– Na oddział covidowy zgłosiłam się sama. Pomyślałam, że to jest dobra okazja do nauczenia się czegoś nowego – mówi w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” Jolanta Tylingienė, pielęgniarka z oddziału intensywnej terapii COVID-19 w Wileńskim Szpitalu Uniwersyteckim „Santaros klinikos”.
12 maja jest obchodzony Międzynarodowy Dzień Pielęgniarek, który został ustanowiony przez Międzynarodową Radę Pielęgniarek w dalekim 1973 r. na kongresie w Meksyku. Warto przy tej okazji wspomnieć, że organizacja pielęgniarek jest pierwszą międzynarodową, zawodową organizacją kobiecą. Powstała w 1899 r., a dzisiaj skupia 128 krajowych zrzeszeń pielęgniarskich. 12 maja nie jest datą przypadkową, ponieważ w tym dniu, w 1820 r. w Włoszech, urodziła się Florence Nightingale, która jest uznawana za twórczynię nowoczesnego pielęgniarstwa.
Wiosną ubiegłego roku, podczas pierwszej fali koronawirusa, ludzie z całego świata umieszczali w internecie filmiki o tym, jak ludzie witają lekarzy i pielęgniarki oklaskami oraz śpiewem. Czy Pani również spotkała się z podobną reakcją?
Tak, na początku spotkałam się z taką reakcją. Były podziękowania ze strony ludzi.
A teraz, czyli podczas drugiej fali?
Podczas drugiej, a teraz trzeciej, ten entuzjazm powoli wygasał. Ludzie chyba są bardzo zmęczeni tą całą sytuacją.
Pani od samego początku pracuje na wydziale covidowym. Czy nie bała się Pani? Jakie emocje towarzyszyły Pani na początku?
Sama zgłosiłam się do tej pracy. Pomyślałem, że to jest dobra okazja do nauczenia się czegoś nowego. Oczywiście trochę się bałam.
Dlaczego w ogóle postanowiła Pani zostać pielęgniarką?
Od dzieciństwa marzyłam o tym zawodzie. Moja mama pracowała w dziecięcym szpitalu. Byłam często u niej w pracy. Bardzo mi się tam spodobało. Pamiętam, że w pierwszej klasie otrzymaliśmy zadanie i musieliśmy odpowiedzieć na pytanie: kim chcę zostać, jak dorosnę? To odpowiedziałam, że pielęgniarką. Mam do dzisiaj nawet ten album z zapisaną odpowiedzią.
Dlaczego pielęgniarką, a nie lekarzem?
Nigdy nie chciałam być lekarzem. Miałam wujka, który bardzo chciał, abym została lekarką. Bardzo długo mnie do tego namawiał. Jednak ja chciałam być bliżej chorych, a nie pracować z papierami. Tej papierkowej roboty lekarze mają naprawdę dużo.
Panuje stereotyp, że rola pielęgniarki sprowadza się tylko do wykonywania poleceń lekarzy. Sądzę, że rzeczywistość jest inna. Na czym polega praca pielęgniarki?
Bardzo mi nie podoba się, kiedy ludzie sprowadzają pracę pielęgniarek do takiej roli. Bo to właśnie pielęgniarka najdłużej przebywa przy chorym. Najwięcej z nimi rozmawia i pomaga. Odczuwa ich ból oraz tęsknotę za rodziną. Jest swoistym przyjacielem chorego. Nie tylko wykonuje polecenia, robi zastrzyki, mierzy ciśnienie lub podaje leki. Bardzo często to właśnie pielęgniarkom chorzy zwierzają się z jakichś spraw osobistych. Opowiadają o rodzinie. Tak, jakby była sąsiadem lub przyjacielem.
Czyli rozmowa z chorym jest czymś ważnym?
Tak. Teraz, kiedy pracuję na oddziale covidowym, to właśnie pielęgniarki są najbliżej chorego. Tak naprawdę tylko z nami może porozmawiać. Bo lekarz tylko wpadnie na chwilę, zapyta „jak się czujesz?” i idzie dalej. Natomiast pielęgniarka jest w zasadzie i psychologiem, i człowiekiem do rozmowy. Będąc tam codziennie to, szczerze mówiąc, bardzo żałujemy naszych pacjentów. Trzeba zrozumieć, że oni nie mają praktycznie żadnego kontaktu z rodziną. Bardzo często same dajemy komórki, aby mogli zadzwonić do swych bliskich.
Czy praca na oddziale covidowym i w zwykłym szpitalu mocno się różni?
To jak niebo i ziemia. W zwykłym szpitalu chodzisz w normalnym ubraniu. Tutaj mamy specjalny „mundur”. Nie masz prawa zdjąć maseczki. Nie masz prawa napić się wody, nawet jeśli bardzo chcesz. Nie masz prawa dotknąć oka. Niestety, to „czerwona strefa”, czyli w środku jest wirus. Człowiek jest taki skuty. Oczywiście teraz już jesteśmy przyzwyczajeni do takich okoliczności. Wszystko robimy odruchowo.
Czytaj więcej: Pielęgniarka z oddziału COVID-19 o szczepieniach: Inaczej nie przezwyciężymy tej choroby
Florence Nightingale
Pochodziła z arystokratycznej rodziny i wybór zawodu bardzo zaskoczył jej rodziców, ponieważ wówczas pielęgniarki rekrutowano z najuboższych warstw społecznych. W trakcie wojny krymskiej zorganizowała od podstaw opiekę nad rannymi żołnierzami. Dzięki jej pracy wielu rannych żołnierzy udało się uratować. Odkryła między innymi, że ranni żołnierze umierają nie tylko z powodu obrażeń, ale także z powodu szoku pourazowego, że potrzebują nie tylko leczenia, ale i opieki. Po powrocie do Wielkiej Brytanii opracowała zasady opieki nad osobami chorymi i poszkodowanymi. Stworzyła też wizerunek współczesnej pielęgniarki, która jej zdaniem ma być „skromna, dobra, mądra, punktualna, budząca zaufanie”. Natomiast celem pielęgnowania jest „pomaganie choremu w tym, aby mógł żyć lepiej”. Ciekawostką jest, że wspierała powstanie styczniowe. „Mój drogi, jeśli istnieje jakikolwiek fundusz na rzecz chorych i rannych ofiar powstania polskiego, proszę doń dorzucić tę moją niewielką sumę 10 funtów. Serce w mej piersi płonie na myśl, że ów dzielny naród znów podniósł broń w walce o wolność. Niech Bóg mu błogosławi w jego wysiłkach i niech mu dopomoże jak najszczęśliwiej zawinąć do przystani” – mówiła na wiecu w Londynie 17 marca 1863 r. Trzy lata wcześniej założyła pierwszą szkołę dla pielęgniarek. Była pierwszą kobietą w Anglii, którą odznaczono Orderem Zasługi. Order nadaje się osobom zasłużonym w dziedzinie wojskowości, nauki i kultury. W 1912 r. Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża ustanowił Medal Florence Nightingale, będący prestiżowym odznaczeniem, przyznawanym zasłużonym pielęgniarkom z całego świata.