Więcej

    Historia daleka i bliska: Uzbekistan–Litwa

    Wola życia pomogła części dzieci, które znalazły się w Uzbekistanie w latach 1940–1942, pokonać cierpienie wywołane utratą rodziców i przetrwać w nieznanym środowisku. Niektóre z nich do dzisiaj szukają odpowiedzi na pytanie: kim jestem?

    Czytaj również...

    Polskie dzieci rozmaitymi drogami trafiały podczas II wojny światowej do Uzbekistanu. Większość przybyła wraz z obywatelami II RP deportowanymi na północ ZSRS, którzy zmierzali na południe w wyniku podpisania 12 sierpnia 1941 r. przez Biuro Polityczne KC WKP(b) i Radę Komisarzy Ludowych ZSRS uchwały o „Trybie zwalniania i skierowywania obywateli polskich amnestionowanych zgodnie z dekretem Prezydium Rady Najwyższej ZSRS”.
    Nie wszystkich małoletnich ewakuowano z sowieckiego imperium wraz z wojskiem dowodzonym przez gen. Władysława Andersa. Byli w różnym wieku; nie wszystkie maluchy, które straciły rodziców, zapamiętały, kim są. Nie wiemy, ile ich dokładnie było. Według sprawozdania z 1 grudnia 1942 r. największe skupiska ludności polskiej, uwzględniając liczebność dzieci, znajdowały się w obwodach: samarkandzkim – 11 961 osób, w tym 2850 dzieci, bucharskim – 8295 osób, w tym 1928 dzieci, taszkienckim – 4493, w tym 1062 dzieci.
    Biorąc pod uwagę trudne warunki zewnętrzne, epidemie, wyczerpanie organizmów, wysoką śmiertelność przybyszów uznanych niedawno za „wrogów ZSRS”, można przyjąć, że pewna część dzieci została zaadoptowana z rozmaitych względów przez ludność miejscową. Wyrastając na Uzbeków, dożywszy sędziwego wieku, wracają pamięcią do lat dzieciństwa. Wspominają odmienność fizyczną, jasną karnację skóry i cierpkie uwagi otoczenia o niewdzięczności, gdy zdarzało się, że ich zachowanie było odmienne od oczekiwanego. Część z nich zaczyna się zastanawiać, czy ich uzbeccy rodzice byli naprawdę ich rodzicami.

    Pewna część dzieci, które los w czasie wojny rzucił do Uzbekistanu, została zaadoptowana z rozmaitych względów przez ludność miejscową. Wyrastając na Uzbeków, dożywszy sędziwego wieku, wracają pamięcią do lat dzieciństwa. Wspominają odmienność fizyczną, jasną karnację skóry i cierpkie uwagi otoczenia o niewdzięczności, gdy zdarzało się, że ich zachowanie było odmienne od oczekiwanego.

    Dziwne spotkanie


    W poszukiwaniu swojej tożsamości zgłaszają się do rozmaitych instytucji, w tym do parafii rzymskokatolickich. Na przykład do parafii w Bucharze, której proboszczem jest o. Stanisław Rochowiak OFMConv, zgłosiła się w 2010 r. Ravilia Barabanova wraz z córką Elizavietą.
    Opowiedziała, że została wychowana przez Uzbeków. Pamięta, że jako małe dziecko płynęła przez jakieś morze lub wielką wodę. Według dokumentów urodziła się w mieście Kanimieh (ok. 30 km od Navoi). Dziś jest tam polski cmentarz z czasów wojny, a przed laty był tam również sierociniec. Jednak miejscowe archiwum spaliło się, co uniemożliwiło odszukanie dokumentów, w których pozostałby ślad jej losów. Kobietę zastanawiało jednak, że w uzbeckiej rodzinie, w odróżnieniu od innych krewnych, tylko ona mała jasną cerę.
    Wątpliwości co do swojego pochodzenia miała już od wielu lat. Pierwszym impulsem do podjęcia poszukiwań stała się przypadkowa rozmowa, którą odbyła podczas podróży na Litwę w 1980 r. W mieście Birstonas (Birsztany), gdy na przystanku autobusowym oczekiwała na osoby ze swojej grupy turystycznej, podeszła do niej nieznajoma kobieta, która zwróciła się do niej imieniem Róża. Ravilia odpowiedziała jej, że nazywa się inaczej, a mimo to kobieta kontynuowała rozmowę i wypytywała o znamię na skórze. Okazało się, że Ravilia ma takie znamię, a wówczas kobieta zapytała, skąd przyjechała. Niestety, dalszą rozmowę przerwał przyjazd autobusu.
    Przez kolejne lata Ravilia nie przywiązywała wagi do tego wydarzenia, gdyż uważała, że rozmówczyni ją z kimś pomyliła. Tak było do chwili, kiedy przeczytała w jakimś czasopiśmie opowiadanie o córce, która po 55 latach poszukiwań spotkała wreszcie swojego ojca. Wówczas skojarzyła rozmowę na litewskim przystanku ze wspomnieniami z dzieciństwa.

    Uzbekistan stał się drugą ojczyzną Ravilii Barabanovej. Przeżyła dzięki adopcji, życzliwości miejscowej ludności.

