Więcej

    Poezja, w której czuć dotyk historii

    Taka jest poezja Ireny Duchowskiej – poetki, ale też pedagoga i działaczki społecznej pochodzącej z Wileńszczyzny, przez lata mieszkającej na Żmudzi, na ziemiach historycznej Laudy – kojarzonej z Sienkiewiczowskim „Potopem”, gdzie buszował Kmicic i wojował Pan Wołodyjowski, gdzie Radziwiłłowie knowali przeciw Rzeczypospolitej, skąd są korzenie polskiego noblisty Czesława Miłosza. Tym ziemiom oddała swoje serce i poświęca swoją poezję.

    Czytaj również...

    Brenda Mazur: Pani Ireno, proszę przybliżyć, jakim cudem Polka pochodząca ze Słomianki w rejonie wileńskim, absolwentka Wileńskiego Instytutu Pedagogicznego, patriotka polskości, wyjechała na Żmudź, która w tamtych czasach była zdecydowanie litewska?

    Irena Duchowska: Mogłabym tu snuć opowieści o moich nastoletnich fascynacjach. Ale powiem krótko – pojechałam tam za mężem.

    Po II wojnie światowej, po nowym ustaleniu granic, zostało tam sporo Polaków? Jak dużo mieszkańców o polskich korzeniach czuje się Polakami? Jak się żyje Polakom na Żmudzi? Czy dobrze mówią po polsku?

    Mówią „po kiejdańsku”. Mają takie ciekawe niektóre nazwy różnych wydarzeń czy przedmiotów, ktoś z Macierzy czy nawet z Wileńszczyzny nie zawsze od razu zrozumie, o co im chodzi…

    Bez polskich szkół, przy braku mszy świętej w języku polskim, mieszkając w wielkim rozproszeniu, daleko od siebie, możliwość trwania w polskości była wyłącznie w rodzinach. Pokoleniowo polskość przetrwała wyłącznie w tych rodzinach, które miały swych przywódców, prawdziwych patriotów polskości. Przykładem był np. ród Rachlewiczów w Roszczach pod Kiejdanami czy Zarzeckich z Szawel, trzy pokolenia rozmawiały po polsku. Co ciekawe, że i dziś w Kiejdanach można spotkać młodych zdolnych Litwinów prowadzących biznes z Polską, którzy lepiej mówią po polsku niż starsze pokolenie Polaków kiejdańskich.

    Samo Kowno, chociaż było „bastionem litewskości”, zamieszkiwały tysiące Polaków. Na początku XX w. było ich więcej niż Litwinów. I, o ironio, dzięki telewizji polskiej po wojnie wielu Litwinów poznawało język polski. Jaki jest stosunek Litwinów do mniejszości Polaków? Jak to wyglądało na przestrzeni tych lat i jak jest dzisiaj?

    Bywało różnie kiedyś, jak i dziś… Reakcja na polskość zależy od konkretnych osób, od tego, co wynieśli ze swoich rodzin. Zdarzało się słyszeć, a niektórzy z bólem pamiętają takie czasy, kiedy małe dzieci litewskie straszono, a nawet „szczuto Polakami”. Trudno od takich oczekiwać życzliwości do Polaków.

    Jeżeli chodzi o miasteczko Akademia pod Datnowem w rejonie kiejdańskim, w którym mieszkałam prawie pół wieku – tu przez ponad 30 lat wykładałam fizykę dla trzech pokoleń, kiedy wprowadzono obowiązkowe średnie wykształcenie, najpierw dla zaoczniaków babć i dziadków, później ich dzieci i wnuków, mam tam niemało „bratnich dusz”, które nadal bardzo życzliwie pomagają w różnych kłopotach życiowych. Mieszkając blisko, ludzie mieli okazję poznać się, mają swoje zdanie o sąsiadach. Gorzej jest z tymi, co nie znają osobiście, a zawsze wiedzą najlepiej…

    Czy są jakieś pamiątki po wydarzeniach związanych z polską historią, znane choćby dzięki Sienkiewiczowi?

    W 2016 r. polski historyk, doktor nauk humanistycznych, fotografik, pisarz, podróżnik, badacz Kresów, dr Jan Tadeusz Skłodowski z Warszawy, zorganizował konferencję sienkiewiczowską w Wodoktach. Podczas tych imprez występowałam w roli tłumacza. Wówczas na ścianie kościoła św. Agaty w Wodoktach została umieszczona tablica upamiętniająca piewcę Laudy, Henryka Sienkiewicza. Podobną tablicę zamieszczono również w Bystrampolu, gdzie u krewnych żony bywał Sienkiewicz.

