Na Litwie nadal jest prowadzony bojkot produktów z Rosji i Białorusi. Sklepy wycofują ze sprzedaży ich towary, które gromadzą się w magazynach dostawców, a z którymi nie zawsze wiadomo, co zrobić.

| Fot. Marian Paluszkiewicz
Po tym, jak największe sieci handlowe ogłosiły o swojej jednostronnej decyzji o powszechnym usuwaniu bojkotowanych produktów, ich dostawcy znaleźli się w swoistym ślepym zaułku i krytycznej sytuacji.
Straty na własny rachunek?
Dostawcy liczą straty, ponieważ nie mają możliwości zwrotu towarów już wcześniej opłaconych.
Gdzie więc mają magazynować wycofany towar i kto za to zapłaci? Jak twierdzą, przecież w ten sposób jest karany nie tylko reżim Putina, ale i litewski biznes.
Czytaj więcej: Kupuj towary ukraińskie, bojkotuj produkcję agresorów!
Wyprzedaż towarów wsparciem Ukrainie
Znawcy rynku proponują wyjście — wyprzedaż resztek towarów. Andrius Baranauskas, szef Winning Media Group, zaznacza, że wiele spółek litewskich obecnie ma w magazynach dosłownie góry palet towarów rosyjskich czy białoruskich, których wartość sięga kilkunastu milionów euro. „Ale tu problem jest dwojakiego rodzaju — albo tych towarów nikt nie chce kupować, albo nie ma chęci ich sprzedaży. Tymczasem zainwestowane pieniądze są zamrożone, towar bezużytecznie leży, a podatki i wypłaty przecież trzeba płacić. Do tego dochodzi aspekt reputacji — dlaczego w twoich magazynach np. są pręty zbrojeniowe czy kafelki z Białorusi?” — mówi Andrius Baranauskas i proponuje patriotyczne rozwiązanie — wesprzeć Ukrainę środkami z wyprzedanej produkcji agresorów.
„Force majeure”
Sigitas Besagirskas, prezydent Stowarzyszenia Wileńskiego Przemysłu i Przedsiębiorczości (SWPP), jest zdania, że powstała sytuacja jest rodzaju „force majeure”, czyli zdarzeniem nie do uniknięcia i nie do opanowania.
„Nie wszyscy grają fair play. Sieci handlowe wykorzystują swoją dominującą pozycję do samoreklamy. Zamiast triumfalnie obwieszczać o bojkocie, mogłyby poinformować o obecnie ciężkich czasach i wyprzedaży po obniżonych cenach bojkotowanych towarów. Wówczas byłyby zminimalizowane straty z tym związane” — zaznaczył Besagirskas, jednocześnie przypominając, że obecna sytuacja wielu drobnych dostawców sieci może doprowadzić do bankructwa ich spółek.
„W ten sposób krajowe sieci handlowe i konsumenci karzą nie rosyjskich czy białoruskich producentów, a litewski biznes, który poprzez logistykę towarów, ich przechowywanie w magazynach i wymuszoną realizację, ponosi ogromne straty, stając się przysłowiowym kozłem ofiarnym” — twierdzi Tomas Mikučionis, szef spółki Kosmolat Baltic, działającej w trzech państwach bałtyckich.
Czytaj więcej: Produkty rolne docierają do konsumentów bez pośredników
Liczy się cena…
Zapytany, czy w przypadku prolongowania terminu wyprzedaży bojkotowanych produktów, nie nastąpi reakcja odrzucenia ze strony konsumentów, odpowiedział: „Nie zauważyłem jakichś radykalnych oznak wrogości klientów w tym temacie. Ale faktem jest, że dla części społeczeństwa liczy się przede wszystkim cenowa dostępność towaru”.
Szef Kosmolat Baltic zaznaczył, że oprócz współpracy z dużymi sieciami handlowymi, handlują w tzw. niezależnej branży — z małymi spółkami prywatnymi, sprzedawcami na targowiskach i nie zauważył bardzo negatywnych nastrojów klientów. „Nastąpiła nawet reakcja odwrotna. Konsumenci, poinformowani o zawieszeniu handlu rosyjskimi i białoruskim produktami, ustawiali się do długich kolejek, byleby taniej kupić” — powiedział Tomas Mikučionis. Wskazał też na brak solidarności wewnątrzbranżowej i problemie z wymianą towarów. „Konkretny towar można usunąć ze sklepowych półek w ciągu jednej nocy, ale aby zareklamować nowy, trzeba i czasu, i pieniędzy. Sieci handlowe bardzo nieufnie podchodzą do nowości, ponieważ boją się utraty zysku”.

