To był znakomity, zupełnie niezwykły mecz, którego scenariusza nie powstydziłby się sam Alfred Hitchcock. Wielu okrzyknęło go od razu po zakończeniu najlepszym finałem mistrzostw świata w historii. Od początku inicjatywę przejęła Argentyna. Albicelestes dusili Francuzów na ich połowie, atakowali wysoko, szybko odbierali piłkę, ale nie przekładało się to na klarowne sytuacje bramkowe. W 21. minucie Angel Di Maria zakręcił jednak Ousmane Dembele, wpadł w pole karne, a goniący Francuz wytrącił go z równowagi i Szymon Marciniak, polski arbiter finału, bez wahania wskazał na jedenasty metr. Rzut karny pewnie wyegzekwował Leo Messi i było 1:0 dla Argentyny.
Czytaj więcej: Maroko wpadło w oko!
Francuzi w tym czasie w zasadzie nie istnieli, a kwadrans później przegrywali już dwoma golami. To była akcja palce lizać, najpiękniejsza w meczu. Cztery szybkie podania na jeden kontakt, po drodze jeszcze Messi kapitalnie przyjął i błyskawicznie oddał, w efekcie Alexis Mac Allister zagrał na wolne pole do Di Marii, a ten w sytuacji sam na sam pokonał Hugo Llorisa.
Nie czekając na przerwę, już w 41. minucie Didier Deschamps dokonał dwóch zmian, ściągając Dembele i Oliviera Giroud. Obraz gry się jednak nie zmienił. W drugiej połowie inicjatywa cały czas należała do podopiecznych Lionela Scaloniego, którzy w pełni kontrolowali boiskowe wydarzenia. Kwadrans przed końcem mogło się wydawać, że spokojnie dowiozą zwycięstwo do ostatniego gwizdka. I wtedy szkolny błąd popełnił Nicolas Otamendi, który, mając wygraną pozycję, dał się wyprzedzić Kolo Muaniemu, po czym sfaulował go w polu karnym. Jedenastkę pewnie wykorzystał Kylian Mbappe, a prezydent Emmanuel Macron poderwał się na trybunach z zaciśniętą pięścią, a Francuzi uwierzyli, że jeszcze nie wszystko stracone.
W szeregi zmęczonych Argentyńczyków wkradała się nerwowość i niespełna dwie minuty później był już remis. Po dośrodkowaniu Marcusa Thurama Mbappe huknął z woleja, Emiliano Martinez nie dał rady obronić, a niemal cała francuska ławka rezerwowych wparowała na boisko. W ostatnich minutach pod bramką Martineza było jeszcze gorąco, ale Argentyńczycy zdołali dotrwać do dogrywki.
W dodatkowych 30 minutach inicjatywa wróciła do Messiego i kolegów. W pierwszej części nie zdołali jednak zdobyć gola, ale na początku drugiej w końcu się udało. Strzał Lautaro Martineza Lloris zdołał jeszcze odbić, ale wobec dobitki Messiego był bezradny. Znów mogło się wydawać, że to przesądzi sprawę, ale nic z tych rzeczy. Francuzi raz jeszcze się poderwali. W 115. minucie Gonzalo Montiel zablokował w polu karnym strzał łokciem i znakomicie prowadzący zawody Marciniak podyktował trzecią w finale jedenastkę. I znów bezbłędny był Mbappe, zdobywając ósmego gola w mistrzostwach i pieczętując tytuł króla strzelców. W końcówce Trójkolorowi mieli jeszcze dwie okazje, szczególnie w ostatniej akcji, gdy Kolo Muani przegrał pojedynek sam na sam z Martinezem.
Tak doszło do karnych, w których najpierw znów bezbłędni byli Mbappe i Messi, ale potem pomylili się dwaj Francuzi: Kingsley Coman i Aurelien Tchouameni. W tej sytuacji trafienie Montiela przesądziło sprawę i po 36 latach Argentyna znów została mistrzem świata. Po raz trzeci w historii. Na swoim piątym i ostatnim mundialu Messi odziany przez emira Kataru w elegancki arabski biszt mógł wreszcie wznieść w górę Puchar Świata.
Brąz dla Chorwacji, która w meczu o trzecie miejsce pokonała 2:1 Maroko — największą rewelację katarskich mistrzostw.
Czytaj więcej: Piłkarski karnawał na pustyni
Jarosław Tomczyk