Kiedy 26 sierpnia br. w niedużym, portugalskim mieście Siea zostały ogłoszone wyniki III międzynarodowego festiwalu Da Cancao Da SeRRa da Estrela, w którym wzięli udział piosenkarze 19 państw, w jednym z domów rozlokowanych przy ulicy Mickiewicza w Czarnym Borze rozległ się dzwonek.
Była godzina 4 nad ranem, kiedy rodzina Żdanavičiusów usłyszała radosną nowinę: Gran Prix tego tak prestiżowego festiwalu międzynarodowego zdobyła ich córka i siostra, Gabriela!
Nie jest to pierwsze tak wysokie wyróżnienie w kolekcji młodej i utalentowanej Polki z Czarnego Boru, która nazwę tego niedużego, podwileńskiego osiedla od wielu lat rozsławia daleko w świecie.
Celowo wybieram czas, by porozmawiać najpierw z mamą 14-letniej Gabrieli, Marią, zanim córka wróci z zajęć w Konserwatorium im. Tallat Kelpszy w Wilnie. Rozpoczynamy od wspomnień, które jak się za chwilę dowiem, nie są nawet do dziś dla gospodyni pięknego zagospodarowanego domu, tak miłe. A przecież życie zapowiadało się wspaniale.
Z pierwszym mężem, Michałem Romanowskim, 17-letnia Maria poznała się na dyskotece w podwileńskich Wojdatach. Pierwsza miłość, pierwsze randki. Trzy lata chodzili ze sobą, a kiedy Maria skończyła lat 20 i zdobyła dyplom księgowej, stanęli na ślubnym kobiercu, ku ogromnej radości obu rodzin, no i oczywiście ich samych. Bo i jak mogło być inaczej, zakochani w sobie, jednakowo patrzący na życie, mający takie same tradycje rodzinne.
W osiedlu rodzinnym Michała w Czarnym Borze, niedaleko jego rodziców, zbudowali skromny domek i tu doczekali się dwójki uroczych bliźniaków.
– Był to dobry człowiek, oddany rodzinie, tak się cieszył z naszych chłopaków – mówi pani Maria.
– Żartowaliśmy, że jak to dobrze, że dwójka naraz na świat przyjdzie, nie będzie kłótni przy wybieraniu imion. Ale tak naprawdę, to byliśmy zgodni we wszystkim, w tym przy wyborze imion. Na chrzcie świętym nasi mali mężczyźni otrzymali imiona: Artur i Mirosław. Były lata dziewięćdziesiąte, dla wszystkich niełatwe, ale mąż posiadał tartak, więc nam powodziło się całkiem nieźle, a i ja mu byłam zawsze pomocna – snuje wspomnienia moja rozmówczyni.
W pewnej chwili głos jej się urywa, zamyśla się, milczy. Po chwili wraca wspomnieniami do tego strasznego dnia, kiedy niedaleko Czarnego Boru zdarzył się straszny wypadek samochodowy, w którym zginął jej Michał. Milczymy. Widzę, jak ściska ją gardło, jak łzy toczą się po policzku, jak tragiczne wspomnienia są nadal żywe w jej pamięci.
Po chwili Maria zaczyna mówić.
– Nie wiem, jakbym to przeżyła, gdyby nie moje chłopaki, które miały wówczas po 2,5 roku. Musiałam żyć, pracować, za siebie i za ojca, którego los ich pozbawił. Nigdy nie myślałam, że z kimkolwiek zwiążę się ponownie w życiu. Widziała to moja rodzina, widział to też, o cztery lata ode mnie młodszy brat, który po pięciu latach od tej tragedii zapoznał mnie z Jurkiem Żdanavičiusem. Potem przypadkowo spotkaliśmy się z nim w Wilnie. On wilnian, to i „wybryki” u nich miastowe, nazwiska im poprzekręcali. My, Polacy ze wsi, byliśmy zawsze bardziej uparci – żartuje moja rozmówczyni, mówiąc o pisowni nazwiska męża – Dlatego zostawiłam swoje poprzednie – dodaje dowcipnie.
