Konflikt litewsko-chiński nasila się, również wewnątrz kraju. Nic nie wskazuje na to, że w ramach tej „wojny” Litwa poniesie duże straty ekonomiczne. Proponowanego otwarcia się na Oceanię i południowo-wschodnią Azję też nie będzie.
Relacje Wilna z Pekinem psuły się od pewnego czasu. W maju Litwa, jako czwarty kraj na świecie, po Holandii, Wielkiej Brytanii i Kanadzie, określiła działania chińskie względem Ujgurów mianem ludobójstwa. Trochę później Litwa opuściła format 17+1. Później strona litewska poinformowała, że otworzy na Litwie przedstawicielstwo Tajwanu, który Chiny uważają za swoją zbuntowaną prowincję.
Czytaj więcej: Sejm Litwy przyjął uchwałę w sprawie Ujgurów. „Chiny dokonują ludobójstwa”
Na reakcję Chin nie trzeba było długo czekać. Niemal od razu został odwołany ambasador Chin z Wilna, a później litewski z Pekinu. Poza tym władze w Pekinie wstrzymały pociągi towarowe na Litwę oraz wydawanie zezwoleń eksportowych dla litewskich rynków.
Wsparcie dla demokracji
Litwa swoją decyzję tłumaczy przede wszystkim czynnikami moralno-etycznymi.
– To była trudna decyzja, ale ją podjęliśmy. Litwa powinna zmniejszać swoją zależność od Chin, dotyczy to zarówno gospodarki, jak i źródeł surowców. Musimy zdywersyfikować rynki w Azji Zachodniej. Poza tym musimy mocno zaakcentować demokratyczną, opartą na prawach człowieka narrację. Czyli musimy wspierać demokrację na Tajwanie i zachowanie jego niezależności – oświadczył wiceminister spraw zagranicznych Mantas Adomėnas, który od lat wspiera społeczeństwo obywatelskie w Chinach.
Szef litewskiej dyplomacji Gabrielius Landsbergis zaznaczył, że Litwa nie ulegnie chińskiemu szantażowi.
– Jesteśmy mali, ale cierpliwi. Czasem bywa, że duże kraje zgorączkują się i trzeba czasu, aby mogły powrócić do normalnych relacji. Jesteśmy gotowi czekać – zapewnił w jednym z wywiadów minister.
Poza tym Landsbergis niejednokrotnie podkreślał, że w sprawie Chin Unia Europejska musi mówić jednym głosem.
– Musimy strategicznie oceniać relacje z Chinami. Relacje poszczególnych krajów z Chinami nie wzmacniają Unii Europejskiej. Jeśli będziemy działać oddzielnie, a nie w formacie UE27, to przegramy na wielu frontach – skwitował szef MSZ.
Na obecnym etapie Unia Europejska wsparła Litwę. Wysoki przedstawiciel UE do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa Josep Borrell zapewnił, że Unia pomoże krajom zmagającymi się presją chińską. – Litwie i wszystkim krajom członkowskim – które otrzymują presję ze strony Chin z powodu decyzji, które im wydają się obraźliwe – należy się wsparcie i nasza solidarność – zadeklarował w wywiadzie dla Politico.com unijny urzędnik.
Czytaj więcej: Ambasador Litwy wezwana z Chin na konsultacje, rośnie napięcie na linii Wilno-Pekin
Relacje gospodarcze
Litewscy ekonomiści nie sądzą, żeby sankcje Chin wobec Litwy były dotkliwe. – Litwa nie ma zbyt dużo kontaktów gospodarczych z Chinami. To dotyczy eksportu i inwestycji. Problem jest tylko w tym, że sporo produktów importujemy stamtąd. Import dotyczy nie gotowych produktów zazwyczaj, lecz surowców lub półproduktów. Nieduża część spółek może to odczuć. Jednak bezpośredni wpływ działań Chin nie będzie duży – zapewnia w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” ekonomista banku Luminor Žygimantas Mauricas.
