Zawieszaliśmy także cukierki. Wielką atrakcję stanowiły kolorowe małe elektryczne lampki. W pokoju roznosił się leśny zapach jodły.
Drzewko wstawiliśmy do wiadra z wilgotnym piaskiem, aby mogło stać jak najdłużej w mieszkaniu, aż do końca stycznia.
Czytaj więcej: Henryk Sielewicz — człowiek, który żyje niebem i dzieli się tym z ludźmi!
Śnieżne grudnie
W domu panowała świąteczna atmosfera. Mama szykowała różne potrawy na stół, a my ustawialiśmy je na stole, który był zasłany białym obrusem. Pośrodku stołu pod obrusem leżała „ochapka” siana, symbolizująca żłóbek, w którym było położone przez Maryję po rozwiązaniu Dzieciątko Jezus.
Nie było kolęd, bo nie mieliśmy magnetofonu, komputera, a w radiu ich nie transmitowano, bo w Związku Radzieckim wiara katolicka była zabraniana. Ale to nam wcale nie psuło humoru, bo na stole znajdowało się 12 potraw, nie na tyle bogatych, jak my mamy teraz, ale swoim wyglądem i zapachem i tak chciało się coś wziąć ze stołu. Minęło zaledwie 10 lat od zakończenia II wojny światowej, nie było rarytasów, a i coś kupić w sklepie to był wielki problem. Ojciec przywoził ze wsi żywność, bo na wsi trzymało się prosię, zbierano grzyby, które byli suszone w wioskowym piecu. Nie brakowało żurawin, a kisiel z nich był znakomity.
Po południu co chwilę wybiegałem na dwór, aby zobaczyć pierwszą gwiazdkę, ale niebo było jeszcze dość światłe. Pod koniec grudnia zima królowała już na całego, było sporo śniegu, a wieczorami panował siarczysty mróz.
Nareszcie udało się zobaczyć na wieczornym niebie pierwszą gwiazdkę, wbiegałem do domu i z wielkim zaszczytem oznajmiałem, że już nam świeci na niebie.
Mogliśmy całą rodziną – mama, ojciec, brat Kazimierz, najmłodszy brat Jan oraz ja – zasiąść do stołu. Najpierw była modlitwa, a potem łamanie się opłatkiem. To była dla mnie wielka tajemnica oraz podniosły nastrój. Po spożyciu potraw my, dzieciaki, postawiliśmy pod choinką swoje obuwie i w myślach prosiliśmy św. Mikołaja, aby nam przyniósł to, o czym marzyliśmy.
Potajemnie na pasterkę
Pamiętam, jak długo starałem się nie zasnąć, aby zobaczyć, jak Święty Mikołaj zawita do naszego domu oraz jak będzie wyłaził z komina z pełnym workiem zabawek. Niestety, sen szybko zmorzył, a z rana szybko się wstawało z łóżka i biegło się do choinki. Trochę byłem rozczarowany, bo Święty Mikołaj przyniósł mi nie tę zabawkę, o której marzyłem.
Ale byłem szczęśliwy z otrzymanego prezentu. Potajemnie przed rodzicami zdejmowało się z choinki cukierek, ładnie się rozwijało, a następnie papierek zawijało się, aby wyglądało tak, jakby we środku nie było pusto. Czasami wykrajało się z chleba kształt cukierka, i ten chleb zawijało się do środka.
Rankiem na dworze mróz był siarczysty, szyby w domu były zamarznięte, a na szronie coś rysowaliśmy. Chociaż czasy byli ciężkie, byliśmy bardzo szczęśliwi w swoich dziecinnych marzeniach.
Chodziliśmy pieszo 2,5 km do kościoła w Wilnie, naszym parafialnym był kościół pw. św. Rafała. Z ciekawością oglądałem żłóbek Pana Jezusa, a wychodząc po mszy św. z kościoła, z obawą patrzyłem, żeby któryś z nauczycieli mnie nie zobaczył, bo po drugiej stronie drogi znajdowała się moja szkoła średnia nr 19 (dziś im. Syrokomli). Pamiętam, jak nauczyciele nas krytykowali, że chodzimy do kościoła.
Tradycja wciąż żywa
Czas szybko zleciał od wesołych dziecinnych lat, minęło już 65 lat od tamtych moich wspomnień.
Teraz, już w dorosłym wieku, wciąż wyczekuję na święto Bożego Narodzenia. Święty Mikołaj już nie przyniesie mi zabawek, ale sprawia mi przyjemność, że u nas w Ławaryszkach stoi upiększona wysoka jodełka przy starostwie, a dla dzieci jest przedstawienie ze Świętym Mikołajem oraz Śnieżką. Dzieciaki mają różne zabawy, konkursy oraz tańce. A pod koniec zabawy otrzymują od Świętego Mikołaja prezenty.
W tym roku pod koniec grudnia na niebie nie przewiduje się niczego spektakularnego. Jeżeli dopisze pogoda, to ok. godz. 16.30 będzie można śmiało zasiadać do wigilijnego stołu, bo na niebie wysoko zauważymy dość jasną gwiazdkę – planetę Jowisz. To dla nas będzie znak, aby rozpocząć wigilię. Zbierze się cała rodzina przy stole, postawi się jeden pusty talerz, to dla spóźnionego gościa. Taka jest stara tradycja na Wileńszczyźnie. Po odmówieniu pacierza przez głowę rodziny łamiemy się opłatkiem i każdemu składa się życzenia. Następnie spożywamy 12 potraw, a po wigilii obowiązkowo trzeba podziękować i pochwalić gospodynię za smaczne potrawy. To będzie dla niej najlepszy prezent od rodziny.
24 grudnia długość dnia wynosi 7 godzin 17 minut, a już 26 grudnia Słońce powoli poszybuje do góry i ten dzień będzie dłuższy o minutę.
Nie za długo nastąpi koniec grudnia, a porzekadło ludowe głosi, że na Nowy Rok dzień jest dłuższy na barani skok.
Czytaj więcej: Gwiazda Betlejemska była nad nami! Henryk Sielewicz o zbliżeniu Jowisza i Saturna
Henryk Sielewicz
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 51 (148) 23/12/2023-05/01/2024