Po chwili kontynuuje: „Owszem, przypadliśmy sobie bardzo do gustu, ale byli przecież synowie, musiałam dobrze się zastanowić, jak go przyjmą”. Jak za chwilę się dowiem, Jurek zrobił wszystko, by zdobyć serca chłopaków, tak stęsknionych miłości ojcowskiej.
Sam gospodarz domu mówi, że i starać się nie trzeba było, chłopcy od dzieciństwa bardzo przykładni, świetnie się uczyli, a po ukończeniu studiów prowadzą doskonale prosperującą spółkę internetową mokslinčius.lt.
– Mogę się od nich uczyć zaradności! – z dumą mówi głowa rodziny, która swoje nowe życie rozpoczęła również w Czarnym Borze.
– W roku 2002 kupiliśmy tę oto działkę w otoczeniu sosen i zaczęliśmy budować swój nowy, duży dom, by miejsca wystarczyło dla wszystkich: nas obojga, dwójki naszych chłopaków i córki, która się narodziła w tym samym roku – przypomina Maria – A właściwie, to jeszcze nienarodzona Gabriela ten dom nam pomagała „budować”. Formalności, które przechodzi każdy nowo budujący się, my również nie byliśmy pozbawieni. Ale czasami, kiedy urzędnicy widzieli, że jestem w mocno zaawansowanej ciąży, odpuszczali.
Jak oczekiwaną była córeczką, wiedzą tylko oni. Gabriela „śpiewała” od pieluch. Z każdym dniem coraz donośniej, coraz melodyjniej, ku ogromnej radości rodziców i potem pierwszej nauczycielki muzyki, Mireny Kasperowicz, z gimnazjum im. św. Urszuli Ledóchowskiej w Czarnym Borze. Ku mniejszej radości … braci, którzy czasami mówili, że we własnym domu nie ma ani chwili ciszy, cały czas muzyka i piosenki. Teraz zaś z ogromną dumą śledzą sukcesy swej młodszej siostry.
–To, że Gabriela ma świetny głos, to geny męża. On pochodzi z rodziny muzycznie uzdolnionej. Jego dziadek (m.in. redaktor naczelny gazety „Sielskaja źiźń”) dobrze śpiewał, ojciec też ma piękny głos, gra pięknie na wielu instrumentach ze słuchu, komponuje muzykę. Jego rodzina mieszkała na tym samym podwórku, co Jurij Antonow, dziś znany rosyjski piosenkarz i kompozytor. Chłopcy razem zaczynali ale, jak prognozowali wszyscy, ojciec Jurka miał większe szanse na sławę i uznanie – kończy moja rozmówczyni.
Kiedy dostrzegli talent córki, postanowili, że zrobią wszystko, by go rozwijać. Prawie równolegle z nauką w gimnazjum im. św. Urszuli Ledóchowskiej dowozili córkę do szkoły muzycznej w Rudaminie. Teraz dowożą ją do Wilna, do Konserwatorium im. Tallat Kelpszy. Program jest napięty, trzeba nadążyć i z przedmiotami podstawowymi, i z dyscyplinami natury specjalistycznej. Są takie dni, że Gabriela wraca do domu o godzinie 19.00. Cieszy się z atmosfery w konserwatorium, gdzie ją dobrze przyjęto. Owszem, ma trochę trudności, wszak nauczanie jest w języku litewskim, a ona podstawówkę kończyła w języku polskim, ale pedagodzy i koledzy są bardzo wyrozumiali i chętnie jej pomagają.
Gospodyni domu mówi, iż tak się składa, że na drodze życiowej i twórczej córki napotykają ludzi życzliwych. A do takich w pierwszą kolejności zalicza jedną z najlepszych pedagogów wokalu, Nijolė Maceikaitė, której Gabriela wiele zawdzięcza. Ale, jak sama mam możliwość usłyszeć, najwięcej utalentowana dziewczynka zawdzięcza rodzicom. Bo przecież na wyjazdy i konkursy trzeba zarobić.
Czasami organizatorzy pokrywają część kosztów, ale w wielu przypadkach płacą rodzice.