W 2020 r. obrót handlowy między Chinami a Litwą tak naprawdę nie był zbyt duży. W 2020 r. bezpośrednie inwestycje Chin na Litwie wyniosły 7,8 mln euro, litewskie w Chinach – 39,9 mln euro. Obroty handlowe między Litwą a Chinami były na poziomie 1,5 mld euro. Pod względem litewskiego eksportu Chiny znajdują się na 22. miejscu wśród krajów świata i obrót ten wynosił 0,3 mld euro. Import natomiast wyniósł 1,2 mld euro i pod tym względem Chiny znalazły się na miejscu 7.
Relacje poszczególnych krajów z Chinami nie wzmacniają Unii Europejskiej – twierdzi Gabrielius Landsbergis, szef MSZ.
W tym roku te liczby są jeszcze mniejsze, ponieważ zarówno eksport, jak i import zmalał na skutek obostrzeń fitosanitarnych stosowanych w Chinach. Oficjalnie z problemami zetknęło się ok. 20 litewskich spółek. Rząd zapewnił, że firmy dotknięte chińskimi sankcjami otrzymają wsparcie. Nawet jeśli zanikną wszelkie relacje gospodarcze między Litwą i Chinami, to straty litewskiego budżetu będą na poziomie 0,2 proc. PKB.
Krytyka opozycji
Polityka rządu na odcinku chińskim spotkała się z krytyką opozycji. – To, co wyprawiają konserwatyści przy wsparciu liberałów, trudno nazwać dyplomacją. To raczej antydyplomacja, która staje się obiektem pomówień międzynarodowych. Możemy tylko ubolewać, że ster dyplomatyczny Litwy znalazł się w tak niedyplomatycznych rękach – oświadczył w ubiegłym tygodniu przedstawiciel socjaldemokratów Gintautas Paluckas.
Jego zdaniem otwarcie placówki dyplomatycznej Tajwanu w naszym kraju jest czymś bezsensownym.
– To był kaprys, którego skutki będziemy odczuwali bardzo długo. Chociaż podaje się to jako czyn bohaterski, ale tak naprawdę to był policzek wymierzony unijnej dyplomacji – twierdził polityk.
Konserwatyści zarzuty socjaldemokratów odrzucają.
– Mogę tylko powtórzyć, że moim zdaniem w tym miejscu socjaldemokratom zabrakło zrozumienia i rozeznania w polityce zagranicznej. Być może dlatego nikt z nich nie uczestniczy w pracach sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych – odpowiedział europoseł Andrius Kubilius.
Czytaj więcej: Litewscy europosłowie piszą do KE ws. bezpieczeństwa chińskich telefonów
Otwarcie na Azję Południowo-Wschodnią?
Wsparcie Litwa otrzymała także ze strony Stanów Zjednoczonych. I chyba to był podstawowy adresat litewskich działań względem Pekinu. Litewską elitę mocno zaniepokoiły sygnały płynące od dłuższego czasu z USA, że chce przekierować swoją politykę z Europy na region Oceanii i Azji Południowo-Wschodniej.
Od dłuższego czasu są analizowane wszelkie wypowiedzi polityków oraz analityków z USA, tych powiązanych z administracją Trumpa, jak i Bidena, na temat nowego podejścia w sprawach światowego bezpieczeństwa. Układ AUKUS jeszcze bardziej spotęgował niepokój na Litwie. Dlatego też szybko otwarto ambasadę w Australii i zapowiedziano, że Litwa zwiększy zainteresowanie tamtejszymi rynkami.
Ekonomiści mają jednak wątpliwości, czy przeorientowanie się na rynki Japonii, Korei Południowej lub Tajwanu przyczyni się do wzmocnienia litewskich spółek i litewskiej gospodarki.
– Tamte rynki znajdują się bardzo daleko i mają zapotrzebowanie na bardzo specyficzną produkcję. Być może trochę lepiej wygląda sprawa z inwestycjami.
Jeśli faktycznie uda się zwrócić uwagę Tajwanu i to państwo u nas zainwestuje, np. w zakład chipów, to oczywiście te relacje opłacą się z nawiązką. Natomiast w przypadku eksportu to tamten region jest zbyt daleki od Litwy. On już teraz nie jest mocno opłacalny, ponieważ koszty z każdym rokiem rosną – wyjaśnia Žygimantas Mauricas.
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 44(127) 30/10/2021