Rozmowa z Lilą Kiejzik – reżyserką, dyrektorką Polskiego Studia Teatralnego w Wilnie i laureatką polonijnego Oscara w dziedzinie teatru oraz Edwardem Kiejzikiem, aktorem Polskiego Teatru „Studio“ w Wilnie i dyrektorem Pałacu Kultury w Trokach.
Jakie nowości czekają na widzów w tegorocznym festiwalu?
E.K. Przed rozpoczęciem festiwalu X Wileńskie Spotkania Sceny Polskiej odbędzie się w Trokach i w Wilnie współorganizowany przez nas Międzynarodowy Festiwal Sztuk Trans/Misje Balticum. Różnica będzie taka, że dwa festiwale będą łączyły się w jedno. Łącznikiem będzie spektakl „Wiśniowy sad“ Czechowa na scenie w Trokach – najnowsza premiera Teatru im. W. Siemaszkowej w Rzeszowie. Odbędzie się też sporo wydarzeń okołoteatralnych, w tym m.in.: koncerty, recitale poezji śpiewanej, wystawa, debata, spacer po teatralnym Wilnie.
Tegoroczna edycja została zaplanowana w dniach 10–14 września. Spektakle poszczególnych teatrów wystawiane będą w Domu Kultury Polskiej w Wilnie, Pałacu Kultury w Trokach i w Centrum Rozrywki i Biznesu w Ejszyszkach.
W tym roku w teatrze na Pohulance Wileńskie Spotkania Sceny Polskiej nie odbędą się. Dlaczego?
L.K. Zawsze, kiedy układaliśmy program festiwalu, zaczynaliśmy od Pohulanki. Polaków, którzy bywają za granicą i mają chęć przyjechać do nas i obejrzeć nasze Wilno, które jest bogate w kulturę i architekturę polską, zawsze przyciąga Pohulanka. Niestety w tym roku, po raz pierwszy od trzydziestu paru lat, odkąd kieruję teatrem, nie ma Pohulanki na Festiwalu. To jest dla mnie gorzkie i bolesne, ponieważ przez te długie lata zawsze byliśmy w przyjaznych stosunkach z dyrektorami tego teatru. Natomiast teraz nie bardzo chcą nas tam widzieć.
E.K. W tym roku Rosyjski Teatr Dramatyczny nie użyczył nam sali, by tradycyjnie festiwal mógł się rozpocząć i zakończyć na Pohulance. Niestety. Administracja Rosyjskiego Teatru Dramatycznego nie jest przychylnie nastawiona do współpracy z nami, nie wiemy dlaczego.
Czytaj więcej: Witold Rudzianiec: Teatr mamy we krwi
Jakie teatry z Polski zobaczymy w tym roku?
L.K. Teatry, które przyjeżdżają na festiwal, to są teatry zawodowe i pozainstytucjonalne. Tym razem przyjeżdża teatr zawodowy z Rzeszowa. Teatry z Polski, które przyjeżdżają, są warsztatem dla wszystkich, udział w ich oglądaniu biorą wszystkie zespoły, które przyjeżdżają. W tym roku nie zagrają na Pohulance, ale w Domu Kultury Polskiej w Wilnie, Trokach tam, gdzie mamy możliwość.
To już dziesiąty festiwal teatralny z udziałem polskich teatrów. Czy pamiętają państwo I Wileńskie Spotkania Sceny Polskiej?
