Honorata Adamowicz: Czytelnicy „Kuriera Wileńskiego” zdecydowali, że znalazła się Pani wśród dziesiątki finalistów tegorocznego plebiscytu „Polak Roku”. Co to dla Pani oznacza?
Renata Krasowska: Każde wyróżnienie motywuje do dalszej pracy. Takie uznanie jest potwierdzeniem i uzasadnieniem sensowności i prawidłowości pewnych działań i postępowań człowieka, więc jest mi miło, że czytelnicy „Kuriera Wileńskiego” zdecydowali, że znalazłam się wśród dziesiątki finalistów tegorocznego plebiscytu „Polak Roku”.
Co znaczy dla Pani bycie Polką na Litwie?
Moją Ojczyzną jest Litwa. Małą Ojczyzną — Połuknie, gdzie większość mieszkańców deklarujących polską narodowość, to rdzenni połuknianie. Uważam, że przede wszystkim każdy człowiek powinien kochać swoją małą Ojczyznę, gdzie czuje się bezpiecznie, gdzie go wspierają, szanują i kochają. W ostatnim czasie szkołę, w której uczyli się moi przodkowie, rodzice i bracia odwiedziło wielu gości z Polski, którzy mówili, że nie potrafią tak doceniać polskości jak my, Polacy z Wileńszczyzny. Dla mnie bycie Polką na Litwie, to przede wszystkim odpowiedzialność za swoje otoczenie, w którym się bywa na co dzień, za to, co się robi, za sumiennie, uczciwie i rzetelnie wykonywane sprawy na rzecz polskości. A tak naprawdę, dopóki człowiek nie zaczyna tracić swojej polskości lub nie odczuwa zagrożenia dla własnej tożsamości, nigdy się nie dowie, co znaczy być Polakiem.
Człowiek, który jest świadom swojej tożsamości i pochodzenia, będzie szanował przeszłość swoich przodków, stale i bezinteresownie udzielając się na rzecz zachowania polskości.
Czytaj więcej: Dyrektorka zagrożonej szkoły Renata Krasowska: „Nie wiemy, co przyniesie kolejny rok”
2022 rok był bardzo ciężki dla społeczności Gimnazjum im. Longina Komołowskiego w Połukniu. Radni Samorządu Rejonu Trockiego zdecydowali o degradacji polskiego gimnazjum do szkoły podstawowej. Proszę opowiedzieć, z jakimi problemami się zetknęliście, co udało się osiągnąć, a czego, niestety, nie?
W szkole w Połukniu pracuję 27 lat. Jako dyrektor — drugi rok. Nie spodziewałam się, że po powierzeniu mi stanowiska dyrektora szkoły zetknę się z tak dużymi i bolesnymi kłopotami. Zawsze wierzyłam, że otaczają mnie tylko dobrzy ludzie. Niestety otrzymałam „zimny prysznic”. Z jednej strony spotkałam się z dużym skonstruowanym zestawem — kłamstwa, arogancji, nacisku, manipulacji itd., z drugiej strony poznałam wiele wspaniałych osób, z którymi do dziś mam kontakt. Chciałabym więcej mówić o ludziach, którzy wyciągnęli pomocną dłoń, a jest ich dziesięciokrotnie więcej niźli tych, którzy chcieli zaszkodzić. Powiedzmy, że zawsze miałam zdolność nawiązywania dobrego kontaktu z innymi. Dla mnie nawiązywanie kontaktów jest czymś naturalnym. Dzięki temu mam wielu przyjaciół, do których mogę się zwrócić po pomoc. Faktem jest, że dla Polaków z Wileńszczyzny problem polskiego szkolnictwa jest bardzo bolesny. Niezależnie od różnych poglądów czy opcji partyjnych wszystkie istniejące polskie organizacje i osoby prywatne na Wileńszczyźnie okazały mniejszą bądź większą pomoc. Oznacza to, że łączy nas jeden cel — zachowanie polskości na Wileńszczyźnie. Bo jeżeli znikną szkoły, zaniknie i polskość. Powinniśmy skupić się na analizie, badaniach i przystąpić w miarę możliwości do zmian, które pozwolą pewnie funkcjonować szkołom polskim, szczególnie na prowincji. Powinna być komuś powierzona funkcja monitoringu i analizy, by w konsekwencji zaproponować szkołom pomoc. Dzisiaj jest dobra okazja, by podziękować wszystkim osobom, organizacjom pozarządowym, instytucjom, mediom polskim na Litwie i w Polsce, polskim służbom dyplomatycznym, organizacjom polonijnym — za okazane wsparcie moralne i pomoc finansową. Tak liczne świadczenie pomocy dodawało sił i wiary, pielęgnowaliśmy nadzieję, że uda się rozwiązać ten problem, że zostaną uwzględnione wszystkie sformułowane przez nas prośby, uzasadnienia, ale niestety tę walkę przegraliśmy. Czeka nas jeszcze sprawa sądowa. Wierzę, że zostanie ona rozwiązana we właściwy sposób, pozytywnie, na korzyść dobra polskiego ucznia.
Czytaj więcej: „Optymizacja” w rejonie trockim. Uczniowie zmuszeni do zerwania umów ze szkołą
Jakie są Pani obowiązki jako dyrektora szkoły? Czy może nam Pani przybliżyć swoją pracę?
Przede wszystkim — podniesienie wyników nauczania, zapewnienie bezpiecznych warunków dla uczniów, nauczycieli, pracowników szkoły, stworzenie dobrego mikroklimatu, co w istotny sposób wpływa na wzajemne stosunki i efekty pracy. Osobiście mocno angażuję się w pracę, poświęcając szkole większość swojego czasu i energii. Dyrektor jest odpowiedzialny za całą działalność.
