania czy pokoje. Inna część mieszkańców żadnych uchodźców widzieć nie chce, bo uważa, że państwo i tak już ma zbyt dużo problemów do rozstrzygnięcia. Część ludzi jest niezadowolona, że nasz kraj będzie musiał przyjąć zbyt wielu uchodźców. Jednak warto pamiętać, że ten tysiąc, który przyjedzie do nas w ciągu dwóch lat, nie będzie znajdował się w jakimś jednym miejscu, a zostanie rozsiany po całym kraju. Więc faktycznie tych ludzi nawet nie zauważymy − nie otrzymają sobie jakiegoś miasteczka do osiedlenia.
Częściowo rozumiem te obawy przed uchodźcami. I tutaj, niestety, muszę stwierdzić, że Litwa jest nadal prowincją, gdyż wielu ludzi nadal myśli poprzez stereotypy, popierane przez radio, telewizję i gazety. Cieszy jednak, że młodsza generacja patrzy na wszystko szerzej i ten dialog międzykulturowy dla niej jest bardziej prosty.
Przysłowie ludowe głosi, że strach ma duże oczy i w danym kontekście upewniamy się w tym. Mieszkańcy bowiem nie chcą tutaj witać uchodźców nie tylko z przyczyn ekonomicznych, ale też dlatego, że nieraz stawią znak równości pomiędzy osobami wyznającymi islam a Państwem Islamskim…
To jest ogromny błąd. Państwo Islamskie to żadne państwo, a tylko międzynarodowa „bandyteria”, z którą trzeba walczyć. To organizacja terrorystyczna i ten niebezpieczny chwast próbują „wykarczować” wszystkie państwa muzułmańskie. Także nie chciałbym, aby ludzie, którzy uciekają przed wojną, byli utożsamiani z terrorystami z tego Państwa Islamskiego. W ogóle islam jest bardzo tolerancyjną religią. Ale widocznie ktoś, kto ma dużo władzy, jest zainteresowany, aby zepsuć wizerunek całej religii i przedstawić ją dla całego świata jak coś barbarzyńskiego i średniowiecznego.
A tak na pewno nie jest. Na Litwie, na przykład, islam istnieje już 620 lat. Przyszedł na te terytoria jeszcze wtedy, gdy kraj nie był do końca ochrzczony. Nasza społeczność jest najstarszą w Europie, jesteśmy tutaj autochtonami. W ciągu tych sześciu wieków ze strony wspólnoty muzułmańskiej nie było żadnych ekscesów. Wręcz odwrotnie! Warto tutaj na przykład wspomnieć początek XVII wieku, gdy w kraju odbywały się prześladowania protestantów, judaistów, a później też muzułmanów − zburzono meczet w Trokach. W tym czasie to wyznawcy islamu cierpieli w WKL, a nie odwrotnie.
Wracając do tematu uchodźców, ludzie podchodzą ostrożnie do tej sprawy także dlatego, że obawiają się migracji ekonomicznej. Niezadowolenie powoduje możliwość, że razem z uchodźcami przybywają też ludzie, którzy po prostu korzystają z możliwości, by wyjechać na Zachód. Czy, Pana zdaniem, takie obawy mają podstawę?
Tak naprawdę, to decydować o tym, kogo mamy przyjąć i sprawdzać te osoby powinny służby specjalne. Ta sprawa już nie jest w naszej kompetencji. Zgadzam się, że przyjmować do kraju należy nie ekonomicznych migrantów, a te osoby, które ratują swoje życie. Także sądzę, że przybyli ludzie muszą odpowiednio integrować się w nasze społeczeństwo, aby mogli w nim pracować, a nie liczyć jedynie na jakieś unijne dotacje, które na pewno nie będą im wypłacane stale. Uciekinierzy mają nauczyć się języka państwowego, zapoznać się z naszą historią, konstytucją, kulturą. Wspólnota tatarska chętnie pomoże uchodźcom adaptować się na Litwie. Podzielimy się swoim doświadczeniem, znajomością miejscowej kultury i historii islamu na Litwie, udzielimy wszelkich potrzebnych porad. Jesteśmy gotowi do dialogu i pomocy dla tych, którzy uciekli z ojczyzny ratując swoje życia.
Gdzie Pan widzi główne przyczyny kryzysu uchodźców?