    Irena Duchowska.
    Irena Duchowska: „Szczerze, to chyba nigdy nie miałam aż tylu prac czy zadań do wykonania jak ostatnio, mimo emerytury”
    | Fot. Marian Paluszkiewicz

    Czy zostały jakieś pałace i dworki po polskiej arystokracji?

    Smutne, ale większość pałaców i dworów się rujnuje. Może wymienię tylko część najbliższych od Kiejdan.

    • Dworek na wyspie w Akademii datnowskiej od XVI w. był własnością Izakowskich, Mleczków, Brzostowskich, Szczytowskich. W XVII w. kolejni właściciele Chrapowiccy budują wspaniałą rezydencję, porządkują park; gościł tu car Aleksander I z żoną Elżbietą. Przy dworze była czynna fabryka mebli artystycznych. Dziś pałac z XIX w. to dom mieszkalny.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    • Kościół Objawienia Najświętszej Maryi Panny w Datnowie i klasztor fundacji Mleczków, Brzostowskich, Chrapowickich. W latach 1990–2002 mieszkał tu nasz legendarny o. Stanisław, którego chcemy wynieść na ołtarze.

    • Neorenesansowy pałac Szuksztów, Tyszkiewiczów, Zabiełłów w Opitołokach. Opitołoki w 1371 r. były wymienione w „Kronice Liwońskiej” autorstwa H. Wartberge’a. Część mebli z pałacu znajduje się w Muzeum Krajoznawczym w Kiejdanach.

    • Kompleks pałacowy Kognowickich z kościołem św. Kazimierza w Łączynowie, przypominający Łazienki Królewskie.

    • Warto wymienić też trochę dalsze pałace rodziny Komarów w Bejsagole i pałac Bażeńskich w Burbiszkach, w których to gościł Kornel Makuszyński w rodzinie żony Emilii, jak i wiele innych.

    • Są też ślady polskiego kalwinizmu – zbór kalwiński założony w XVII w., w którym znajduje się Mauzoleum Radziwiłłów, działa do dziś jako mała wspólnota kalwinów.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Co materialnego zostało po Miłoszu?

    W 1997 r. Litwini podarowali Miłoszowi akt własności Szetejni. Poeta zrzekł się jednak praw do majątku i przekazał je Fundacji Miejsc Rodzinnych Czesława Miłosza. Dzięki temu odbudowano w Szetejniach, na podmurówkach świrna, spichlerz dworski, w którym w lipcu 1999 r. w obecności noblisty otwarto Centrum Kulturalne im. Czesława Miłosza. Jest tam sala konferencyjna, hotel, park. Na 100-lecie urodzin Miłosza w Kiejdanach ulicę Nabrzeżną przemianowano na Miłoszowską. Nad Niewiażą umieszczone zostało symboliczne krzesło Czesława Miłosza. W Świętobrości odrestaurowano pomnik na nagrobku rodziny Syruciów, spoczywają tu: dziadek poety Zygmunt Kunat, pradziadek Szymon Syruć, jego pierwsza żona Eufrozyna z Kossakowskich i inni członkowie tej rodziny. Czesław Miłosz był chrzczony w kościele Przemienienia Pańskiego w Świętobrości. Jego rodzice Aleksander Miłosz i Weronika Kunatówna brali ślub w Opitołokach, w kościele św. św. Piotra i Pawła ufundowanym przez sędziego żmudzkiego – Piotra Szuksztę.

    Czytaj więcej: W rodzinnym majątku Miłosza

    Oprócz Miłosza na Kowieńszczyźnie urodziło się wielu znanych, zacnych Polaków.

    Sporo, lecz więcej jest okruchów ich pamięci. Zachowały się ślady Piłsudskich w Pojeślu, kościół i grób Teodory Piłsudskiej z Butlerów, babki Józefa Piłsudskiego. Bardzo żal, że w Krokach zanikły ślady pochówku rodziny Piłsudskich, jedynie pozostały (opowiadał ks. Viktoras Brusokas) szczątki marmurowego krzyża z grobu dziadka Marszałka, Piotra Piłsudskiego z 1852 r. Ksiądz zarządził wykorzystać je na podmurówkę nowej plebanii. Istnieje też jedyne Muzeum Powstania 1863 r., ze śladami przywódców powstania: ks. Antoniego Mackiewicza i o. Stanisława – Olgierda Mikołaja Dobrowolskiego w Podbrzeżu i Datnowie. Do zacnych Polaków z tych ziem należy polski ziemianin, bankier, działacz społeczny i filantrop Józef Montwiłł (1850–1911), urodzony w Mitianiszkach koło Szat, i wielu innych…

    W 2000 r. Irena Duchowska współzakładała Stowarzyszenie Polaków Kiejdan, które prowadzi do dziś
    | Fot. archiwum Stowarzyszenia Polaków Kiejdan

    My dziś często zapominamy, że Polacy mieszkają nie tylko w Wilnie. Wy tam na Kowieńszczyźnie możecie się czuć opuszczeni, zapomniani.

