O pomocy mieszkańcom Ukrainy oraz o roli, jaką odrywają w niej kontakty z miejscowymi Polakami, opowiada Jacek Świs, prezes Stowarzyszenia Traugutt.org.
Ilona Lewandowska: Od dawna jesteście znani na Wileńszczyźnie jako organizatorzy akcji „Nie jest kolorowo”, przyjeżdżacie również na święta w ramach akcji „Paczka dla bohatera”. Teraz pomagacie przede wszystkim Ukrainie. Czy byliście tam obecni również przed wojną, czy to nowy obszar waszej działalności?
Jacek Świs: Działaliśmy od początku na terenie trzech państw, czyli Litwy, Ukrainy i Białorusi. Nie ukrywamy, że przez ostatnie lata Wileńszczyzna była nam najbliższa, tak z racji geograficznej, jak również z racji więzi historycznych pomiędzy Wilnem a Gdańskiem. Teraz zaangażowaliśmy się szczególnie na Ukrainie i bardzo ułatwiają nam to kontakty, które nawiązaliśmy w poprzednich latach. Już drugiego dnia wojny zaczęliśmy zbiórkę i chcieliśmy wykorzystać nasze 10-letnie doświadczenie. Szybko zorientowaliśmy się w potrzebach i okazało się, że najbardziej konieczne są środki pierwszej pomocy, leki, środki opatrunkowe, po prostu to, co ratuje życie. Rozpoczęliśmy zbiórkę w Pruszczu Gdańskim i skupiliśmy się na środkach medycznych.
Jak udaje wam się dotrzeć do potrzebujących?
Teraz w Polsce niemal w każdym miejscu prowadzone są jakieś zbiórki, ludzie są bardzo poruszeni tragedią Ukrainy i szukają sposobów na przekazanie pomocy. Staramy się działać tak, by po prostu nie marnować energii i zebranych środków. Po prostu zbieramy zamówienia na miejscu, na Ukrainie. Bardzo pomagają w tym kontakty z Polakami na Ukrainie, którzy są niezastąpionymi pośrednikami w przekazywaniu pomocy do ukraińskich placówek. Cała ta sytuacja trochę przeorganizowała nasze stowarzyszenie. Do tej pory byliśmy ukierunkowani tylko na pomoc Polakom. Wojna wszystko zmieniła, teraz na pierwszym planie jest po prostu potrzebujący człowiek i często miejscowi Polacy pomagają nam pomagać Ukraińcom. Kiedy patrzę na tę ogromną falę pomocy, jaką Polacy okazują Ukrainie, mam wrażenie, że dokonuje się jakiś przełom w naszej wzajemnej historii. Ta tragedia po prostu bardzo nas zbliżyła.
Czytaj więcej: Rusza akcja „Wileńszczyzna — Ukrainie!”
Komu już pomogliście? Co było potrzebne najbardziej?
Udało nam się zorganizować do tej pory kilka transportów. Pierwszy trafił do Łucka, a drugi bezpośrednio do Lwowa. Były to celowe transporty, dla konkretnych osób i ośrodków, często specjalistyczne leki, które nie jest łatwo zdobyć. We Lwowie była bardzo trudna sytuacja 20 dzieci chorych na cukrzycę. Znajoma z Centrum Polskiej Kultury Odra-Niemen-Dniestr, z którym wcześniej mieliśmy kontakty, alarmowała, że brakuje im insuliny, która jest konieczna dla tych dzieciaków do życia. Udało nam się zorganizować transport, zajęło nam to kilka dni, bo insulina wymaga szczególnych warunków transportu, ale udało się sprawnie przeprowadzić akcję i transport dotarł na miejsce. Odpowiadamy na różne potrzeby. W ostatnich dniach pomogliśmy seniorom ze Stryja, z uniwersytetu trzeciego wieku. Kiedyś jeździliśmy tam z paczkami, a teraz okazuje się, że dla tych starszych ludzi wielką potrzebą są leki uspakajające i przeciwbólowe. Otrzymaliśmy również prośby z Drohobycza, gdzie w pomieszczeniach użytkowanych przez Polską Sobotnią Szkołę im. Św. Królowej Jadwigi przy Zjednoczeniu Nauczycieli Polskich na Ukrainie zorganizowano schronisko dla ewakuowanych 150 osób — dzieci i matek z obwodów na wschodzie Ukrainy. Dostarczyliśmy tam najpotrzebniejsze produkty, żywność długoterminową, sprzęt AGD, lekarstwa i środki higieny.
Czytaj więcej: „Pomoc Polakom we Lwowie” — akcja Związku Polaków na Litwie
Jedną z większych trudności w pomaganiu osobom, które pozostały na Ukrainie, jest dotarcie z transportami na miejsce. Czy łatwo było wam znaleźć ludzi, którzy zdecydują się na wyjazdy na Ukrainę?
Nie mieliśmy z tym żadnego problemu. Tu również wykorzystaliśmy nasze kontakty z 10 lat działalności, znajome firmy, współpracowników z harcerstwa. Ludzi, którzy są w stanie rzucić wszystko, by jechać z transportem na Ukrainę, naprawdę w Polsce nie brakuje, choć oczywiście wiąże się to z ryzykiem. Staramy się wybierać sprawdzone kontakty, bo dzięki temu pomoc trafia z rąk do rąk. Nie ma przeładowywania na granicy, czekania, a to bardzo usprawnia proces.
W Polsce w pomoc Ukrainie bardzo angażują się władze samorządowe. Czy wasze stowarzyszenie również współpracuje z samorządem, czy też działacie zupełnie niezależnie?
Działamy w ścisłej współpracy z władzami powiatu gdańskiego. Już na początku wojny okazało się, że również samorząd potrzebuje nas, bo władze powiatowe, z racji istniejących regulacji prawnych, nie mogły same prowadzić zbiórki charytatywnej. Otworzyliśmy wiec specjalne subkonto i zbieramy środki razem z okolicznymi gminami. Po prostu, nie pozwalamy, by regulacje prawne uniemożliwiały szybkie niesienie pomocy.
Czytaj więcej: Polski Teatr „Studio” wesprze Ukraiński Teatr Dramatyczny im. Marii Zańkowieckiej