Jakie jest Pani największe marzenie jako dyrektora szkoły?
Żeby szkoła istniała jeszcze wiele, wiele lat i miała uczniów.
Jak wspomina Pani pierwszy rok swojej pracy jako dyrektora?
W początkowym okresie mojej pracy jako dyrektora celem było skupienie się nad polepszeniem wyników nauczania oraz zaangażowanie do realizacji tego celu rodziców. Nasza szkoła jest nieduża. Uważam, że na pewno mała szkoła jest lepsza, bardziej „przezroczysta”. Pedagodzy więcej czasu mogą poświęcić każdemu uczniowi. Tutaj panuje bardziej rodzinna atmosfera, która w sposób szczególny sprzyja dzieciom z rodzin, w których są trudniejsze warunki społeczno-ekonomiczne. W pierwszych miesiącach, krok po kroku całkiem dobrze nam się udawało dążyć do zmian na lepsze, lecz reorganizacja sieci szkół w rejonie trockim wprowadziła zamieszanie. W pracy spędzałam nieograniczoną ilość czasu. Często wracałam do domu około północy. Wiele czasu trzeba było poświęcić na zachowanie i ratowanie szkoły. Trzeba było napisać wiele pism do różnych instytucji, tak w Polsce, jak i na Litwie, uzasadniających możliwość istnienia naszej szkoły. Ważne było też, by wygospodarować czas na różne spotkania, odpowiednio się przyszykować do wizyt różnych służb dyplomatycznych, a było ich bardzo wiele. Musiałam udzielić mnóstwo wywiadów w celu większego nagłośnienia tematu szkoły; rozmowy telefoniczne przeprowadzane także poza szkołą trwały czasami do późna… Prawie rok żyło się jednym tematem — szkołą. Na życie prywatne prawie nie zostawało czasu.
Czytaj więcej: Gimnazjum im. Longina Komołowskiego w Połukniu na Zgromadzeniu Postępu Edukacji w Pałacu Prezydenckim
Praca dyrektora jest bardzo odpowiedzialna, stresująca. Jak Pani odpoczywa w wolnym od pracy czasie?
Mój wolny czas zależy od pory roku. Wiosną i latem mam pszczoły, kwiaty, ogród, konserwuję, zbieram i suszę różne zioła do herbat na zimę. Natomiast jesienią i zimą lubię usiąść przy pianinie i ćwiczyć jakiś nowy utwór albo poczytać książkę. Wolnego czasu zawsze brakuje, ale z przyjemnością wykonuję różne rzeczy poza pracą, które sprawiają mi przyjemność. W Połukniu od wielu lat sprawuję obowiązki prezesa koła ZPL, jestem członkinią wspólnoty lokalnej, udzielam się społecznie w pisaniu wniosków do organizacji i instytucji na Litwie i w Polsce służących realizacji projektów ulepszających infrastrukturę naszej miejscowości, teraz przede wszystkim szkoły, jak również aktywizacji dzieci i młodzieży.
Jak Pani ocenia mijający rok ze strony zawodowej i prywatnej?
Ostatnio trzymam się motta: „Co nas nie złamie, nie zabije, to wzmocni”. Trudności, przykrości i niepowodzenia zwykle wzmacniają i uodporniają. Rok 2022 przyniósł mi wiele doświadczeń. W trudnych i kłopotliwych momentach mam komu się wygadać, wyżalić, być zrozumianą i dalej pewnie stąpać.
Jakie są plany związane ze szkołą?
Dzięki funduszom z Polski w najbliższym czasie planujemy wyposażyć laboratorium nauk przyrodniczych. Wnioskowaliśmy i otrzymaliśmy finansowanie od Kancelarii Prezesa Rady Ministrów za pośrednictwem Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” oraz Grupy Lotos S.A. za pośrednictwem Regionu Pomorza — Zachodniego NSZZ „Solidarność”. Wzbogacone będą także przestrzenie edukacyjne na korytarzach. Najbliższe zamiany uczniowie zauważą po przyjściu z ferii zimowych.
Jak zapamiętała Pani swoją szkołę, jakie były ulubione przedmioty?
W szkole mieliśmy wspaniałą kadrę pedagogiczną. Lubiłam język polski i literaturę, WF i muzykę. Chętnie brałam udział w różnych konkursach, zawodach, w organizowaniu przeróżnych szkolnych wieczorków itd. Uczęszczałam do kółka dramatycznego, śpiewałam i tańczyłam w zespole szkolnym „Strumyk”. Pamiętam, jak podczas eliminacji republikańskich trafiłam do dziesiątki konkursu recytatorskiego „Kresy”, było wiele radości…
Jakie cele stawia Pani sobie w kierowaniu szkołą?
Jak wspominałam, to wzbogacenie infrastruktury poprzez wnioskowanie, współpracę z organizacjami oraz polepszenie poziomu nauczania.
Czego Pani najbardziej nie lubi w zachowaniu uczniów?
Niedotrzymywania słowa. Dałeś słowo, więc je dotrzymaj. Czy to przy spełnianiu poszczególnych obowiązków w domu i w szkole, czy w odrabianiu lekcji.
Jakie ma Pani plany na przyszły rok?
Planów jest dużo, ale nie będę na razie ich ujawniać, bo są w stadium początkowym.
Czego mogłaby Pani życzyć naszym Czytelnikom w nadchodzącym roku?
Życzę spokoju i pokoju, zdrowia oraz błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia i lepszego od poprzedniego Nowego Roku!