    Szczególne trudne były początki w obcych stronach. Jako młoda rodzina zamieszkaliśmy w Datnowie-Akademii za Kiejdanami przy Naukowo-Badawczym Instytucie Rolnictwa. Zjadała tęsknota do zawsze ciepłego domu wypełnionego miłością i troską rodziców. Po szkole polskiej i studiach w grupie polskiej języka litewskiego praktycznie nie znałam. Wymieniłam z kolegą skierowanie do pracy w szkole z Wilna na Kiejdany. Do szkoły rosyjskiej według skierowania mnie nie przyjęto. Nie mając wyboru, musiałam zgodzić się na pracę w szkole litewskiej w Akademii, praktycznie bez znajomości języka litewskiego. Z maleńkim synkiem na rękach zaczęłam od pracy z zaoczniakami, oni mnie uczyli języka litewskiego, ja ich próbowałam uczyć fizyki. Malutki Pawełek zaledwie zaczął rozmawiać, a już z płaczem prosił, przynajmniej na ulicy przy ludziach, aby rozmawiać z nim tak jak wszyscy, czyli po litewsku, bo z niego okrutni rówieśnicy się śmiali, pogardliwie nazywając „lenkelis”.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Żeby nauczyć swoją trójkę dzieci rozmawiać w języku ojczystym, to jak dziecko o coś prosiło, jak wszyscy, czyli po litewsku, cierpliwie mówiłam, że nie rozumiem, aż powtórzyło swoją prośbę po polsku. Jak podrośli, zaczęłam ich uczyć czytać i pisać po polsku. Tradycją rodzinną było wieczorowe czytanie najpierw bajek, później klasyki polskiej. Śpiewałam dla nich polskie piosenki, które z melancholią wspominałam z dzieciństwa. Mój tatuś grał na cymbałach, mąż siostry Lili, organista Wacław i najstarsza siostra Wenia – na pianinie, brat Walerian na mandolinie. Spotkania w domu rodzinnym w Słomiance zawsze kończyły się wspólnym śpiewem.

    Ciepło mi było na sercu, jak ponad dziesięcioletni Pawełek wrócił z pierwszych kolonii w Polsce i z wypiętą piersią ogłosił: „A ja jestem dumny, że jestem Polakiem”. Paweł ukończył bankowość w Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. Najciekawiej było, jak córka Alinka najlepiej zdała egzamin z języka polskiego na kursie przygotowawczym w Łodzi. Pani kurator chciała sprawdzić wpis o ukończeniu litewskiej szkoły jako błąd w dokumentach, bo przecież niemożliwe, żeby po szkole litewskiej mieć lepszy wynik z języka polskiego niż po ukończeniu gimnazjum polskiego w Wilnie, Grodnie czy we Lwowie [śmiech].

    Musi być Pani dumna jako matka. Zrobiła Pani naprawdę wiele nie tylko dla swej rodziny, ale i dla całej społeczności polskiej. Gdyby nie Pani zapał i ogromne zaangażowanie w utrzymanie tożsamości narodowej i kulturowej na tych terenach, to nie byłoby koła „Lauda”  Związku Polaków na Litwie, szkółki języka polskiego, Zespołu Folklorystycznego „Issa” i wielu innych ważnych inicjatyw. Proszę opowiedzieć o tym. Z pewnością nie było łatwo…

    Tak, w międzyczasie, w 1996 r., koło zmieniło się w Oddział ZPL „Lauda”. W 2000 r. założyliśmy Stowarzyszenie Polaków Kiejdan, które prowadzę do dziś. Jak moja dziatwa podrosła, na prośbę babć i niektórych rodziców zaczęłam uczyć języka polskiego również dzieci znajomych. Przez wiele lat społecznie prowadziłam lekcje języka polskiego, za pozwoleniem wieloletniego dyrektora Szkoły Średniej w Akademii, Romualdasa Lengvinasa. Zajęcia szkółki odbywały się w gabinecie fizyki, później w mieszkaniach prywatnych. Szkoda, że dopiero po odejściu dyrektora na emeryturę zrozumiałam, jaki miałam „parasol ochronny” w jego osobie – ja i moja trójka dzieci. Przy nim nikt nie śmiał mnie obrażać jako jednej z trzech osób niepartyjnych w szkole, do tego Polki. Chciał, żebym po nim przejęła szkołę…

    Jak rodzina podchodziła do tych wszystkich inicjatyw?