O nich trzeba by osobny artykuł napisać. Postronnemu obserwatorowi może się wydawać, że wszystko im idzie jak z płatka, że zawsze tak było. A przecież nieraz brali pożyczki z banku na prowadzenie biznesu, stawiając wszystko na jedną kartę. Zaczynali od jednego ciężarowego samochodu, potem doszło kilka, potem były tiry, a dziś mają dobrze prosperującą spółkę transportową. Sam gospodarz, jak trzeba, siada też za kierownicą. Zawsze ma co robić.
– Los mnie skrzywdził i wynagrodził. Mam wspaniałego męża, troskliwego, zaradnego, z którym pracujemy w naszej spółce rodzinnej. A kiedy wyjeżdżamy z Gabrielą na konkursy i występy, on pracuje za dwóch. 25-letni synowie sami dają sobie świetnie radę. Mężowi pozostawiam kochaną „schedę”, kota i 5 psów, w tym sąsiedzkie, którymi stale się opiekuję, bo, niestety, gospodarze nie umieją należycie o nie dbać – kończy gospodyni domu.
Nagrody i wyróżnienia Gabrieli – to osoby oddział. W ramach jednego artykułu wyliczanka mogłaby się nie zmieścić, gdyby rozpoczynać od krajowych odznaczeń, po wyróżnienia wielu prestiżowych przeglądów różnych krajów, w których utalentowana piosenkarka uczestniczyła. Gran Prix w Rydze, Jurmale, Portugalii, to kilka zagranicznych, plus swoje miejscowe w Turgielach, Druskiennikach. Pierwsze miejsce na Międzynarodowym Festiwalu Piosenki i Tańca Majowa Nutka w Częstochowie, również pierwsze w Sankt Petersburgu, trzecie miejsce na festiwalu Piosenki Polskiej Dzieci i Młodzieży Szkolnej w Wilnie – to mała część zdobytych przez nią laurów.
Jej puchary dotąd stoją na pianinie, ale, jak mówi z dumą tato, trzeba już kilka gablot dla nich ustawić.
Mama pokazuje mi sfilmowane występy córki, w tym w Litewskiej Telewizji Państwowej, gdzie 9-letnia Gabriela z wielkim przejęciem wykonała „Ave Maria”, utwór napisany przez francuskiego kompozytora operowego Charles’a Gounoda jako głos solowy do skomponowanego 137 lat wcześniej Preludium Johanna Sebastiana Bacha.
Repertuar Gabrieli jest rozległy, od popularnych pieśni ludowych po jazz, blues, rock… Czasu na odpoczynek i hobby na pewno nie masz? – pytam.
– Jedno i drugie mam – filuternie odpowiada młoda wokalistka – Wiele lat tańczyłam, uczęszczałam do agencji młodocianych modelek, w niedzielę śpiewam psalmy w kościele pw. bł. Michała Sopoćki w Czarnym Borze, uczęszczam do zespołu Extra Junior pod kierunkiem Wiesława Dudzińskiego. A w najbliższym czasie wezmę udział w koncercie połączonego chóru rejonu wileńskiego, który 30 września o godz.15.00 będzie śpiewał po Mszy św. w kościele Ducha Świętego w Wilnie oraz 14 października o godz.17.30 w kościele św. Piotra Apostoła w Solecznikach. Na tym nie koniec – z rozbawieniem dodaje – Bardzo lubię robić uczesania koleżankom, makijaż, manicure, no a swoich domowników zachwycić jakąś niespodzianką kulinarną. Pitrasić też bardzo lubię. Chciałabym nauczyć się jeszcze grać na saksofonie.
Po ostatnim konkursie w Portugalii otrzymała kilka zaproszeń do Rumunii, Bułgarii, więc oczywiście chętnie z nich skorzysta. Najwyższe wyróżnienie festiwalu, przyjęcie u mera miasta Siea, zwiedzanie Lisbony i innych przepięknych miast tego kraju, nowe przyjaźnie – wszystko to oczywiście cieszy, ale i zobowiązuje. Młoda, utalentowana wokalistka dobrze to wie i robi wszystko, by swe sukcesy utrwalać.