„Ten rosyjski koszmar, który uważaliśmy za historię, powraca, by nas prześladować w XXI wieku” — powiedziała.
Dziękując Litwie za wieloletnie wsparcie dla dążenia Gruzji do niepodległości i integracji euroatlantyckiej oraz za wsparcie podczas wojny z Rosją w 2008 r., powiedziała, że kryzys w Gruzji wykroczył poza oszustwa wyborcze i stał się kryzysem politycznym.
Według niej, partia rządząca, Gruzińskie Marzenie, próbuje za wszelką cenę skonsolidować swoją władzę, aby zrekompensować malejące poparcie ludzi i popycha kraj z powrotem w objęcia Rosji.
„Stoimy w obliczu zupełnie innego rodzaju wyzwania, które można nazwać wyzwaniem egzystencjalnym, uzurpacją naszego przeznaczenia” — powiedział Zurabiszwili.
Czytaj więcej: Masowe protesty w Gruzji, rządowa telewizja uległa. Rozmówca „Kuriera”: „Postawiono im 3 postulaty”
„Represje są główną i jedyną polityką”
Według byłej prezydent, dziennikarze, którzy wykonują swoją pracę, którzy wyrażają swoje obywatelskie stanowisko, są poddawani represjom: są wleczeni na policję, fałszywie oskarżani i skazywani na podstawie sfingowanych zarzutów.
„Mogą zostać skazani na 11 lat więzienia tylko za pokojowe protesty”, powiedziała.
Protestującym grożą również ogromne grzywny, które rujnują ich finansowo.
Zgodnie z tak zwaną Ustawą o agentach zagranicznych, organizacje pozarządowe, które otrzymują międzynarodowe finansowanie, są dławione.
„Partia rządząca, która prowadzi te niekończące się represje, tak naprawdę nie kieruje krajem — nie ma polityki gospodarczej, nie ma polityki zagranicznej, poza uściskami dłoni, aby pokazać społeczeństwu, że nas uznają, nie ma żadnych użytecznych środków ani polityk, które uczyniłyby kraj bardziej wydajnym, bardziej stabilnym, aby rozwiązać problemy społeczne lub zapobiec zbliżającemu się kryzysowi gospodarczemu” — powiedziała była głowa państwa.
„Represje stały się główną i jedyną polityką” — dodała.
„Militaryzacja Krymu”
Zurabiszwili argumentowała, że sytuacja w Gruzji jest testem dla całej Europy, a zachodzące tam procesy są częścią większego planu Moskwy, mającego na celu odzyskanie kontroli nad Morzem Czarnym, kontroli nad Kaukazem, a tym samym dostępu Europy do Azji Środkowej.
„Wraz z ciągłą militaryzacją Krymu i poważnymi atakami na Odessę, wszystko to jest częścią szerszej strategii, strategii mającej na celu całkowite wyparcie NATO i Unii Europejskiej z Morza Czarnego” — powiedziała była prezydent Gruzji.
Powiedziała, że jeśli Gruzja zostanie w pełni włączona do rosyjskiej strefy wpływów, Kaukaz zostanie odcięty od integracji europejskiej, Armenia, która dąży do zbliżenia z Zachodem, stanie się bezbronna, a Rosja uzyska pełną kontrolę nad tym strategicznie ważnym regionem.
„Azja Środkowa obawia się również, że jeśli Gruzja upadnie, Europa straci swój ostatni szlak tranzytowy do Azji Środkowej i sceduje wpływy gospodarcze i polityczne na Rosję i Chiny”, powiedziała Zurabiszwili, podkreślając, że konsekwencje mogą być nieodwracalne.
Czytaj więcej: Krymski sen, krymski koszmar
Sprawa spółek offshore
Europa musi działać teraz, podkreśliła, a UE i NATO nie mogą stać z boku i przyglądać się temu, co dzieje się w Gruzji. Według byłej prezydent, należy zająć się kwestią manipulacji wyborczych.
„Europa powinna przyjrzeć się bliżej sieciom finansowym wspierającym ten reżim, które dziś pomagają Rosji przekształcić Gruzję w centrum unikania sankcji. Przyjęcie ustawy o spółkach offshore, która przeszła prawie niezauważona przez władze europejskie, jest w rzeczywistości bezpośrednim wyzwaniem nie tylko dla polityki antysankcyjnej, ale także dla przekształcenia Gruzji tweł w szarą strefę, w której mogą działać oligarchowie objęci sankcjami, a inne działania mogą być prowadzone bez żadnych ograniczeń prawnych” — powiedziała Zurabiszwili.
Wezwała nie tylko do nałożenia sankcji na władze Gruzji, ale także do określenia warunków i terminów ich obowiązywania, tak aby pozostały one w mocy do czasu przeprowadzenia nowych wyborów, do prowadzenia polityki nieuznawania władz oraz do wzmocnienia społeczeństwa obywatelskiego w Gruzji.
Według byłej prezydent jest to jedyne pokojowe wyjście z sytuacji.
Według Zurabiszwili nie ma alternatywy dla nowych wyborów, w przeciwnym razie istnieje ryzyko nowego kryzysu nie tylko w samym kraju, ale także w regionie.
Brak uznania wyborów
W październiku ubiegłego roku partia Gruzińskie Marzenie ogłosiła zwycięstwo w wyborach parlamentarnych, podczas gdy opozycja odrzuciła wyniki jako sfałszowane.
W grudniu po raz pierwszy Gruzini nie wybrali bezpośrednio prezydenta. Został on wybrany przez kolegium wyborcze kontrolowane przez prorosyjską partię rządzącą. Prezydentem został Michail Kawelaszwili, skrajnie prawicowy były piłkarz lojalny wobec partii rządzącej.
Salome Zurabiszwili nie zaakceptowała wyników ani wyborów parlamentarnych, ani prezydenckich. Twierdziła, że jest „jedynym prawowitym prezydentem” i obiecała walczyć z partią kontrolującą parlament.
Dziesiątki tysięcy Gruzinów wyszło na ulice w proteście przeciwko sfałszowanym wyborom parlamentarnym i nielegalnym wyborom prezydenckim. Na polecenie władz podjęto próby ich rozpędzenia i użyto przemocy wobec protestujących.
Ponadto Gruzińskie Marzenie zamroziło negocjacje akcesyjne kraju z Unią Europejską. W rezultacie działacze na rzecz praw Gruzji oskarżyli rząd o upadek demokracji i przyciągnięcie Tbilisi do strefy wpływów Rosji.
Stanowisko Litwy wobec Gruzji
Ministerstwo Spraw Zagranicznych poinformowało BNS, że z powodu „rażących i systematycznych naruszeń praw człowieka i podstawowych wolności oraz represji wobec ludności Gruzji”, 102 polityków i urzędników z kraju Południowego Kaukazu ma obecnie zakaz wjazdu na Litwę.
Przemówienie Zurabiszwili nie obeszło się bez skandalu. Kiedy liderka białoruskiej opozycji Swiatłana Cichanouska i Salome Zurabiszwili przemawiały we wtorek w Sejmie, „chłop” Valius Ąžuolas odwrócił się plecami. Na prośbę o komentarz powiedział, że wyraża swoje stanowisko, którego nie ujawni.
„Poseł na Sejm może zachowywać się w izbie tak, jak chce, nikt mu tego nie zabrania. (…) każdy ma swoje stanowisko w tej czy innej sprawie” — powiedział we wtorek dziennikarzom w Sejmie poseł „chłopów”. Co miał oznaczać ten gest, nie ujawnił. Z kolei część polityków nazwała to „skrajnym brakiem szacunku”.