    Moja trójka, Paweł, Alina i Kazimierz, zawsze mi pomagała. To właśnie moja dziatwa dodawała mi odwagi do wyciągania z szuflad kiedyś pisanych wierszy, namawiała do publikacji. Część wierszy, pisanych pamiętników została i zaginęła gdzieś na strychu w starym domu w Słomiance. Pamiętam też, jak dziatwa z cicha obserwowała moje pierwsze próby nucenia melodii tworzonego hymnu Stowarzyszenia Polaków Kiejdan. Syn siostry Lili, Paweł Czetyrkowski z Wilna, z kolegą Markiem, jak i moja trójka wielokrotnie wspomagali nas, służąc jako kierowcy przy różnych wypadach zagranicznych, trasach koncertowych „Issy”, wyjazdach na krajowe spływy kajakowe czy obozy nad Bałtykiem.

    Czytaj więcej: „Issa” — jedyny polski zespół na Żmudzi

    Wydała Pani dziewięć tomików wierszy. Pani poezja potrafi uchwycić życie w słowa. O czym lubi Pani pisać?

    Wiele wierszy powstało z tęsknoty do rodzimej Wileńszczyzny, nostalgii do mojej ukochanej Słomianki, rodzinnego domu, utraconych marzeń… Udało się też zebrać wiersze 28 autorów na Laudzie, z synem Kazimierzem przetłumaczyliśmy je na język polski i dzięki pomocy wójta Gminy Kadzidło, Dariusza Łukaszewskiego, powstała litewsko-polska antologia poezji „Znad Laudy i Niewiaży” (2020). Dzięki Dariuszowi wydane były również tomiki wierszy: „We mgle” (2016), „W zielonej dolinie” (2018), polsko-francusko-rosyjski „Do światła – Vers la lumiere – K свету” (2022), jak również kronika jedynego polskiego zespołu pieśni na Żmudzi „Issa – Polski Zespół Pieśni Ziemi Kiejdańskiej” (2023).

    I Festyn Kultury Polskiej „Znad Issy”
    | Fot. archiwum Stowarzyszenia Polaków Kiejdan

    Czy trudno się wydaje tomiki poetyckie?

    Raczej trudno się pisze, stale coś się chce przerabiać, poprawiać, ulepszać bez końca, aż zniecierpliwiony wydawca w końcu powie – dość! Co do wydania, to zawsze znajdował się ktoś życzliwie pomocny, zazwyczaj również finansowo.

    Miała Pani szczęście do ludzi, również tych z Macierzy. Dzięki nim mogła Pani być szerzej poznana również w Polsce.

    To wielkie szczęście, na swojej drodze życiowej spotkałam wiele ciepła, życzliwości i wsparcia, z Polski szczególnie. Przez minione trzydziestolecie wspomagały nas, naszą działalność tysiące osób z Polski, Czech, Łotwy i Litwy. Nazwiska wielu z tych osób można odnaleźć w „Kronice Laudańskiej” (2021). Chciałabym tu wszystkich wymienić, byłaby to niekończąca się lista… Ale chciałam też wspomnieć o ciekawym wątku mojego życia, kiedy to (w latach 1995–2006) dzięki przyjaznej współpracy z bratem Robem i później ze śp. Rytisem Gaule z Uciany, organizowałam i pilotowałam pielgrzymki do Taizé we Francji. Latem organizowaliśmy dla młodzieży tygodniowe pobyty w klasztorze Taizé, a na noworoczne spotkania jeździliśmy do różnych miast Europy Zachodniej. To była niesamowita, turystyczno-duchowa przygoda życia. 

    Chcąc się dowiedzieć więcej o Pani, zauważyłam, że dużo informacji o Pani podają media litewskie – lokalna telewizja z Kiejdan bardzo Panią ceni. Piszą też polskie media, m.in. „Tygodnik Ostrołęcki”, „Goniec Świętokrzyski”. Odznaczono Panią wieloma nagrodami. Które z nich są dla Pani ważne?

