Czy ktoś kiedyś zastanawiał się nad tym, dlaczego stracili wszystko? Co takiego wydarzyło się w ich życiu? Postanowiłam z takimi ludźmi porozmawiać. Rozmowa z nimi pokazała mi, że to są ludzie podobni do nas, i jak każdy z nas mają swoje troski, marzenia, wspomnienia.
Pierwsza reakcja: boimy się ich
Za oknem mamy wiosnę. Przy McDonaldzie na dworcu, na ławeczkach siedzą ludzie, z wyglądu przypominają bezdomnych. Szczerze mówiąc, z początku trochę bałam się, bo zawsze myślałam, że ludzie bezdomni są agresywni.
Siedziała grupa osób, na ławce mieli rozłożone jedzenie, które przed chwilą znaleźli w śmietniku, a jeden z panów, który był „najmodniejszy”, bo miał czarne okulary i dżinsową kurtkę, pod pachą trzymał butelkę z alkoholem, którą przekazywał od czasu do czasu swoim kolegom. Pili z butelki. Tę grupkę minęłam.
Wpadł mi w oko pewien mężczyzna. Wyróżniał się od tych bezdomnych, co siedzieli w grupce. Siedział samotnie, cicho, przy sobie miał kilka worków, jak później się okazało, to był jego cały majątek. Mężczyzna miał długą brodę i brudne włosy. Nieśmiało podeszłam do niego. I okazało się, że to inteligentny człowiek, który kiedyś pracował jako… chirurg-onkolog! Poprosiłam, żeby opowiedział mi, jak został bezdomnym.
– To, że dzisiaj jestem bezdomny, to mój wybór – zaczął swoją historię 52-letni Roman. – Nie jestem żadnym pijakiem, w ogóle nie piję. Nie zawsze byłem, jak nas nazywają, bomżem. W poprzednim życiu byłem chirurgiem-onkologiem. Swoje życie dzielę na dwa etapy. Życie do bezdomności i teraz. Moja historia jest tragiczna – mówił.
Bezdomność z wyboru
Roman kiedyś miał rodzinę żonę, syna, dobrze opłacaną pracę w prywatnej klinice, duży dom. Jak mówi, był osobą bardzo zapracowaną, na pierwszym miejscu była kariera, a co działo się w domu, z najbliższymi – o tym nie wiedział i, jak mówi, teraz za to płaci.
– Jak już mówiłem, miałem syna. Miał 13 lat i jak to każdy nastolatek był buntownikiem, ale często narzekał na bóle głowy. Mówił o tym matce, na początku dawała mu leki przeciwbólowe. Po jakimś czasie powiedziała mi o tym. Zapytałem, co mu jest, powiedział, że czasami nachodzą go straszne bóle głowy i nic więcej. Nie zwróciłem na to uwagi, bo bardzo dużo czasu spędzał poza domem; grał w koszykówkę, więc stwierdziłem, że jest po prostu przemęczony, nie było innych sygnałów, że może się dziać coś poważnego. Po jakimś czasie żona powiedziała, że syn skarży się, iż źle widzi. Ja jej na to powiedziałem, że musi mniej czasu spędzać przy komputerze… – relacjonował swoje życie Roman.
Mężczyzna ze łzami w oczach wspomina, jak mówi, najsmutniejsze śniadanie w jego życiu. Pewnego razu przy posiłku zauważył, że syn bardzo często mruga, powtarza się. To był sygnał.
– Zabrałem go na rezonans magnetyczny, który pokazał, że w głowie ma złośliwego guza i przerzuty. Już nic nie można było zrobić… Syn zgasł na oczach w ciągu miesiąca. Nie mogłem sobie darować, że ja, który uratowałem setki osób, nic nie zrobiłem, żeby uratować własne dziecko… Żona mi wprost nigdy nie powiedziała, że to moja wina, ale widziałem w jej oczach, że wini mnie. Nie mogłem już pracować w swoim zawodzie – opowiada Roman.
Jak mówi mój rozmówca, sam poprosił żonę o rozwód, przepisał na nią dom i wyjechał do Niemiec. Chciał o wszystkim zapomnieć, poszedł pracować na budowę. Tam nie dał rady, było zbyt ciężko.
– Przez rok żyłem z oszczędności, które miałem. Ale po jakimś czasie zobaczyłem, że już nie mam z czego płacić za mieszkanie i że ledwo mi starczy na bilet powrotny. Pojechałem do Wilna. Po wyjściu z samolotu zdałem sobie sprawę, że nie mam dokąd pójść, że jestem bezdomny. Pierwszą noc spędziłem na dworcu autobusowym, tam poznałem innych bezdomnych – i tak już trzy lata mieszkam na ulicy. Nic nie chcę zmieniać. Dla mnie bezdomność to mój wybór, moja kara – z żalem zaznaczył Roman.