Niejednokrotnie mówiłem, że ten kryzys uchodźców nie powstał na równym miejscu. Ogromną rolę tutaj odegrały Wielka Brytania, Francja i Stany Zjednoczone. Te państwa wtrącały się w procesy na Bliskim Wschodzie i Afryce Północnej. W końcu nawet sama była sekretarz USA Hillary Clinton, po ukończeniu swojej kadencji przyznała, że próba wszczepienia zachodniego demokratycznego modelu na Bliskim Wschodzie była błędem. Zawsze podkreślam dla swoich studentów, że nie istnieją cywilizacje wyższe i niższe.
Cywilizacje mogą być tylko różne. Kultury są różne i musimy je szanować. Na przykład Damaszek został założony przed 7 tys. lat i nieustannie funkcjonuje po dziś dzień. Pytam więc, dlaczego kultura, licząca 7 tysięcy lat, jest mniej cenna od tej kultury, którą propaguje Zachód? Oczywiście, świat powinien stopniowo demokratyzować się. Jednak kluczowe słowo tutaj jest „stopniowo”. Modernistyczna demokracja jest bardzo młoda, liczy zaledwie 150 lat, dlatego narzucać ją całemu światu nie jest sprawiedliwie.
Narody powinny same dojrzeć do demokracji, a nie zostać nią przez kogoś „obdarowane”. Widzimy, co z prób demokratyzacji wyszło w Iraku, Libii, a teraz − w Syrii. Ludzie po prostu zostali wrzuceni w wir wojny, utracili swoje domy, bogactwo i zaczęła się duża migracja. Jeszcze gdy tylko zaczynały się te wszystkie zamieszki na Bliskim Wschodzie, mówiłem swoim studentom, że to tylko początek i Europę czeka ogromna fala uchodźców. Jako politolog zauważyłem to i nie mogę pojąć, jak tego nie mogli dostrzec sami politycy, którzy właściwie zaczęli cały ten bałagan? Zgadzam się, że reżimy w tych krajach były naprawdę surowe. Jednak problemów wtedy było mniej, niż teraz. Żadnej migracji nie było. Ci ludzie mieszkali na swoim terytorium i jakoś przecież umieli tam żyć. Z kolei ci sami dyktatorzy byli przewidywalni. Teraz jednak tam pozostała jedynie arena walki między plemionami.
Próba demokratyzacji tych krajów Zachodowi będzie kosztowała bardzo drogo i niejasne, czym się ona skończy. To problem na dziesięciolecia. Najgorsze, że Europa faktycznie sama sobie zorganizowała ten problem.
Czy po tym, gdy się zaostrzył problem uchodźców, jakoś zmienił się stosunek do mieszkających na Litwie wyznawców islamu?
Na szczęście nie dało się zauważyć jakichś poważnie zmienionych nastrojów pod względem Tatarów Litwy. Już od wieków jesteśmy zintegrowani z litewskim społeczeństwem. Tatarzy od większości obywateli kraju różnią się jedynie tym, że są muzułmanami. Jednak pewne drobne przejawy ksenofobii istnieją. Uważnie śledzę reportaże telewizyjne i artykuły związane z uchodźcami. Czytam też komentarze internautów i niestety zauważam, że komentatorzy dosyć często wrzucają do tego samego kotła zarówno uciekinierów, którzy mają przybyć na Litwę, jak też od wieków mieszkających tutaj muzułmanów. Nie chciałbym wdawać się w szczegóły takiej pisaniny, bo jest po prostu obrażająca. Ludzie, którzy wołają „precz z Litwy” nie tylko nie przyznają tolerancji, ale też okazuje się, że nie znają historii.
Biorąc pod uwagę aspekt historyczny, można byłoby rzucić kamień do ogródka litewskich władz. Mówię o budowie meczetu w Wilnie, a o co wspólnota tatarska walczy już od lat. Mer stolicy niedawno stwierdził, że żadnego meczetu nie będzie…
Niestety, kamień w tym ogródku naprawdę jest i bardzo nieładnie w nim wygląda. Meczet w Wilnie, obok obecnego Placu Łukiskiego, został zbudowany jeszcze w XV wieku. Była tam też cała wieś tatarska. Część cmentarza tatarskiego znajdowała się na terytorium obecnego więzienia. W latach 60. dom modlitwy został zburzony, cmentarz zrujnowany, a na tamtym miejscu powstały budynki należące do Litewskiej Akademii Nauk. Natomiast tatarskie ślady zostały skasowane z mapy miasta i teraz nie ma tam żadnych znaków, że był tam kiedyś meczet i wieś. Wspólnota tatarska tymczasem już w ciągu 25 lat próbuje odbudować swoją świątynię, która została zrujnowana bez jej zgody. Oczywiście, nie pretendujemy na działkę na Łukiszkach. Po prostu potrzebujemy swojej świątyni w mieście. Jednak na przeciągu wszystkich lat słyszymy, że w Wilnie meczet jest niepotrzebny. Niestety, zarówno premier, jak też mer miasta, nie rozumieją realiów do końca i twierdzą, że domu modlitwy nie będzie.
