W ubiegłym tygodniu dwa drony zaatakowały Kreml. Ukraina od początku odżegnywała się od ataku. Strona rosyjska natomiast od razu o atak oskarżyła Kijów. Rzecznik prasowy Władimira Putina Dmitrij Pieskow zapewnił, że tradycyjna defilada na placu Czerwonym z okazji Dnia Zwycięstwa się odbędzie.
Czytaj więcej: Parada Zwycięstwa w Moskwie. Media: a gdzie samoloty i Gierasimow?
Zideologizowane święto
W Rosji, w odróżnieniu od Zachodu, dzień zwycięstwa nad III Rzeszą jest obchodzony nie 8, a 9 maja. Od czasów ZSRS podczas obchodów Dnia Zwycięstwa w Moskwie na placu Czerwonym odbywała się defilada wojskowa. Celem defilady była prezentacja mocy rosyjskiego wojska. „Kult zwycięstwa” zaczął jeszcze bardziej się wzmacniać za czasów Putina. Propagandyści stosowali coraz bardziej agresywną retorykę. Atak na Ukrainę w pewnym stopniu również wywodzi się z tej retoryki. Na początku wojny Putin mówił o „denazyfikacji Ukrainy”, czyli dawał do zrozumienia mieszkańcom Rosji, że sąsiednim krajem rządzą „spadkobiercy Hitlera”.
W tym roku Kreml, z powodu wojny w Ukrainie, po cichu zaczyna tonować retorykę.
— Patrząc na teraźniejszą sytuację, widzimy, że w niektórych regionach leżących bliżej ukraińskiej granicy wszelkie obchody, jak rozumiem z powodu bezpieczeństwa, zostały odwołane. Jak zapewniają na Kremlu, defilada na placu Czerwonym ma się jednak odbyć. Kwestia zwycięstwa w II wojnie światowej, w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, w Rosji była fundamentalna. Dzień Zwycięstwa był podstawowym świętem w Rosji. Oczywiście święto to było bardzo zideologizowane. Tym niemniej, kiedy brakuje jakichkolwiek namacalnych zwycięstw w Ukrainie, to ta wcześniejsza narracja staje się dla władz problematyczna. Niedawno do sieci wyciekły oficjalne dokumenty Kremla, gdzie były rekomendacje dla państwowych i propagandowych mediów. Mówi się tam, żeby zbytnio nie skupiać się i nie eksploatować tego tematu. To oznacza, że nie jest on zbyt wygodny dla władz; na zasadzie, że trudno mówić o zwycięstwie w przeszłości, kiedy teraźniejszego zwycięstwa brak — mówi „Kurierowi Wileńskiemu” Wiktor Denisenko z Centrum Badań Dziennikarstwa i Mediów Uniwersytetu Wileńskiego.
Czytaj więcej: Wiktor Denisenko: „Wspierać Rosję mogą tylko grupy marginalne”
Co prawda, podkreśla ekspert, kiedy o zwycięstwie „trąbiono przez dziesięciolecia”, to zrezygnować w trybie natychmiastowym nie bardzo się udaje.
— Dlatego, według mnie, zdecydowano na Kremlu o takim kompromisowym rozwiązaniu — zaznacza rozmówca.
Brak sukcesów
Władze Federacji Rosyjskiej miały nadzieję, że uda się dokonać jakiegoś postępu na froncie, co zostałoby zaprezentowane mieszkańcom jako wielkie zwycięstwo.
— Rosja próbowała zająć Bachmut, aby pokazać swoje „wielkie zwycięstwo”. Zwycięstwo się nie udało i nic nie wskazuje na to, że na tym odcinku frontu zajdą jakieś kardynalne zmiany. Powracając do defilady w Moskwie, to trzeba pamiętać, że zawsze była ona organizowana na szeroką skalę, z pompatyczną prezentacją techniki wojskowej. To, co podkreślają niektórzy analitycy: teraz Rosja nie posiada współczesnej techniki wojskowej, ponieważ wszystko rzucono do Ukrainy. Wszystko wskazuje na to, że obrazek z placu Czerwonego będzie w tym roku o wiele skromniejszy niż wcześniej — komentuje Denisenko.