    Poszukiwanie odebranej tożsamości


    Pewnego razu, tuż po wojnie, gdy Ravilia bawiła się z dziećmi na ulicy, podszedł do niej nieznajomy chłopiec w wieku ok. 12 lat. Zapamiętała, że był ubrany w kufajkę i powiedział, że w końcu ją odnalazł. W tym momencie ktoś zawołał jej ciotkę, siostrę jej uzbeckiej matki. Kobieta powiedziała chłopcu, że się pomylił, i kazała mu natychmiast odejść.
    Ravilia Barabanova pamiętała także, że była przez inne dzieci przezywana za to, że zabierała i wynosiła po cichu chleb, kromki zjadała w biegu. Takie zachowanie, odmienne od pozostałych dzieci, było prawdopodobnie wynikiem głodu, którego doświadczyła przed adopcją.
    Zapamiętała też, że jej ojciec odjechał na front samochodem osobowym. Gdy to powiedziała dorosłym podczas rozmowy o wyjeżdżających na front Uzbekach, bardzo się zdziwili, a ciotka powiedziała, że on odjechał na półciężarówce. Później zrozumiała, że nie było możliwe, aby wtedy, w tak małej miejscowości jak Ishtihan, rejon karadarinski, obwód samarkandzki, był samochód osobowy.
    Była też świadkiem rodzinnych rozmów, że dzieci, które wzięto na wychowanie, są niewdzięczne. Gdy dorastają, to szukają swych prawdziwych rodziców, a przecież dobra matka nigdy nie zostawi swoich dzieci. W uzbeckiej rodzinie powtarzano przysłowie: „Karm wilka ile możesz, a on i tak w las będzie zaglądał”. Mówiono, że „wychować i oddać z powrotem nie chce się, żal”.
    W tym czasie niczego się nie domyślała, gdyż nosiła nazwisko tej rodziny. Wspominając lata dzieciństwa, zauważała jednak, że traktowano ją gorzej niż inne dzieci – ciotka wychowywała cztery siostrzenice. Nurtowało ją też, że na jej świadectwie urodzenia brak imienia ojca.
    Po wielu latach udała się do urzędu stanu cywilnego w mieście Kanimieh, skąd pochodził dokument. Jednak w registraturze nie znaleziono notki o jej urodzeniu. Krewni, których mogłaby zapytać, już nie żyli.
    Za pośrednictwem o. Stanisława Ravilia postanowiła więc zwrócić się do Biura Poszukiwań i Identyfikacji Instytutu Pamięci Narodowej z prośbą o pomoc w odszukaniu bliskich. Przekazała swoje zdjęcia w nadziei, że może ktoś ją rozpozna.

    Czytaj więcej: Ambasada RP i Instytut Polski w Wilnie rozpoczęli odwiedzanie cmentarzy i miejsc pamięci

    Powracające wspomnienia


    Uzbekistan stał się drugą ojczyzną Ravilii Barabanovej. Przeżyła dzięki adopcji, życzliwości miejscowej ludności. Chęć życia pomogła jej pokonać cierpienie wywołane utratą rodziców, motywowała do walki o przetrwanie w nieznanym środowisku. Ludzkie historie wplecione w „młyny czasu” prezentują m.in. następujące publikacje: E. Kowalska, „Przeżyć, aby wrócić!”, Warszawa 1998; C.A. Frierson, S.S. Wilenski, „Dzieci Gułagu, Warszawa 2010 (i późn.); B. Cyrulik, „Ratuj się, życie wzywa”, Warszawa 2014.
    Chęć przeżycia oznaczała przystosowanie do warunków, w których Ravilia się znalazła, do nowego środowiska przyrodniczego i społecznego. Fragmenty obrazów z dzieciństwa zostały zmienione przez wojnę, dopowiedziane przez nowe środowisko. Mimo upływu lat, m.in. na skutek fizycznej odmienności i czasem powracających wspomnień, podjęła decyzję o poszukiwaniu swoich bliskich sprzed 1939 r.
    Odchodząc – uzyskanie odpowiedzi na nurtujące pytania przekazała swoim dzieciom i wnukom, aby one dowiedziały się, nie tylko skąd pochodziła ich matka lub babcia, ale też jakie są ich korzenie.


    Ewa Kowalska
    Instytut Pamięci Narodowej


    Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 31 (90) 04-11/08/2023

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Tydzień Bibliotek w Kowalczukach

    Tegoroczny Tydzień Bibliotek na Litwie odbył się pod hasłem: „W rodzinie europejskiej”. Filia Centralnej Biblioteki Samorządu Rejonu Wileńskiego w Kowalczukach również wzięła udział w tym przedsięwzięciu, przygotowując interesujące spotkania i wystawy dla czytelników w różnym wieku, a także dla...

    Mer udzieli ślubu? Duchniewicz pisze do Dobrowolskiej, podaje argumenty

    Ceremonia ma stać się atrakcyjniejsza Zdaniem mera Duchniewicza, ceremonia zaślubin z udziałem mera samorządu byłaby znacznie bardziej atrakcyjna, tym bardziej, że ceremonię rejestracji małżeństwa można zorganizować nie tylko w siedzibie urzędu stanu cywilnego, ale także w miejscach wybranych przez nowożeńców...

    Transmisja Mszy św. z Ławaryszek w TVP Wilno

    „Neogotycka perła Ławaryszek” — tak przez parafian nazywana jest świątynia usytuowana w centrum miejscowości. Kościół ten zbudowano na początku XX wieku, w 1906 roku. Jego fundatorem był ówczesny proboszcz ks. Józef Mironas. Jest to świątynia z cegły dużych rozmiarów: długość ma 42...

    Upamiętnienie Banionisa z wątkiem polsko-litewskim. Pokłóconych sąsiadów pożera większy gracz

    W dniu 16 kwietnia w Litewskim Teatrze Narodowym wyświetlono film „Marš, marš! Tra-ta-ta!” z 1964 roku. Ten obrazek w reżyserii Raimondasa Vabalasa jest polityczną parodią na relacje międzynarodowe i nie tylko. W filmie widzimy odwieczny konflikt przez pryzmat kochanków, Zigmasa...