Zniszczone relacje rodzinne
Kolejnych rozmówców spotkałam na skwerku przy Ostrej Bramie. Wśród grupy mężczyzn była jedna kobieta. W towarzystwie mężczyzn czuła się bardzo pewnie. Jak potem mi powiedziała, jest wśród nich „królową”, bo jedyna otrzymuje 170 euro „inwalidzkich” i ma nawet kartę do bankomatu. Podczas rozmowy Marina ujawniła, że bezdomną uczyniła ją własna córka.
– Mieszkaliśmy jak zwykła rodzina, w Żyrmunach, w dwupokojowym mieszkaniu. Nie byliśmy bogaci, ale na chleb z masłem zawsze starczało. Ale kilka lata temu mąż zginął w wypadku samochodowym, a ja zostałam niepełnosprawną do końca życia, mam problemy z kręgosłupem, pracować nie mogę. Dwa lata temu córka wyszła za mąż i zaczęło się… Urodziły się dzieci, zięć nie chciał pracować, a córka ciągle go usprawiedliwiała – opowiadała kobieta.
Marina mówi, że w domu były nieustanne awantury, zięć bił nie tylko córkę, dostawało się też i jej.
– Pewnego dnia córka zaproponowała, żebyśmy sprzedali mieszkanie i kupili sobie dwa osobne. Tak zrobiliśmy. Kupili mi walącą się chatę pod Turgielami, obiecali, że pomogą ją odrementować, ale to były tylko obiecanki. Gdzie córka zamieszkała, nie wiem. Dach chaty był dziurawy, było bardzo zimno, więc zimą ciągle paliłam w piecu i pewnego razu pożar… Zostałam bez niczego. Zabrała mnie wtedy sąsiadka, ale ona mocno piła. Ja powoli, powoli też zaczęłam. Po pół roku sąsiadka zmarła, a jej syn kazał mi się wynosić. I tak zostałam znów na ulicy. Zimą nocuję w noclegowni, a wiosną i latem mój dom to ulica – zrelacjonowała swoją historię Marina.
Problemy z prawem
Stojący obok Mariny mężczyzna był mniej przyjemny w rozmowie. Ciągle przeklinał i szczycił się tym, że spędził w więzieniu siedem lat za zabójstwo. A to, że dzisiaj jest bezdomny, to nie jego wina, ale wina jego żony.
– Wyszedłem z więzienia, siedem lat siedziałem za zabójstwo. Miałem żonę i troje dzieci, mieszkaliśmy u teściowej. Od młodych lat piję. To już tak jest: rodzice, dziadkowie i ja pijemy. Pewnego razu przy kieliszku zaczęła się kłótnia, nawet nie pamiętam o co. Wziąłem nóż i wsadziłem go koledze pod żebro… Zmarł na miejscu. Skazano mnie na siedem lat, gdy wyszedłem z więzienia i wróciłem w rodzinne strony, dowiedziałem się, że żona sprzedała mieszkanie, zabrała dzieci i wyjechała w nieznanym kierunku. Ta s… pewnie znalazła sobie jakiegoś i żyje w cieple. A ja muszę tu na ulicy… Co to za baba, że nie doczekała się męża. Ach, gdybym ja zobaczył tę… – uciął mężczyzna.
Co na to państwo
„Kurier Wileński” zapytał Ministerstwo Opieki Socjalnej i Pracy o problem bezdomności na Litwie. Poinformowano nas, że osoba może być uznana za trwale bezdomną tylko wtedy, gdy nie należy do żadnej grupy społecznej, która przydziela jej odpowiednią rolę w społeczeństwie – na rynku pracy, w rodzinie, w społeczności.
Jeśli dana osoba nie znajdzie dla siebie miejsca w życiu społecznym, przebywanie na ulicy ma dla niej nieodwracalne konsekwencje. Typową cechą osób bezdomnych jest rozpad relacji pokrewieństwa i przyjaźni. Osoba, która znajduje się poza swoją grupą społeczną i nie ma stałego miejsca zamieszkania, nabywa specyficznych cech zachowania bezdomnych i przyjmuje normy i wartości tej kategorii tych właśnie osób.
