Rozmowa z kustosz Muzeum Anny Krepsztul w Taboryszkach Aliną Mołoczko z okazji 90. rocznicy urodzin malarki.
Marzena Mołoczko: Przyjmuje Pani dużo wycieczek z różnych państw. Dlaczego ludzie z dużych miast przyjeżdżają do małej wsi Taboryszki, aby dowiedzieć się więcej o życiu malarki? Czym Anna Krepsztul przyciąga ludzi?
Alina Mołoczko: Anna Krepsztul w swoich obrazach potrafiła wyrazić miłość do Boga, do bliźniego, do przyrody, nawet akceptację swojej choroby i swoich trudności życiowych. Ludzi przyciąga nie tylko twórczość Anny, ale też jej własna postawa życiowa, ciężki los. Ludzie zachwycają się obrazami i siłą ducha Anny i będąc na Litwie, przyjeżdżają do nas, do Taboryszek. Wzruszają się, uważnie się przyglądają obrazom, znajdują coś ważnego dla siebie, lepiej rozumieją swoje życie. Wszystkich dziwi to, że Anna była samoukiem. „Malować, jak czujesz” — to było jej najważniejszą zasadą. Przyjeżdżały do Anny całe zespoły, które koncertowały dla niej. Koncerty trwały godzinę i więcej, wszyscy byli zadowoleni po takich spotkaniach.
Jakie obrazy artystka najbardziej lubiła malować?
Najbardziej lubiła malować pejzaże, gdyż tęskniła za nimi. Jedyny widok na przyrodę, jaki miała, to był widok z ganku na ogród, dróżkę. Chciała wybiec na łąkę, by zobaczyć zachód słońca odbijającego się w rzece i zimowe dróżki.
Jakich przestrzegała reguł przy rysowaniu obrazów?
Pani Anna opowiadała mi, że przy narysowaniu portretu jest ważne, by trochę upiększyć człowieka, w tym wypadku obraz bardziej się spodoba. Jeśli się namaluje identycznie, jak jest na fotografii albo w życiu, ludzie stwierdzą, że nie są do siebie podobni (uśmiech).
Jaką Pani pamięta malarkę za życia?
Kiedy pierwszy raz przyjechałam w gościnę, Anna Krepsztul przyjęła mnie bardzo życzliwie, z wielką miłością. I od razu zechciała namalować mój portret. Posadziła mnie przy sztalugach i zaczęła robić szkice. Poprosiła, abym przyniosła zdjęcie. Za tydzień miałam portret, który powiesiłam w pokoju, gdzie wisi dotychczas. Anna dorysowała mi piękne kolczyki i korale. Wydało mi się, że wyglądam na portrecie lepiej niż w życiu. Anna i moja teściowa, czyli siostra Anny, Danuta Mołoczko, przyjęły mnie szczerze, jak własne dziecko, i zastąpiły mamę, której nie miałam od trzeciego roku życia. Przyjęły z miłością i radością, zgadzając się z wyborem syna i siostrzeńca.
Czytaj więcej: Na Wileńszczyźnie wspominano Annę Krepsztul
Anna Krepsztul narysowała ponad 3 500 obrazów. Który obraz zapamiętała Pani najbardziej?
Dużo jest pięknych obrazów, teraz najbardziej podobają mi się obrazy z kwiatami. Gdy pierwszy raz przyjechałam w gościnę do Anny, najbardziej przypadł mi do serca pejzaż zimowy. Przedstawia on domek w zimowym lesie, co przypomina mi dzieciństwo, ciepło zimowych wieczorów spędzonych z rodziną. Powiedziałam o swoich myślach przyszłemu mężowi, który przekazał mój zachwyt tym obrazem malarce.
Jaka była szczególna cecha charakteru malarki?
Anna bardzo kochała ludzi i każdego gościa traktowała jak kogoś niezwykłego, szczególnego. Gdy człowiek przyjeżdżał bez zapowiedzi, Anna przyjmowała go z czułością, wysłuchując jego zwierzeń. Każdy czuł się dowartościowany. Anna żyła nie dla siebie, a dla innych. Ozdobić suknię siostrze, przygotować coś smacznego matcе. Pewien mężczyzna był zaskoczony gościnnością Anny. Mówił, że gdy jechał na wycieczkę do domu Anny w Taboryszkach, a to droga była ciężka, pogoda szara, w głowie krążyły myśli, co będzie mówił inwalidce, jak będzie ją pocieszał. Całkowicie zmienił zdanie, gdy wszedł do domu Anny i zauważył idealną czystość, ciepło, więc stało się odwrotnie, to właśnie malarka pocieszała go i obdarzyła dobrą energią, chęcią do życia.
Każda kobieta marzy o miłości i założeniu rodziny. Czy Pani Anna cierpiała z powodu braku własnej rodziny?
Każda kobieta przeżywa okres wiosny w życiu, to jest jej młodość. Anna była zakochana, ją też kochali młodzi ludzie. Jeden z nich był nauczycielem w Taboryszkach, a w tym czasie ojciec malarki był dyrektorem, drugi zaś młodzieniec był dobrym przyjacielem jej brata, Henryka Krepsztula. Anna otrzymała propozycję małżeństwa, ale ojciec nie zgodził się na to, gdyż wiedział, że choroba będzie postępować, przeczuwał, że malarkę będzie czekać w przyszłości wózek inwalidzki. Anna wiedziała, że choroba jest dziedziczna, posłuchała słów ojca i odmówiła chłopakowi. Wiadomo, że marzyła o własnej rodzinie, a tyle miała miłości w sobie, którą mogła przekazać własnym dzieciom, mężowi…
Przy stałych, silnych bólach trudno być pozytywną osobą i nie wpaść w rozpacz. W czym Pani Anna odnalazła siłę do życia?
