— Zebraliśmy w ramach akcji naprawdę sporo pieniędzy, ponad 13 tys. euro. Największa część została przekazana na środki medyczne, a później staraliśmy się realizować inne potrzeby. Okazało się, że jednym z największych problemów mieszkańców Ukrainy jest obecnie brak prądu. Postanowiliśmy więc, że kupimy generatory prądu. Wystarczyło nam aż na 12, naprawdę dobrych, które dzięki pomocy wielu ludzi już dotarły do potrzebujących — mówi dla „Kuriera Wileńskiego” Artur Ludkowski, dyrektor Domu Kultury Polskiej w Wilnie, a więc instytucji, która od początku koordynuje akcję „Wileńszczyzna — Ukrainie”.
Czytaj więcej: „Wileńszczyzna — Ukrainie” — akcja trwa tak długo, jak długo potrzebna będzie pomoc
Jednym z największych problemów jest brak prądu
W zakupie sprzętu bezpośrednio od producenta pomogła Alena Zieniewicz z Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie”, która zajmuje się tam pomocą charytatywną dla Ukrainy.
— Generator to rzeczywiście jeden z najbardziej potrzebnych sprzętów na terenach objętych wojną. Wcześniej już je zamawialiśmy, udało nam się znaleźć bardzo dobry sprzęt w dobrych cenach. Teraz również producent miał dla nas odpowiednią propozycję — komentuje Zieniewicz.
Oczywiście najtrudniejszą częścią tego rodzaju charytatywnych akcji jest dotarcie z pomocą bezpośrednio na miejsce. Generatory zakupione za pieniądze z Wileńszczyzny trafiły na tereny objęte walkami dzięki pomocy Stanisława Łopuszyńskiego, pianisty i klawesynisty, który od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę przejechał już prawie 50 tys. km w konwojach humanitarnych, przewożąc tony pomocy, a także wywożąc ludzi z Ukrainy, również z terenów leżących na froncie i pod ostrzałem…
— Trwająca prawie tydzień ostatnia eskapada była trasą długą i wymagającą, ale jak zwykle satysfakcja wynagrodziła wszelkie trudy! Pierwszy raz pomagałem tak dużej liczbie organizacji i ludzi, bo trafiłem aż do siedmiu różnych miejsc. Oprócz generatorów wiozłem także musy owocowe, napoje energetyczne i jedzenie dla dzieci zebrane przez zaprzyjaźnionych ludzi i organizacje — opowiada wolontariusz.
Czytaj więcej: Klawesynista, który został kierowcą
Pomoc dotarła na tereny ostrzeliwane przez Rosjan
Łopuszyński zawiózł część agregatów do Odessy, skąd trafiły one do żołnierzy Korpusu Piechoty Morskiej i Artylerii Morskiej. Pozostałe dostarczył do Mikołajewa — miasta leżącego na froncie czarnomorskim, które niemal nieustannie jest ostrzeliwane. Tam agregat otrzymał m.in. Mikołajewski Szpital Onkologiczny.
— Właściwie przez przypadek trafiłem do tego miejsca. Żona kolegi, z którym jechałem, dowiedziała się, że są w wielkiej potrzebie, że niedawno prąd odłączono, gdy prowadzone były dwie operacje. Bardzo się ucieszyli, gdy okazało się, że możemy ich wesprzeć — wyjaśnia Łopuszyński. Agregat trafił tam również do polskiej parafii pw. św. Józefa, ponieważ tam również często brakuje prądu, a pomoc potrzebującym, w tym uciekinierom, świadczona jest od dawna.
Agregaty dotarły również do Białogrodu nad Dniestrem (czyli słynnego Akermanu) do okręgowego sztabu World Central Kitchen oraz miejsca, które bardzo obrazowo ukazuje okrucieństwo najeźdźców — Serhijiwki.
— Jeszcze niedawno był to kurort czarnomorski. 10 dni wcześniej został brutalnie zbombardowany. Zniszczone jest w zasadzie wszystko, bloki mieszkalne, pensjonat. Mnóstwo zabitych i rannych, ponad 80 rodzin straciło swój dom. Z agregatem trafiła też muzyka, bo okazało się, że w ośrodku, do którego dotarliśmy (tam czasowo schronienie znalazły osoby, które przeżyły atak rakietowy), jedna z osób obchodziła swoje urodziny. Znalazł się również fortepian — opowiada Łopuszyński.
Czytaj więcej: Wileńszczyzna — Ukrainie: jak nasza pomoc trafia do potrzebujących
Teraz jest trudno, ale zimą będzie gorzej
Agregaty trafiły również do niedawno ostrzelanej Winnicy. Z Warszawy odebrała je s. Irena Maszczycka, która prowadzi katolickie przedszkole działające przy Chrześcijańskim Centrum Wychowawczym św. Jana Pawła II w Winnicy.
— Brak prądu to obecnie problem całej Ukrainy, nie tylko terenów znajdujących się blisko frontu. Czasami elektryczności nie ma całymi dniami, więc taki generator bywa naprawdę potrzebny. To bardzo duża pomoc i bardzo za to dziękuję. Bez prądu nie jesteśmy w stanie ugotować obiadu dla dzieci, na pewno trudniej jest je także sprowadzić do schronu w czasie alarmu. Teraz jest jednak jeszcze znośnie, ale na pewno dużo trudniej będzie zimą — opowiada siostra zakonna.
Akcja „Wileńszczyzna — Ukrainie” nadal trwa, więc jeśli znajdą się chętni — można wspierać ją, wpłacając pieniądze na konto lub kontaktując się z Domem Kultury Polskiej w Wilnie. Można również wesprzeć działania Stanisława Łopuszyńskiego.
— Pierwsze wyjazdy organizowałem z własnych środków. Pomiędzy podróżowaniem na Ukrainę grałem koncerty i na początku wystarczało. To nie jest jednak tanie, ten ostatni wyjazd z konwojem humanitarnym to 3,5 tys. km. Kosztuje oczywiście paliwo, w Ukrainie zacznie droższe niż w Polsce czy na Litwie, ale także obsługa samochodu. Niestety, na ukraińskich drogach, zwłaszcza w miejscach blisko linii frontu, łatwo wjechać tam, gdzie nie trzeba. Ostatnio częściowo urwał mi się tłumik, niemal za każdym razem coś się dzieje. Po prostu, jeśli ktoś chciałby wesprzeć moje wyjazdy finansowo, to zapraszam do zbiórki — zachęca wolontariusz.
Akcja „Wileńszczyzna — Ukrainie”
Środki finansowe można przekazywać na konto:
LT897044090102949299
Fundacja Dobroczynności i Pomocy „Dom Kultury Polskiej w Wilnie”,
AB „SEB” bank — SWIFT: CBVILT2X
Z dopiskiem „Wileńszczyzna — Ukrainie”.
Wolontariat Stanisława Łopuszyńskiego można wesprzeć, biorąc udział w zrzutce:
https://zrzutka.pl/954fu7