Usługi schronisk dla bezdomnych mogą przybierać dwie formy: zamieszkania w schronisku, tj. zapewnienia tymczasowego (do 12 miesięcy lub dłużej) zakwaterowania, rozwoju umiejętności społecznych, utrzymania i/lub odbudowy oraz innych niezbędnych usług dla osób bezdomnych lub w inny sposób niezdolnych do korzystania z miejsca zamieszkania, w celu przywrócenia im niezależności, utraconych więzi społecznych i pomocy w integracji ze społeczeństwem; a także tymczasowego zamieszkania, tj. zakwaterowania (do 7 lub 15 nieprzerwanych nocy) i świadczenia podstawowych usług osobom bezdomnym, zagrożonym przemocą domową, znajdującym się pod wpływem alkoholu, narkotyków, substancji psychotropowych lub toksycznych, w sytuacji kryzysowej itp., jeśli ich zdrowie lub życie jest zagrożone, jeśli usługi te nie są świadczone.
Usługi hostelu i tymczasowego zakwaterowania są świadczone przez pracowników socjalnych, pracowników opieki osobistej i innych specjalistów w zależności od potrzeb. W 2023 r. na Litwie działało ponad 80 placówek świadczących usługi zakwaterowania w noclegowniach lub tymczasowego zakwaterowania.
Według oficjalnych statystyk w 2022 r. 4317 (4009 w 2021 r.) osób mieszkało przynajmniej przez część czasu w noclegowniach. Główne powody to bezdomność lub powrót z więzienia.
Czytaj więcej: Przez silne mrozy bezdomni garną się do schronisk
Bezdomni w Wilnie
W grupie osób bezdomnych są nie tylko mężczyźni, lecz także kobiety (ok. 20 proc.) oraz dzieci i młodzież (ok. 8 proc.), osoby z wyższym i średnim wykształceniem (niemal 20 proc.). Jedynie niewielka liczba osób bezdomnych trudni się żebractwem (5 proc.). Bezdomnymi nie są wyłącznie osoby uzależnione od alkoholu (takich jest ok. 40 proc.), ale także ofiary przemocy domowej, niepełnosprawni czy długotrwale bezrobotni, ludzie, którzy stracili dom i chęć życia. Bezdomność nie powinna być zatem uważana jedynie za wynik patologii społecznych.
Wilno pomaga ludziom wykluczonym, pozbawionych dachu nad głową. Samorząd Miasta Wilna finansuje wiele projektów pomocowych, m.in. te, którym patronuje Caritas. Dzięki Caritas bezdomni mogą liczyć na nocleg i na posiłek. Stołówki charytatywne Caritasu „Betanija” przy ul. Paco 4 oraz dwie inne, fundacji charytatywnej „Vilties centras” przy ul. Gerovės 29 i Tyzenhauzų 18, oferują codzienny gorący posiłek. Może na niego liczyć nawet 600 osób, a kolejnych 100 osób otrzymuje co tydzień zestawy żywności.
Pod patronatem Caritasu na ul. šv. Stepono 35/4 znajduje się dom tymczasowy, który oferuje: zakwaterowanie w hostelu, pomoc pracownika socjalnego dla osób, które chcą rozwiązać problemy umożliwiające samodzielne życie. W razie potrzeby pracownicy socjalni reprezentują interesy pensjonariusza i pośredniczą pomiędzy nim a instytucjami, komornikami, placówkami medycznymi, instytucjami świadczącymi usługi społeczne. Jak podkreśla dyrektor domu tymczasowego Caritas Aida Karčiauskienė: „Jesteśmy wezwani do wspólnego rozwiązywania problemu bezdomności”.
14 kwietnia obchodzony jest w Polsce Dzień Ludzi Bezdomnych – zainicjował go twórca Ruchu Wychodzenia z Bezdomności „Markot” i Stowarzyszenia „Monar”, Marek Kotański. W kalendarzu litewskim nie ma takiego dnia, a powinien, bo taki dzień zatrzymuje nas na chwilę, abyśmy pochylili się nad tą smutną rzeczywistością. Bezdomność jest zjawiskiem wieloimiennym, różnorodnym i nie zawsze zrozumiałym. Jak mówił Kotański: „Bezdomność potrafi dotknąć ludzi, zdawałoby się, uporządkowanych życiowo, posiadających środki finansowe, domy, rodziny. (…) Można spotkać ludzi z wyższym wykształceniem, a nawet specjalistów rzadkich specjalności, informatyków, muzyków. Bezdomnym może stać się każdy”.
Oprac. Brenda Mazur
Czytaj więcej: Bezdomni: ich dom to całe Wilno…
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 14 (41) 13-19/04/2024