W obecnej sytuacji budowa meczetu w stolicy prawdopodobnie byłaby zrozumiana nie jako odtworzenie sprawiedliwości historycznej dla litewskich Tatarów, ale raczej jako podarowanie domu modlitwy dla uchodźców?
Podobno tak właśnie jest. Skoro teraz tak wiele uwagi poświęca się tematowi uchodźców, więc także budowa meczetu byłaby związana z nimi, a nie z Tatarami, którzy mieszkają tutaj od ponad 600 lat i którzy mieli w Wilnie swój dom modlitwy. Przedstawiciele wspólnoty na pewno zechcą spotkać się z merem i porozmawiać na ten temat, aby nie było więcej błędnych interpretacji takich jak ta, że meczet ma być wybudowany wyłącznie dla uchodźców.
Jeszcze przed kilku laty samorząd informował, że już zostały skończone prace nad planem detalicznym budowy meczetu w Wilnie. Jakie miejsca są proponowane dla świątyni?
Do budowy proponowano działkę w Karolinkach przy ul. Asanavičiūtės, także w dzielnicy Naujininkai przy ul. Žirnių, gdzie obecnie jest cmentarz Tatarów i Karaimów. Jednak do końca sprawa tak i nie została doprowadzona, bo pojawiły się różne przeszkody biurokratyczne. W dodatku same proponowane działki nie nadają się dla budowy meczetu. Na przykład obszar przy ul. Žirnių nam nie odpowiada. Po pierwsze, tam są urwiska, stacja paliw, zimą tam jest zwożony śnieg. Po drugie, na proponowanej działce, gdzie teraz są zwykłe ogrody, znajdował się kiedyś chrześcijański cmentarz. Sądzę, że budować świątynię w miejscu, gdzie spoczywają zmarli, byłoby okropnym lekceważeniem. Przedstawiciele władz mówią, że nic nie wiedzą o byłym cmentarzu, bo po prostu nie pofatygowali się i nie przestudiowali międzywojennych map tej miejscowości.
Natomiast działka w Karolinkach nie odpowiada, bo mamy tam bardzo niewygodny dojazd, nie jedzie tam żaden transport publiczny. Ludzie młodzi mogą dojechać samochodami, jednak osoby starsze, które już nie mogą jeździć samochodami, będą miały duży problem.
Gdzie więc obecnie stołeczni muzułmanie zbierają się na modlitwę? Ile osób liczy wspólnota muzułmańska na Litwie?
W kraju mieszka około 3 000 Tatarów. Jeżeli złożymy razem wszystkich muzułmanów, którzy przyjechali tutaj z innych państw, czyli studentów, przedsiębiorców, osób przybyłych na Litwę po wojnie − zebrałoby się ogółem około 6.5 tysięcy muzułmanów. Cała ta społeczność ma na Litwie zaledwie cztery domy modlitwy: w Niemieżu, we wsi Sorok Tatarów, w Kownie i we wsi Rejże w rejonie olickim. Także nieduża sala do modlitwy jest w Kłajpedzie.
W Wilnie ludzie zbierają się w słabo dostosowanym pomieszczeniu przy ul. Smoleńskiej. Znajduje się tam Centrum Duchowe Muzułmanów Sunnitów Litwy − Muftiat. Jest to jednak tymczasowe rozwiązanie, bo miejsce to jest przeznaczone bardziej dla przedsięwzięć kulturalnych, a nie modlitwy. Powtórzę się więc, że kwestia meczetu w Wilnie aktualna jest przede wszystkim nie dla uchodźców, którzy zostaną rozproszeni po całym kraju, a dla muzułmanów, którzy mieszkają tutaj od lat i już dawno są karmieni przez władze obietnicami budowy świątyni.