Pułtusk uzyskał prawa miejskie w 1257 r. To prawie 20-tysięczne miasto położone jest w województwie mazowieckim, na skraju Puszczy Białej, w Dolinie Dolnej Narwi. Pułtusk to także miasto biskupów płockich. Ich rezydencja mieściła się w tamtejszym zamku od XIV w. Dziś zamek ten jest własnością Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” i wraz z przyległymi terenami stał się Domem Polonii.
Dom dla Polaków z całego świata
Pułtusk i Dom Polonii odwiedzałem wielokrotnie. Ostatni raz byłem tam w końcu lutego br., w przeddzień trzeciej rocznicy inwazji rosyjskiej na Ukrainę. Umówiłem się na spotkanie z Antonim Stefanowiczem, wieloletnim prezesem Związku Polaków na Ukrainie.
— Jestem tu nieprzerwanie od 14 marca 2022. Byłem tylko raz w Kijowie, w październiku 2022 r. Obecnie nie mam tam już nikogo z rodziny. Boję się tam jechać, bo mam swoje lata i nie czuję się zbyt dobrze. Gdyby więc tam coś złego mi się stało, nie uniknąłbym problemów i ewentualnych kłopotów — przyznaje Antoni Stefanowicz.
Takich jak on — zasłużonych działaczy organizacji polskich na Ukrainie — jest aktualnie w Domu Polonii prawie 60. Jest on bowiem domem dla wszystkich Polaków z całego świata. Aktualnie przebywa tam, obok wspomnianych Polaków z Ukrainy, również 80 repatriantów z Kazachstanu. Są oni w Pułtusku w ramach umowy z Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i Administracji. Od roku 2017 prowadzony jest tam ośrodek adaptacyjny dla repatriantów. Pobyt adaptacyjny trwa tam od 3 do 6 miesięcy.

| Fot. Leszek Wątróbski
Koszty utrzymania gości z Ukrainy
Drugą grupę gości Domu Polonii w Pułtusku stanowią uchodźcy z Ukrainy. To są w większości działacze organizacji polskich. Są tam m.in. prezesi innych mniejszych organizacji polskich: z Charkowa, Mariupola, Żytomierza czy Zaporoża i wielu innych miejscowości i ośrodków. Niestety, w wielu ich dawnych domach w Ukrainie mieszkają dziś Rosjanie. Tak jest np. w Mariupolu.
Gości z Ukrainy wspiera państwo polskie poprzez finansowanie ich pobytu. Jest to także obowiązek moralny Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”, które jest właścicielem Domu Polonii w Pułtusku. Ta pomoc jest dziś szczególnie potrzebna i nieodzowna, choć koszty utrzymania ciągle rosną. Utrzymanie gości w Domu Polonii w Pułtusku to trzy posiłki i nocleg, co kosztuje dziś 70 zł brutto za osobodzień. Kwotę tę opłaca wojewoda mazowiecki. Płacą też sami beneficjenci. I tak, dorosła osoba wpłaca około 1 600 zł miesięcznie. Płaci również za każde swoje dziecko 500 zł miesięcznie. Zwolnieni z opłat są natomiast emeryci oraz inwalidzi. Dla nich pomoc jest stuprocentowa.

| Fot. Leszek Wątróbski
Pomoc rzeczowa od zwykłych mieszkańców
W utrzymaniu Domu Polonii w Pułtusku pomagają także dobrzy ludzie. Jest to pomoc rzeczowa, np. proszek do prania czy żywność pełnowartościowa otrzymywana od jej producentów. Goście z Ukrainy to ludzie pracujący kilkanaście lat lub dłużej na rzecz naszej polskiej diaspory, dlatego ci nasi rodacy jak najbardziej zasługują na każdą pomoc w trudnych dla nich chwilach, kiedy rosyjskie rakiety i drony nadal przelatują każdego dnia nad ich ukraińskimi domami.
Warto jeszcze pamiętać o tym, że Rosjanie przed wybuchem wojny z Ukrainą mieli przygotowane listy proskrypcyjne. Były na nich nazwiska naszych rodaków i działaczy do likwidacji. Szczególnie dotyczyło to ludzi, którzy pełnili różne społeczne funkcje. O istnieniu tych list proskrypcyjnych wiemy na 100 proc. z różnych źródeł. Mamy więc obowiązek jako Polska i Macierz wspierać i pomagać im wszystkim.

