Opozycja w ubiegłym tygodniu przygotowała projekt, który przywiduje powołanie tymczasowej komisji sejmowej. Celem komisji jest zbadanie działalności minister spraw wewnętrznych, Agnė Bilotaitė. W projekcie mówi się o pięciu pytaniach. Podstawowym celem posłów opozycyjnych jest jednak zbadanie, czy w czasie zamieszek pod Sejmem 10 września 2021 r. resort spraw wewnętrznych miał jakikolwiek plan przeciwdziałania.
Chociaż oficjalnie tego się nie mówi, to większość ekspertów jest zgodna, że celem komisji jest odwołanie minister ze stanowiska.
— Wydaje mi się, że odwołania minister Agnė Bilotaitė nie będzie. Podobnie, jak nie zostaną odwołani inni ministrowie. Trzy partie tworzące koalicję rządzącą są skazane na współpracę i w pewnym sensie na dalsze istnienie — komentuje w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” publicysta i historyk Andrzej Pukszto z Uniwersytetu Witolda Wielkiego.
Czytaj więcej: MSW: jest kompromis w sprawie poligonu w Rudnikach
Nikt nie chce przedwczesnych wyborów
Politolog sądzi, że zmiana jednego ministra mogłaby spowodować upadek całego rządu. To oznaczałoby przedterminowe wybory sejmowe.
— Obecna opozycja nie jest w stanie powołać nowego rządu. Nie jest możliwa też sytuacja, aby jedna z partii rządzących wyszła z teraźniejszej koalicji i dołączyła do nowej koalicji rządzącej. Dlatego najbardziej realny scenariusz polega na tym, że obecny rząd, chociaż mocno poobijany i krytykowany, będzie dalej funkcjonować — zaznacza Pukszto.
Rozmówca nie wierzy też w zamianę jednego ministra. Takie posunięcie spowodowałoby, że opozycja zaczęłaby żądać dymisji kolejnych ministrów. To znów doprowadziłby do tego, że obecny rząd mógłby upaść.
— Wydaje mi się, że na taki krok ani premier, ani liderzy trzech partii tworzących koalicję się nie zdobędą. Opozycja przedwczesnych wyborów też raczej nie chce. Pomimo że obecna większość jest minimalna, to będzie nadal trwała — dzieli się prognozami.
Grożenie paluszkiem
Politolog nie wyklucza, że Sejm RL może powołać komisję — nie będzie miała ona jednak większego wpływu na rzeczywistość polityczną w parlamencie.
— Byłby to ruch na zasadzie wywołania ucznia do tablicy i pogrożenia mu paluszkiem. Oczywiście, to ujemnie wpłynie na reputację rządu, która i tak jest mocno nadszarpnięta — dodaje Pukszto.
Zdaniem publicysty obecne ataki opozycji na rząd warto traktować jako część kampanii samorządowej.
— Po pierwsze, trwa kampania wyborów samorządowych. Po drugie, opozycja czuje swą siłę, którą pokazują rankingi. Notowania partii rządzących mocno idą w dół. Tym niemniej, w obecnej sytuacji nie ma możliwości przejęcia władzy przez opozycję — zaznacza politolog.
Zdaniem rozmówcy, teraźniejszy rząd może upaść tylko wtedy, jeśli Ingrida Šimonytė sama poda się do dymisji.
— To byłby taki akt desperacji, że premier kończą się siły oraz nerwy i ona sama opuszcza rząd. Wówczas faktycznie, cała konstrukcja runęłaby. To byłaby jednak absolutna ostateczność, ponieważ to byłby koniec jej kariery politycznej — tłumaczy Pukszto.
Z badań opinii publicznej, które zostały zrobione pod koniec października na zlecenie LRT, wynika, że 69 proc. mieszkańców Litwy opowiada się za reorganizacją obecnego rządu. 22 proc. ankietowanych odpowiedziało, że reorganizacja rządu jest niepotrzebna. Najniższym zaufaniem społecznym „cieszy się” minister energetyki, Dainius Kreivys — 38 proc. respondentów są niezadowoleni z jego pracy i chcieliby jego dymisji. Na drugim miejscu znalazł się minister spraw zagranicznych oraz szef konserwatystów, Gabrielius Landsbergis. Negatywną ocenę względem szefa dyplomacji ma 28 proc. badanych. Agnė Bilotaitė znalazła się na miejscu piątym.
Czytaj więcej: „Litewski wyborca chce widzieć w prezydencie Boga Ojca”. Komentarze ekspertów o rankingu polityków