Ilona Lewandowska: Niedawno Polski Teatr „Studio” zaprezentował premierę „Nocy Helvera” w reżyserii Jonasa Vaitkusa, a już 16 maja odbędzie się premiera „Ordonówny”, którą Pani reżyseruje…
Lila Kiejzik: Tak, dwie premiery w tak krótkim czasie to jest wielkie wyzwanie. „Noc Helvera” to bardzo wymagający spektakl, nie tylko od aktorów, ale także od widzów. Ten scenariusz wybrał reżyser Jonas Vaitkus. Bardzo się cieszę z tego wyboru, bo otworzył on naszym widzom możliwość kontaktu z twórczością współczesnego polskiego dramaturga. Teraz jesteśmy na etapie ostatnich przygotowań do premiery „Ordownówny”, która odbędzie się dzisiaj. Muszę przyznać, że jest to dla mnie jako reżyserki moment ogromnego stresu. Ale jest to też powód do ogromnej radości, bo znów tworzymy coś nowego, a jednocześnie odnosimy się do naszych najlepszych tradycji.
Czytaj więcej: „Idy Teatralne 2023”. Program festiwalu. „Przemyślany i dostosowany do potrzeb”
Jak powstał pomysł tego spektaklu?
Od kilku lat w ramach naszych festiwali współpracujemy z Eweliną Szaszenko. To bardzo utalentowana i bardzo lubiana piosenkarka. To właśnie od niej wyszła propozycja stworzenia muzycznego spektaklu, w którym będzie mogła wykorzystać swoje umiejętności wokalne, ale także zdobyć nowe doświadczenie. Zdecydowaliśmy się na przypomnienie najbardziej chyba charakterystycznej z gwiazd międzywojennego Wilna, czyli Hanki Ordonówny. To postać nie tylko o wspaniałym głosie, ale także niezwykle ciekawym życiorysie. Premiera na Pohulance, a więc na scenie, na której występowała Ordonówna, jest niewątpliwie wielką zaletą naszego spektaklu.
Czytaj więcej: Wilno było ważną kartą w życiu Hanki Ordonówny
Autorem scenariusza jest Sławomir Gaudyn, aktor i reżyser Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie. Jaką Ordonównę postanowił pokazać widzom?
To Ordonówna u schyłku swego życia, która wspomina m.in. Wilno, utracone na zawsze. Tak fascynujące życie naprawdę daje ogromne możliwości dla teatru. Oczywiście muzyka odgrywa w tym spektaklu ogromną rolę. Obok Eweliny Saszenko wystąpią Oskar Wygonowski i Alina Masztaler. Nie mam wątpliwości, że widownia czekała na ten spektakl. Bardzo szybko sprzedane zostały bilety, co pokazuje, że takie propozycje są potrzebne. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że mamy już stałą widownię, bo także na inne spektakle bilety sprzedają się dobrze.
Co po premierach? Jakie są plany Polskiego Teatru „Studio” na najbliższe miesiące?
Będziemy oczywiście grać na Wileńszczyźnie, ale także w Polsce i dla Polonii. Po raz pierwszy w naszej historii odwiedzimy Chicago. Polonii tam mieszkającej pokażemy dwa nasze najczęściej grane spektakle, „Zapiski oficera Armii Czerwonej” oraz „Na wileńskiej ulicy”. Ogromnym wyzwaniem jest natomiast przygotowanie do Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego „Wileńskie Spotkania Sceny Polskiej”. To zawsze wielki wysiłek organizacyjny, ponieważ chcemy, by w Wilnie miały szanse spotkać się teatry polskie z całego świata. W dziewięciu dotychczasowych edycjach udział wzięły teatry: z USA, Niemiec, Austrii, Ukrainy, Czech, Polski, Kanady, Węgier, Rosji, Australii oraz Litwy. Na festiwalu wystąpili aktorzy z 11 państw, ponad 40 różnych teatrów, było ponad 3 000 uczestników. W tym roku mam pewne obawy co do tego, czy uda nam się go zrealizować zgodnie z planami, gdyż nie otrzymaliśmy wystarczających funduszy, jednak szukamy środków i nie tracę nadziei, że zaprosimy do Wilna naszych gości. Tu, gdzie nie mamy zbyt wielu możliwości oglądania spektakli w języku polskim, jest to bardzo cenne.
Czytaj więcej: Start X Międzynarodowego Festiwalu „Wileńskie Spotkania Sceny Polskiej”