Anna była w rozpaczy, gdy dowiedziała się, że nie będzie mogła chodzić. Nawet chciała popełnić samobójstwo. Wiem, że zatrzymała ją doktor, chwyciła za rękę i zawstydziła, mówiąc o tym, że jej siostra trzy dni nie śpi w szpitalu, opiekuje się nią, co więc będzie, gdy dowie się, że Anna chce targnąć się na swe życie. Anna przeprosiła panią doktor i Boga za swoją słabość. Głównym źródłem siły było malowanie, Bóg i wspierająca rodzina. Najbardziej martwiła się tym, że nie będzie mogła malować, gdyż zawsze malowała na stojąco. Ze względu na to, że wózek inwalidzki był wydłużony, musiała malować bokiem, przyjmować niewygodne pozycje. Gdy nauczyła się malować w taki sposób, zrozumiała, że będzie żyła. Pierwszym obrazem namalowanym w wózku inwalidzkim była „Dziewczynka z sasankami”.
Jaki wpływ na Panią Annę miała rodzina? Który członek rodziny najbardziej motywował ją do twórczości?
Najbardziej motywował Annę do twórczości jej ojciec, który sam uwielbiał sztukę, pięknie rzeźbił. Uczył malarkę tego, co sam umiał, kupował podręczniki, kredki. Ojciec wiedział, że jest to utalentowane dziecko i najważniejsze, by pomóc jej rozwinąć swe możliwości. Na początku Anna zarabiała szyciem, malowanie zaś było zajęciem w wolnym czasie. To jej brat od początku wiedział, że musi malować, ponieważ swoimi obrazami może więcej dać ludziom. Po pierwszej wystawie, gdy Anna miała 16 lat (wystawa dla malarzy amatorów), przyjeżdżali do domu w Taboryszkach różni specjaliści, ludzie znający się na sztuce. Każdy widział sztukę pod innym kątem i Anna wysłuchiwała zupełnie różnych opinii, przez to nieco była zagubiona i nie wiedziała, jak dalej się tym zajmować. Na jakiś czas malarka zarzuciła malowanie, ojciec pomógł jej, mówiąc, że trzeba mieć swoją własną opinię, swój własny pogląd na sztukę i malować, jak się czuje i chce. Malarz nawet w szarej pogodzie musi widzieć piękno.
Czytaj więcej: Rok 2012 — rokiem pamięci Anny Krepsztul
Annę nazywają „Nadworną Malarką Ostrobramskiej”, ten napis wykuto na pomniku. Dlaczego Anna najbardziej lubiła malować właśnie Matkę Boską Ostrobramską?
Gdy jej młodsza siostra, Danuta, w wieku 10 lat zachorowała na zapalenie płuc (a w tamtych czasach to była choroba nieuleczalna), Anna, będąc już z butem protezowym, pojechała do Ostrej Bramy, aby modlić się za uzdrowienie siostry. Klęcząc, szczerze modliła się przy obrazie Matki Boskiej Ostrobramskiej. Anna przeżyła osobisty cud, gdy na sekundę Matka Boska podjęła powieki i spojrzała na nią. Malarka to zrozumiała jako znak, że została usłyszana. Poczuła, jakby prąd przeszedł przez jej ciało. Po trzech miesiącach Danuta zdrowa wróciła do domu. Anna była bardzo wdzięczna Matce Boskiej za uzdrowienie i przez całe życie malowała Matkę Boską Ostrobramską — powstało około 300 takich obrazów. Darowała je w prezencie z okazji ślubu, sąsiadom, krewnym, rodzinie. Przy łóżku Anny wisiał obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej, do którego tęskniła, będąc w szpitalach w ciągu wielu miesięcy.
Była kierowniczka muzeum, Danuta Mołoczko, rodzona siostra Anny, zmarła 12 czerwca 2021. Jak Pani odnalazła siebie w roli kustosza Muzeum A. Krepsztul?
Z jednej strony, z łatwością, gdyż już pracowałam w muzeum od siedmiu lat. Wszystko tu znam, wiem, gdzie się znajduje każdy materiał. A z drugiej strony, bardzo ciężko, gdyż wiem, że to wielka odpowiedzialność i wielki zaszczyt. Chcę, aby muzeum się rozwijało, aby jak najwięcej ludzi dowiedziało się o Annie, nie tylko jako o słynnej malarce, ale i o człowieku wielkiego serca. Chcę, aby ślad po niej nie zaginął, aby muzeum się rozwijało. Była kierowniczka, pani Danuta Mołoczko, dużo wniosła do tego muzeum, pracowała nad książkami, nad wystawami, przyjmowała wycieczki. Pragnę, aby te wszystkie starania nie poszły na marne, aby muzeum żyło i cieszyło ludzi jak najdłużej.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Marzena Mołoczko,
studentka filologii polskiej na Uniwersytecie Wileńskim