L.K. Jak najbardziej pamiętam I Wileńskie Spotkania Sceny Polskiej. W roku 1989 byliśmy zaproszeni do Krakowa i Bielska-Białej na pierwszy festiwal spotkań teatralnych. W 1989 i 1990 roku spotkania odbyły się, ale nagle coś się tam urwało. Przestaliśmy jeździć do Krakowa i Bielska-Białej, ale zespoły, które brały udział w spotkaniach bardzo ze sobą zaprzyjaźniły się. Nie chcieliśmy przerywać tej tradycji. Pomyślałam wówczas sobie, czemu nie zasługuje na takie spotkanie teatralne nasze Wilno. No i w roku 1994 zaprosiliśmy zespoły, które poznaliśmy w Krakowie. Wszyscy zlecieli się, wszystkim bardzo się podobało. Później zaczęło robić się nas coraz więcej, ponieważ świat o nas usłyszał i wielu chciało przyjechać na te spotkania. Nie mogliśmy co roku organizować takich spotkań, więc postanowiłam zorganizować spotkania monodramistów MONOWschód. A więc co dwa lata odbywają się Wileńskie Spotkania Sceny Polskiej i co dwa lata odbywa się edycja Festiwalu MONOWschód. Takie to były początki. Teraz z każdym rokiem jest nas coraz więcej i więcej.
Jak w dobie pandemii, w 2020 roku, udało się zorganizować Festiwal MONOWschód?
L.K. Udało się na pół, festiwal odbył się w formie hybrydowej. Połowa była online, a co się dało, to na żywo. Ubiegły rok był dla nas znaczącym rokiem. Teatr obchodził 60-lecie swojej działalności.
Z jakimi trudnościami spotkaliście się w tym roku, organizując X Spotkania Sceny Polskiej w Wilnie?
L.K. Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie” bardzo nami się opiekuje i zna nasze potrzeby. Ambasada także trzyma rękę na pulsie i w razie potrzeby wspiera nas i pomaga. Mówiąc o tych dobrych stronach, zapomina się o tym, co jest trudne. Najtrudniejsza była ta niewiadoma. Próby odbywały się z przerwami, nigdy nie było wiadomo, czy następnego dnia można będzie robić próby. Pandemia nam przeszkadzała, ale ja zawsze cieszę się tym, co mam. W ciągu całego roku staraliśmy się podtrzymywać kontakty z tymi teatrami, które będą mogły przyjechać.
E.K. Każdego roku trudności są bardzo podobne. Tyle, że ten rok i ubiegły jest jeszcze trudniejszy przez pandemię. Trudności organizacyjne są nadal. Jest taki niepokój o widza, bo, jak wiemy, aktor gra dla widza. To jest podstawowy czynnik, po co jest robiony teatr, po co on istnieje. Aktor bez widza źle czuje się na scenie. Zasadą festiwalu jest pokazanie dorobku tych teatrów, które przyjeżdżają. Dzięki współpracy z Fundacją „Pomoc Polakom na Wschodzie” nie mamy problemów finansowych, bo mamy pełne wsparcie.
Czytaj więcej: Anna Gulbinowicz: Teatr miał wpływ na całe moje życie
Jaki jest cel tych spotkań?
L.K. Wileńskie Spotkania są jedynym tego rodzaju festiwalem teatralnym na świecie, zrzeszającym polskie teatry zawodowe i amatorskie na jednej płaszczyźnie. To są X Spotkania Sceny Polskiej w Wilnie, które odbędą się 10-14 września. Mamy nadzieję, że pandemia nam odstąpi i wszystko będzie tak, jak zaplanowaliśmy. Bo wszystkie festiwale, które odbywały się, cieszyły ludzi. Przez kilka dni można było pokazać to, co Polacy robią poza Macierzą. Dzięki festiwalowi mamy też szansę pokazać swój dorobek tym, którzy przyjeżdżają.
Zorganizowanie takiego przedsięwzięcia to niemałe wyzwanie, również finansowe…
E.K. Projekt jest finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów RP w ramach konkursu „Polonia i Polacy za Granicą 2021”, ze środków przekazanych przez Departament Mniejszości Narodowych przy rządzie RL i Orlen Lietuva. X Wileńskie Spotkania Sceny Polskiej odbywają się pod Patronatem Honorowym Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu prof. Piotra Glińskiego oraz pod patronatem pełnomocnika rządu RP do spraw Polonii i Polaków za granicą Ministra Jana Dziedziczaka.