Stanisław jest właścicielem podwileńskiej, prawie półhektarowej działki z domem, sadem, ogrodem i przepięknymi łączkami oraz trawnikami. Ale beztroskie i szczęśliwie początkowo życie ogrodnika-sadownika, zostało brutalnie wywrócone do góry nogami, kiedy pojawił się nieoczekiwanie nieproszony sąsiad — kret. I takie wymuszone współżycie zmusiło Stanisława do — zawodowego już teraz, polowania na krety. Twierdzi, że wie wszystko o życiu tych gryzoni, jak też zna wszystkie sposoby na ich unieszkodliwienie, tudzież — unicestwienie.
Czytaj więcej: Maj — najpiękniejszy miesiąc w sadzie i ogrodzie
Złowrogie znaki…
— Gdy tylko nadchodzi wiosna i wszystko się zazieleni, na trawnikach i łączkach szybko wyrastają kopce wyburzonej ziemi. To znak, że rozpoczął się sezon aktywności kretów! — tak zaczyna swoją, mrożącą krew w żyłach, opowieść…
— Praktycznie jedynym sposobem na upolowanie kreta jest złapanie go w pułapkę. Wszystkie inne urządzenia, które są obecnie sprzedawane, np. odstraszacze elektryczne, to tylko półśrodki. A trucizny wcale na niego nie działają, bo je po prostu omija — mówi Stanisław z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem polowania na tę podziemną zwierzynę i… dochodowej pracy kretołapa.
Śledzie, ekskrementy…
Aby ustrzec się przed tą zarazą z piekła rodem, ludzie uciekają się czasami do najbardziej szalonych sposobów. Z desperacji wkładają do kretowisk poćwiartowane w dzwonki śledzie, zasypują je ekskrementami i dolewają „salarki”, ale nic nie działa, bo krety omijają wszystko i nadal robią swoje.
— I ja, na początku walki z tym nieszczęściem, wykorzystywałem wszystkie ludowe sposoby. Było lanie moczu do dziur kreta, wkładanie kawałków karbidu, a nawet „pompowanie” dymu z rury wydechowej samochodu! — śmieje się sam z siebie Stanisław, który do labiryntów kreta wkopywał też pułapki — 3-litrowe słoiki, do których złapał nawet kilka gryzoni.
Butelki i… kot!
— Ludzie na słupki w ogrodzeniu albo patykach w ziemi, nadziewają puste plastikowe butelki, żeby te swym terkotaniem odstraszały nieproszonych gości. Owszem, sposób to łatwy w wykonaniu, ale ohydnie nieestetyczny. Jeżeli już, to lepiej ustawić dziecięce kolorowe wiatraczki — ładnie i spokojnie dla… swego sumienia — mówi domorosły kretołap.
Aha, jest jeszcze jeden dobry sposób: kot — naturalny wróg kreta, ale leniwie dobrowolny pomocnik. Najlepiej, kiedy zmusi się go do polowania i na noc nie wpuści do domu…
Legowisko i spiżarnia
Tradycją jest mieć na działce skrzynię do kompostu, gdzie są wyrzucane wszelkie śmieci ogrodnicze, a przede wszystkim chwasty, które gniją i… ogrzewają ziemię.
— I tam jest idealne miejsce dla zamieszkania i plenienia się kreta — zdradza podstawowy sekret egzystencji tych gryzoni Stanisław. — Kret swój dom ma na głębokości około 2,5 metra. Ciemno tam i cicho, co lubi bardzo kret, bo ma szatańsko wyczulony słuch.
W podziemnym gnieździe z mchu i trawy jest też spiżarnia, w której gromadzi do kilkuset żywych, unieruchomionych dżdżownic, z umiejętnie podciętymi zwojami nerwowymi. Samica rodzi 2-7 młodych rocznie.
Ile wydałem pieniędzy…
— Pierwsze słowa osoby, która do mnie dzwoni: »Panie, wypróbowałem wszystko… I nie masz pan pojęcia, ile wydałem na to pieniędzy!« — opowiada Stanisław.
