— Spotkałam przyjaciela w Brześciu. Biegł maraton z Polski właśnie do Brześcia. Tego dnia czułam się niedobrze, nie tylko ja, ale nie znałam przyczyny. Maraton odbył się. Dopiero kilka dni później dowiedzieliśmy się, że wybuchł Czarnobyl — opowiada „Kurierowi Wileńskiemu” Ałła z Nowej Wilejki.
— Nie pamiętam, skąd dowiedziałam się o prawdzie. Dziadek śp. słuchał Radia Ameryki, może stąd. Ludzie bali się skażenia, bo jesteśmy niedaleko. Nie rozdawano wtedy żadnych leków. Wiem, że piosenkarze rosyjscy, którzy pojechali wtedy do Czarnobyla, musieli zażywać alkohol, tak ich leczyli. Radiacja zadziałała na struny głosowe Ałły Pugaczowej, można powiedzieć mojej imienniczki. Wtedy na tym był zbudowany cały system, nie można było mówić o tym, co złe. Tylko to co dobre. Ludzie tonęli, cisza. Samolot rozbił się, cisza. Katastrofa, musiano milczeć — opowiada.
Administrator pielęgniarstwa: „Wśród Polaków i Litwinów był jednakowy porządek — musieliśmy milczeć”
Zapytaliśmy o relację także panią Annę, administratorkę medyczną. Szpitale były wtedy „na pierwszej linii frontu” w niesieniu pomocy poszkodowanym.
— W 1986 roku byłam już starszym administratorem pielęgniarstwa. W szpitalach nic się na początku nie zmieniało, ale wielu pacjentów później mieliśmy napromieniowanych. Poparzenia, łysienie, pęka skóra i żywcem złazi. Oczywiście to nie od razu. Kto bliżej Prypeci mieszkał, stamtąd wszystkich ewakuowali i rozwozili po różnych republikach. Litwa też „dostała”, ale o promieniowaniu nic się nie mówiło, oficjalnie tego nie było — opowiada Anna z Wilna (imię znane redakcji).
— Wśród Polaków i Litwinów jednakowy był porządek — Sowieckij Sojuz, nie było wyróżniania się narodowościowego, co najwyżej językowe. A po litewsku i po polsku milczy się tak samo — bo można było tylko milczeć. Lepiej nie robić sobie problemów. Zaufanie do władzy było duże, bo system był skonstruowany skutecznie — wyjaśnia.
Nim jednak zapełniły się szpitale, można było poczuć, że „coś jest nie tak” przebywając na powietrzu.
— Był słoneczny dzień, wietrzny, ale bardzo zamglony, słońca nie było widać. Byliśmy na weselu, to było w okolicach 30 kwietnia, 3-4 dzień po wypadku. Ludzie czuli się bardzo źle, ale nikt o niczym nie wiedział. Zwalaliśmy to na pogodę. Akurat wiatr wiał w naszą stronę, na Skandynawię. Realnie dowiedzieliśmy się z mediów zachodnich, oficjalnie zakazanych wtedy w Związku Sowieckim — np. Radio Wolna Europa. Sowieci dali znać dopiero dwa tygodnie po wszystkim i w bardzo okrojonym zakresie — wspomina.
Jodek potasu na tarczycę w przypadku napromieniowana
Pani Anna nie kryje też oburzenia.
— To przestępstwo dygnitarzy państwowych, że w imię ideologii nie uchroniono ludności. W takich przypadkach trzeba zażywać jodek potasu na tarczycę, siedzieć w piwnicy. A tu wszyscy byli na powietrzu, bo była wczesna i ciepła wiosna — mówi.
Faktycznie, władze Polski Ludowej — która nie należała do Związku Sowieckiego, choć była od niego zależna — mimo zapewnień Moskwy, podjęły decyzję o rozdawaniu płynu Lugola. To roztwór jodku potasu, podawano go szczególnie dzieciom, które przez aktywny wzrost są najbardziej narażone na powikłania popromienne.
Czy alkohol pomaga na radiację?
Pytamy panią Annę, czy alkohol naprawdę pomaga na radiację.
— Z naukowego punktu widzenia, alkohol nie pomaga walczyć z napromieniowaniem, ale łagodzi trochę objawy, jeśli są lekkie: płytki oddech, nudności, słabość. W sowietach mówiło się, że wódki trzeba dać żołnierzom, żeby śmierci nie bali się. Jako medyk nie potwierdzam jednak skuteczności alkoholu w walce z radiacją — wyjaśnia.
— Nie znałam wielu osób, które wzięto do likwidacji szkód Czarnobyla, władze to robiły cicho. Ale znałam tych, którzy zginęli w likwidacji szkód fabryki Azotai w 1989 roku. Wtedy też sowieckie niedbalstwo zafundowało nam tragedię. Nie było aż takiej blokady informacyjnej, jak w 1986 r., ale też nie wolno było podnosić skandalu — opowiada.
Tragedia pontonowego mostu na Wilii w 1975 roku i osobista tragedia. „Śmierć go w końcu dopadła”
— Tak samo o pontonowym moście w 1975 roku kazali milczeć. Także kwiecień! Nie zabezpieczono nieukończonego mostu pontonowego. Ludzie przechodzili, most się zerwał. Wielu ludzi poginęło. Mój przyjaciel ze szkoły uratował się, ale zginął w innej awarii pół roku później. Wieźli nas do kołchozu, 45 dzieci. Wywróciła się ciężarówka, bo zmuszono już pijanego kierowcę do prowadzenia, mimo jego sprzeciwu. A zmuszono, bo procedury w sowietach były tylko na papierze, nikt się nie przejmował. Wtedy już przyjaciel się nie uratował. Śmierć na niego czyhała i w końcu go dopadła — zasmuca się pani Anna.
Czarnobyl a… płodność
Na koniec rozmowy dodaje też pewną obserwację na temat Czarnobyla.
— O promieniowaniu mówiło się coś jeszcze. Bezdzietne rodziny zaczęły mieć dzieci. Kilkanaście lat nie mogli mieć, a po Czarnobylu udało się. To raczej gadanie, „baba babie powiedziała”, i choć brakuje naukowych badań, to wykluczyć całkiem nie możemy. Mikrodozowanie radiacji zabija komórki atypiczne i stymuluje wzrost innych. Ale to raczej ciekawostka — usłyszeliśmy na koniec rozmowy.
Czytaj więcej: Hołd dla ofiar katastrofy w Czarnobylu