Ostatnio zauważono, że szef najemników tzw. Grupy Wagnera, Jewgienij Prigożyn, coraz częściej oskarża rosyjskie wojskowe dowództwo o brak dostaw amunicji. Zagroził nawet, że jego najemnicy mogą się wycofać z Bachmutu. Cześć analityków sądzi, że jest to dalsza część konfliktu na linii Prigożyn–Ministerstwo Obrony. Inną wersję podała rosyjska niezależna publicystka Julija Łatynina. „Weźmy na przykład skargi Prigożyna. Jeśli mu zaufamy, to oznacza, że »Wagner« już się kończy. Czy to jednak prawda, czy po prostu manewr w celu zwabienia ukraińskiego wojska do pułapki? Sztab Generalny Rosji próbuje odgadnąć, w jakim kierunku podąży kontrofensywa ukraińskich sił zbrojnych. Jeden z wariantów może polegać na uderzeniu z Bachmutu na Siewierodonick i Lisiczansk. Proszę sobie wyobrazić, że cały ten »konflikt« jest nieprawdziwy i armia Ukrainy uderzy tam, gdzie niby nie musi być sprzeciwu, a tam żywy i zdrowy »Wagner« z rezerwami” — napisała na łamach „Novaya Gazeta. Europa”.
Czytaj więcej: Rok wojny. Przegląd wydarzeń od pierwszego dnia rosyjskiej inwazji na Ukrainę
Wewnętrzny konflikt
Nasz rozmówca twierdzi, że na obecnym etapie trudno coś powiedzieć na ten temat, ponieważ posiadamy bardzo zdawkową informację.
— Powiedziałbym w ten sposób, że pewne napięcie między Prigożinym a jakimiś „wieżami kremla” istnieje naprawdę. To napięcie pojawiło się nie dzisiaj. To napięcie widać od kilku miesięcy. Nie wiemy tego na pewno, ale Kreml w Prigożinie i jego prywatnej armii może dostrzegać niebezpieczeństwo dla siebie. Człowiek, który posiada własne siły zbrojne, jest zawsze niebezpieczny dla władzy. Z pewnością Kreml czerpie odpowiednie korzyści z tego, że „Wagner” wykonuje odpowiednie funkcje na wojnie. Z drugiej strony, gdyby „Wagner” pokazał pewien progres, to w znaczny sposób wzmocniłoby pozycje Prigożina. Dlatego Kreml może świadomie ograniczyć dostawy amunicji i uzbrojenia dla tej jednostki wojskowej, ponieważ gdyby najemnicy „Wagnera” byli doskonale uzbrojeni, to nie wiadomo, jak zachowaliby się, gdyby doszło do jakiegokolwiek konfliktu wewnątrz Rosji. Moim zdaniem Kreml faktycznie może mieć pewne obawy względem Prigożina — podsumowuje Wiktor Denisenko.
Dzień Zwycięstwa
Dzień Zwycięstwa w Rosji nie był obchodzony od zakończenia wojny światowej. Uroczyste defilady odbyły się tylko w latach 1946–47. Od 1949 r. był to zwykły dzień pracy. Oficjalnym świętem 9 maja zostało tylko w 1965 r. Początkowo defilady zwycięstwa organizowano tylko z okazji dat jubileuszowych, czyli w latach 1975 lub 1985. Od 1995 r. są organizowane każdego roku. Wcześniej obchody 9 maja były organizowane również w Wilnie na Cmentarzu Antokolskim, gdzie znajdował się monument poświęcony sowieckim żołnierzom. W roku ubiegłym decyzją Samorządu Miasta Wilna rzeźba została usunięta z terenu nekropolii.
Czytaj więcej: Rusza rozbiórka sowieckich rzeźb na cmentarzu Antokolskim