| Fot. Leszek Wątróbski
„Czujemy się tutaj jak w sanatorium”
Dzięki Antoniemu poznałem w Pułtusku państwa Gołybardów — Eugeniusza i jego żonę Irenę. Pan Eugeniusz to znany na Ukrainie i w tamtejszym środowisku polskim dziennikarz, ekonomista, konstruktor maszyn przemysłowych oraz nauczyciel języka polskiego.
— Zajmowałem się wcześniej, przez lata, popularyzacją polskiej kultury i sztuki, polityką na rzecz polsko-ukraińskiego zbliżenia i pojednania. W okresie tych lat do dnia obecnego ukazało się ponad 2 tys. moich artykułów. W wielu z nich wprowadzałem wątek polski. Wśród materiałów poświęconych Polsce i Polonii ukazały się m.in.: publikacje publicystyczne, kulturalno-oświatowe, reportaże, artykuły analityczne o problemach życia Polonii na Ukrainie oraz inne na rzecz wzajemnego zbliżenia i pojednania Polaków i Ukraińców, Polski i Ukrainy, a zwłaszcza w celu wykorzystania przez Ukrainę wielkiego doświadczenia Polski w sprawie transformacji społeczno-gospodarczych oraz wejścia do NATO i UE. W dniu agresji rosyjskiej na Ukrainę byłem na granicy Polski z Niemcami i Czechami. W Pułtusku jesteśmy z żoną od pół roku. Dostaliśmy tu pokój i czujemy się jak w sanatorium. Dbają o nas i nasze zdrowie — opowiada Eugeniusz Gołybard.

| Fot. Leszek Wątróbski
Periodyczne szczyty rosyjskiej agresji
Kiedy zaś zapytałem się pana Eugeniusza, ile jeszcze będzie trwała wojna, to usłyszałem:
— Nie brakuje chętnych, aby odpowiedzieć na to pytanie, ale większość ekspertów unika dokładnego zaznaczenia terminów, wykorzystując raczej emocje zamiast argumentów. Dzisiejsza wojna miała się zacząć w 2014 r., pisałem o niej siedem lat wcześniej w artykule pt. „W jakim kierunku kołysze się wahadło” na łamach „Українське Слово”. Opublikowałem wówczas wyraźne ostrzeżenie o zbliżającej się rosyjskiej agresji na Ukrainę i wskazałem datę rozpoczęcia wojny na rok 2015 lub 2014. W owej publikacji zaznaczyłem również, że szczyty agresji Rosji powtarzają się periodycznie co każde 83 (84) lata. Tak było, kiedy Rosja, zagarnąwszy ogromne tereny Chin na północnym wschodzie, zaznaczyła ten fakt umową nierczyńską (1689 r.). I po następnych 83 latach Rosja dokonała pierwszego rozbioru Polski, a po kolejnych 83 latach rozpoczęła wojnę krymską (lata 1853-1855). Po następnych 83 (84) latach, przy wsparciu Rzeszy Hitlera, imperialistyczna Rosja Stalina rozpoczęła II wojnę światową, okupując połowę terenów Polski (1939). Upłynęły kolejne 83 lata i Rosja Putina wszczęła obecną bandycką wojnę (2022 r.), mając na celu likwidację niezależnego państwa ukraińskiego — wymienia Eugeniusz Gołybard.

| Fot. Leszek Wątróbski
Rosja zaczynała wojnę bez pośpiechu, „pełznąc”
Jak zauważa rozmówca, ta wojna trwa już dziesiąty rok i końca jej nie widać. Można natomiast zaobserwować pewne tendencje w toku wydarzeń, w zachowaniu agresora i w dynamice reagowania świata na faktografię wojny.
— Po pierwsze, Rosja zaczynała wojnę powoli, bez pośpiechu, „pełznąc” — zbliżając się do Krymu niby wąż, żeby nie spłoszyć pogrążonego w wątpliwościach kierownictwa Ukrainy, w którym wówczas nie brakowało prorosyjskich zdrajców. Krym został podbiły przez jakichś nieznanych „zielonych ludzików”. Rosjanie uznali to za możliwość stopniowego rozpalania wojny w formacie hybrydowym — niby wojna, niby nie, włącznie z bestialskim zabójstwem setek żołnierzy ukraińskich w „uzgodnionym korytarzu humanitarnym” z oblężonego Iłowajska w sierpniu 2014. Hybrydowo leniwy rodzaj wojny trwał prawie do końca 2021 r. Upodobniony został do chronicznej choroby, z lokalnymi zaostrzeniami — od czasu do czasu. Jednocześnie w środowisku ekspertów trwały jałowe debaty: czy Rosja pójdzie na Ukrainę na całego? A tymczasem Rosja stymulowała kolaborację, aktywizowała agenturę, wzmocniła antyukraińską propagandę na poziomie krajowym i międzynarodowym, przygotowując do natarcia 150-tysięczne wojsko. Kierownictwo Rosji uważało, że osiem lat ma wystarczyć dla przyzwyczajenia się nie tylko Ukraińców, ale i całego świata, do myśli o niezdolności narodu ukraińskiego do obrony własnej niezależności. Więc i tym razem na Kremlu nikt nie spieszy się, aby zakończyć wojnę, lecz rozciągają tam gumę hybrydowego kłamstwa na kilka następnych lat, ponieważ uważają, że 37 mln Ukraińców przeciwko 140 mln Rosjan w dłuższej perspektywie nie ma szans, dlatego właśnie Rosjanie przedłużać będą tę wojnę — reasumuje Eugeniusz Gołybard.
Czytaj więcej: Ukraina nigdy nie zrezygnuje z Krymu
Przeprowadziłem dłuższą rozmowę z panem Eugeniuszem Gołybardem. W przyszłości więc planuję też napisanie z tej rozmowy większego wywiadu.