Za pierwszą wizytę, rozpoznanie terenu i ustawienie kilku pułapek, bierze niedrogo — 50 euro plus wydatki na sprzęt. Potem, dla utrwalenia sukcesu, należy zamontować elektroniczne urządzenia odstraszające i czekać… Na telefon od wystraszonego sąsiada, do którego uciekł wygoniony kret.
— No i jest kolejny klient! — śmieje się zadowolony kretołap.
Sprzęt do polowania
Rękawiczki gumowe……………..od 3 euro
Mała łopatka-saperka…………….od 10 euro
Pułapki-potrzaski rurkowe………..7-15 euro
Kolorowe wiatraczki……………..2-3 euro
Ultradźwiękowe wibratory:
na baterie………………………….od 10 euro
na słoneczne ogniwa……………..od 18 euro
Zaczynać od siatki
Pierwszy środek zapobiegawczy przeciw kretom to siatka przed założeniem trawnika. Ma kwadratowe oczka o optymalnym rozmiarze 16 mm x 16 mm. Dzięki temu pozwala na naturalny rozrost systemu korzeniowego trawy i roślin, jednocześnie stabilizując i wzmacniając podłoże.
Ale to dość kosztowna przyjemność — ok. 1 euro za 1 mkw. zabezpieczenia.
Na futro teściowej
U nas występuje kret europejski (talpa europaea). Masa walcowatego ciała — do 120 g, długość do 20 cm, ma 44 zęby! Sierść czarna, charakteryzująca się wyjątkową gęstością włosów, przy dotknięciu dające wrażenie „aksamitnych”. Nie tak dawno kret został usunięty z Czerwonej Księgi.
— Teraz więc można wykorzystać go np. na… prezent dla teściowej! Bo ciągnie swój do swego! — śmieje się złośliwie Stanisław.
Futra z kretów należały do najdroższych produktów ostatniego stulecia i były bardziej luksusowe niż futra innych zwierząt o miękkim futrze.
— Skóry z kretów kupowano i przetwarzano najpierw na Litwie, a potem transportowano je na Łotwę, gdzie szyto z nich futra — Stanisław tylko słyszał o tym, ale sam ani myślał zająć się tym „biznesem” — toż to ile kretów trzeba złapać!
Ile w tym roku?
Jak dużej populacji tych gryzoni możemy spodziewać się w tym roku?
— Zależy to od tego, jaka jest wiosna. Kiedy jest bardzo wodnisto i łąki są zalane, to krety lubią takie miejsca, bo dżdżownic jest dużo. W tym roku jest sucho, ale jeśli kretów nie wytępi się mechanicznie, to będą nadal tylko się rozmnażać — prognozuje Stanisław.
Czytaj więcej: Na Litwie coraz więcej upalnych dni, coraz mniej mroźnych
Śpiewali górale…
Tu na razie jest ściernisko/Ale będzie San Francisco/A tam, gdzie to kretowisko/Będzie stał mój bank… — śpiewa Golec uOrkiestra.
— Chyba im też krety zalazły w ich górach tak głęboko pod skórę, że nawet napisali o tym piosenkę! — żartuje z popularnych piosenkarzy-górali, ale na poważnie dodaje:
— Planuję wydać książkę-przewodnik o kretach. Ludziom na pewno się przyda, bo tacy nieprzyjemni sąsiedzi będą chyba zawsze…
Najlepszy sposób…
Mój dobry przyjaciel, też z „zawodu” myśliwy na krety, podzielił się kiedyś swoim sposobem walki z tym utrapieniem.
„W sobotę rano idę do ogrodu rozkoszować się swoją szmaragdową łączką jak z bajki. Ale słuchając anielskiego świergotu ptaków, leniwie wpatrując się w tańce motyli, często… mam wymioty! Widzę tu i tam stożkowate kupy wyrytej ziemi, po wiadomo kim — krecie” — opowiada z bólem serca Robert.
A wówczas, mimo wszystko, robi sobie dobrze:
„Wygodnie układam się w hamaku między drzewami, do ręki biorę puszkę piwa i kontempluję”… — marzycielsko przypomina błogie chwile w swoim prywatnym raju. — Jedno piwo, potem drugie… i już się robi jak w piosence Don’t Worry, Be Happy. Nie martw się i bądź szczęśliwy!