    Największe niespodzianki to: Srebrny Krzyż Zasługi RP (2000), Nagroda Witolda Hulewicza (2014), Honorowy Obywatel Gminy Kadzidło (2017) czy Anioł Dobroci w Szczodrobowie, rej. radziwiliski (2019). W większości są to nagrody za ogólną działalność wielu aktywistów, nic by sam człowiek nie zrobił, nie mając wsparcia „bratnich dusz”, więc odbierając nagrody, zawsze mam niedosyt, czemu są imienne, a nie grupowe…

    Nie byłoby też tych nagród, gdyby nie było życzliwych osób, które pracowicie zbierają dane o działalności, przedstawiają komisjom konkursowym, jak np. Danutė Kriščiūnienė z Poniewieża, która w 2024 r. zgłosiła mnie do na Nagrody Petkevičiaitės-Bitės Sejmu RL za „szerzenie kultury na Litwie”.

    Z wójtem Gminy Kadzidło Dariuszem Łukaszewskim, również poetą
    | Fot. arch.

    Dziś już jest Pani na emeryturze. Czy wiek seniora spowodował wyhamowanie w dotychczasowych aktywnościach. Czy ma Pani jeszcze jakieś plany i marzenia do zrealizowania?

    Nie nudzę się [śmiech]. Lubię czytać, podróżować. Grywamy z córeczką Alinką w tenisa, pływamy. Żal, że teraz zimy bywają prawie bezśnieżne i narty stoją bez użytku, jak też przez nas wszystkich lubiane, rodzinne szachy… Nadal prowadzę Stowarzyszenie Polaków Kiejdan, organizujemy imprezy, goście, wyjazdy.

    Najbliższe plany? Strasburg na zaproszenie Waldemara Tomaszewskiego w początku kwietnia. 25–27 kwietnia planujemy majówki w Poniewieżu, Kiejdanach i Pacunelach; 3 maja – w Wilnie; 17–20 maja – Kongres UTW w Warszawie; 5–6 lipca – spotkanie z rodakami z Polski w Kiejdanach; 12–13 lipca – Dni Kultury Polskiej na Laudzie i Żmudzi – XXIII Festyn Kultury Polskiej „Znad Issy”; 8–9 listopada – uroczyste obchody Święta Niepodległości RP, 25-lecie Stowarzyszenia Polaków Kiejdan, VIII Festiwal Kultury Polskiej „Złota Jesień”.

    Szczerze, to chyba nigdy nie miałam aż tylu prac czy zadań do wykonania jak ostatnio. Powrót na Wileńszczyznę, po odzyskaniu części opuszczonej ojcowizny, porośniętej krzakami, wymagał nie lada wysiłku, aby było, gdzie zamieszkać. O ziemię stale trzeba dbać, wycinać krzaki, kosić trawę, pleć grządki, naprawiać drogę itd. Lubię kwiaty, których mam ponad setkę gatunków. Minilasek, łąka, ogródek, cieplica, domek wymagają stałej troski. Mam też inne pracowite marzenia, oby się spełniły…

    Czytaj więcej: Jakże nie kochać tej ziemi, gdy serce do niej się rwie

    Rok 2017, uroczystość wręczenia tytułów Honorowych Obywateli Gminy Kadzidło
    | Fot. arch.

    Irena Duchowska „Horyzonty”

    Droga ciernista,
    pełna wybojów,
    ostrych kamieni…
    Kaleczę się,
    padam…
    Otwieram oczy.
    W oddali
    łąka kwiecia.
    Czołgam się,
    podnoszę
    by brnąć dalej,
    do horyzontu…
    Chociaż jest nieuchwytny
    jak szczęście…


    Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 13 (36) 29/03-04/04/2025

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Olga Boznańska – malarka ludzkiej duszy

    „Obrazy Boznańskiej należą do najważniejszych dzieł polskiego malarstwa modernistycznego i kanonu historii sztuki, a jej kariera stanowi przykład jednego z najwybitniejszych polskich sukcesów artystycznych na arenie międzynarodowej” – uzasadnili...

    Boskie Zmartwychwstanie. Najważniejsze wydarzenie katolickiego świata

    Brenda Mazur: Od 2 tys. lat poranek Zmartwychwstania nadaje sens naszemu istnieniu. Dlaczego Święta Wielkiej Nocy mają taką moc i dlaczego są uważane za najważniejsze święto w historii Kościoła? Ks....

    O kobietach, polskich malarkach, które miały odwagę czuć się artystkami 

    I dla mnie, goszczącej wtedy w zimowej stolicy Polski, nadarzyła się wyjątkowa okazja, by zobaczyć dzieła wybitnych polskich malarek i wziąć udział w ciekawym panelu dyskusyjnym, któremu przewodziły pisarka...