| Fot. Marian Paluszkiewicz
Benzyna dla Ukrainy w rosyjskich kanistrach
Andrius Baranauskas, wraz z partnerami ze spółki Deals on wheels, zorganizował dostawę ponad 1 000 litrów paliwa na Ukrainę. „Trzeba było w czymś to wysłać. W minioną sobotę, razem z kolegami w całym Wilnie szukałem metalowych kanistrów. Ale nasi ludzie to wykupili, jak i agregaty prądotwórcze”. W końcu w jednej z wileńskich firm znaleźli 50-litrowe plastikowe pojemniki. Ale jej kierownik uprzedził, że są to ostatnie z Rosji i więcej ich nie będzie sprowadzał. „Wyszło paradoksalnie — benzyna dla Ukrainy w beczułkach agresora. Ale z drugiej strony — swoista rekompensata za to nieszczęście” — filozoficznie podsumował Andrius Baranauskas, szef Winning Media Group.
Reakcja wiceministra
Vytautas Šilinskas, wiceminister ochrony socjalnej i pracy, jest zdania, że wyprzedaż bojkotowanych towarów po niższej niż własna nie rozwiązałaby problemu nadużyć tego rodzaju. „W tej sytuacji przedsiębiorcy na pewno nie będą zamawiać kolejnych partii towarów z Rosji czy Białorusi”. Jego zdaniem innym rozwiązaniem byłaby odsprzedaż tej produkcji po kosztach własnych posowieckim krajom, znajdującym się we Wspólnocie Niepodległych Państw, a część uzyskanych środków ofiarować Ukrainie.
Vičiūnai mera Kowna wreszcie wychodzi…
Visvaldas Matijošaitis, mer Kowna, który wraz z rodziną zarządza tym gigantem, nie wytrzymał społecznego nacisku. Vičiūnai Group, jedna z największych spółek spożywczych na Litwie, wreszcie ogłosiła o zawieszeniu swej działalności w Rosji. W poniedziałek poinformowała, że zawiesza działalność w Rosji, która kontynuuje inwazję na Ukrainę.
„W zeszłym tygodniu liderzy spółki Vičiūnai Group zatwierdzili plany skupiania działalności i produkcji w Europie oraz zawieszenie działalności w Rosji” — powiedział w swoim komunikacie Šarūnas Matijošaitis, dyrektor generalny firmy, a prywatnie syn mera Kowna. „Od pierwszych dni podjęliśmy niezbędne kroki, aby zawiesić działalność naszych firm w Rosji. Procesy te wymagają czasu i intensywnej pracy oraz odpowiedzialności wobec europejskich i amerykańskich partnerów, dostawców i naszych pracowników” — dodał.
Część produkcji Vičiūnai Group jest produkowana w obwodzie kaliningradzkim i sprzedawana w Rosji oraz na innych rynkach państw wschodnich.
Produkty także na Krym…
Wcześniej media informowały, że produkty Vičiūnai Group sprzedawane są również na anektowanym Krymie. Następnie firma stwierdziła, że nie może kontrolować handlarzy, którzy byli za to odpowiedzialni.
Vičiūnai Group posiada również spółkę na Ukrainie, z oddziałami w Kijowie, Charkowie, Dniepropietrowsku, Odessie i Iwano-Frankiwsku. Spółka twierdzi, że dostarcza produkty na ponad 60 światowych rynków.
Przypominamy o kodach kreskowych
Przypominamy, na co należy zwrócić uwagę, robiąc zakupy. Najważniejsze to sprawdzić kod kreskowy (bar code), który umieszczony jest na każdym opakowaniu i sprawdzić informację o pochodzeniu produktu. Jeśli na początku kodu jest oznaczenie 482, to będzie wskazywać na ukraińskie pochodzenie produktu. Z kolei kody od 460 do 469 oznaczają, że towar został wyprodukowany w Rosji. Białoruskie towary mają kod cyfrowy 481.
Czytaj więcej: Konsumencie, znaj swoje prawa!